Pamiętają Państwo pana Wolfa? Postać, którą w filmie Quentina Tarantino „Pulp Fiction” gra Harvey Keitel? Człowiek pojawia się u boku dwóch gangsterów, kiedy trzeba posprzątać po pewnym niecodziennym wypadku samochodowym. Chociaż precyzyjniej byłoby powiedzieć: po wypadku, jaki nastąpił w samochodzie, bo główni bohaterowie filmu jadąc autem, które podskakuje na wyboju drogi, przypadkowo pozbawiają życia swojego kompana.
To rodzi całą serię potencjalnie poważnych kłopotów, wśród których wieloletnia odsiadka to tylko przygrywka. Pan Wolf szybko i sprawnie pomaga pozbyć się wszystkich dowodów tego, co stało się w filmowym samochodzie. Jak właśnie okazało się kilka dni temu, również na obrzeżach polskiej polityki funkcjonują ludzie o umiejętnościach podobnych do tych, jakimi w filmowej opowieści sprzed lat popisał się pan Wolf. Kiedy w pewien sobotni poranek były minister sprawiedliwości i prokurator generalny, były premier i były minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz potrącił na przejściu dla pieszych w Hajnówce starszą panią próbującą przedostać się z rowerem na drugą stronę jezdni – w okolicy szybko pojawił się specjalista od usuwania problemów. Były funkcjonariusz struktur komunistycznej bezpieki, a później już Biura Ochrony Rządu, przyjaciel pana premiera i przez wiele lat jego pomocnik w puszczańskim życiu, które, jak wiadomo, premier Cimoszewicz prowadził od wielu lat. Człowiek ten zabrał się szybko za usuwanie pozostałości po niefortunnym zdarzeniu. Traf chciał, że kiedy pakował do swojego samochodu rower, którym poruszała się ofiara potrącenia, w okolicy pojawił się przypadkowo patrol policji. Policjantów musiał zaciekawić powód, dla którego w sobotni poranek rosły chłop pakuje do swojego samochodu rower, jakim ewidentnie w okolice przejścia dla pieszych przyjechał ktoś inny. Postanowili zadać kilka narzucających się pytań. Ponieważ usłyszeli, że kilka minut temu na przejściu zasłabła pani, której jej znajomy udzielił pomocy i który odwiózł ją do domu oraz poprosił o odwiezienie roweru, człowieka wylegitymowali i pojechali dalej. Kiedy kilka godzin później okazało się, że w szpitalu w Hajnówce znajduje się siedemdziesięciolatka ze złamaną nogą, która twierdzi, że padła ofiarą wypadku samochodowego, ale nie wie, kto ją potrącił, policja skojarzyła jedno zdarzenie z drugim. W ten sposób opinia publiczna dowiedziała się o wypadku, który spowodował Włodzimierz Cimoszewicz. Z tej smutnej dla rowerzystki historii płynie kilka oczywistych wniosków. Pierwszym jest to, że skuteczność hajnowskiego pana Wolfa z BOR-u i SB w stosunku do filmowego pierwowzoru okazała się mniej więcej taka jak skuteczność przywódcy legendarnego Gangu Olsena z duńskich komedii z lat 80. w porównaniu z Jamesem Bondem. Pozostałe wnioski nie są jednak tak kolorowe jak marynarki członków ww. gangu. Okazało się bowiem, że po odejściu ze służby wraz z klęską wyborczą Sojuszu Lewicy Demokratycznej pomocnik z przejścia dla pieszych nie zrezygnował z aktywności we wrażliwych dla bezpieczeństwa państwa przestrzeniach. Został bowiem funkcyjnym członkiem Związku Funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, instytucji, która zrzesza emerytów tej zlikwidowanej niedawno i skompromitowanej w Smoleńsku służby. Główną aktywnością tego emeryckiego zrzeszenia w ostatnich miesiącach jest udział w działaniach mających na celu przywrócenie odebranych przywilejów emerytalnych ubekom i bezpieczniakom z czasów sowieckich rządów w Polsce. W tej walce aktywnie bierze udział również były premier Cimoszewicz. W trakcie jednego z ostatnich spotkań tego środowiska utyskiwał, że również jego ojciec stracił swoje przywileje. Nikogo, kto ma podstawową wiedzę na temat polskiego życia politycznego, nie dziwi udział Włodzimierza Cimoszewicza i jego kolegów w walce, jaką prowadzi ten i inne esbeckie związki. To stały element polskiego krajobrazu politycznego. Wypadek na skrzyżowaniu w Hajnówce pokazuje jednak inny aspekt związków pomiędzy esbekami a politykami w III RP. Ta sprawa pokazuje coś, o czym wiemy od lat, ale rzadko kiedy możemy obserwować takie sytuacje jak na dłoni. W 2019 roku, prawie 30 lat po upadku komuny, wokół najważniejszych polityków opozycji ciągle widzimy funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki. Ci politycy czują się w obowiązku walczyć o ich przywileje i pieniądze. Dlaczego? Może dlatego, że ludzie z takim doświadczeniem potrafią – niczym pan Wolf w filmie Tarantino – pomagać w trudnych sprawach, które politycy woleliby ukryć przed opinią publiczną albo organami ścigania. Jaka jest cena takiej pomocy? Na własne oczy przekonujemy się, jak wygląda to w banalnej sprawie wypadku samochodowego. A jak wygląda w sprawach poważnych skandali, wielkich przestępstw czy niewyjaśnionych przez lata afer, w tle których obok esbeków regularnie przewijają się właśnie politycy?