Koalicja Europejska na swoim nowym plakacie wyborczym postanowiła symbolicznie pokazać, jak rozumie rolę Polski w Unii Europejskiej. Polska jako bezwolne i radosne dziecko, Europa jako majętna i szczęśliwa babcia w gustownych kolczykach. To faktycznie rozbrajająca szczerość.
Koalicja Europejska chce Państwa przekonać, że skoro Europa nas kocha, to musi nas również wychować, a przynajmniej pomóc w naszym wychowaniu. Musi nas nauczyć w zasadzie wszystkiego. Jak sprzątać i ogarniać przestrzeń dookoła siebie… Na przykład w Puszczy Białowieskiej, w sprawie, której Komisja Europejska czuła się w obowiązku „pozwać Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE w związku ze zwiększonym pozyskaniem drewna”. Postanowiła też wprowadzić „środki tymczasowe”, nakazujące „niezwłoczne wstrzymanie wycinek”, o czym informowani byliśmy w bezosobowym komunikacie prasowym unijnych instytucji. Unia jednak ma swoją twarz. Jak to często bywa w dzisiejszej Europie, miła, uśmiechnięta pani ze zdjęcia w Internecie czy na plakacie w rzeczywistości okazuje się ciężkawym, łysiejącym panem Timmermansem, który ze smutkiem na twarzy poucza nas, że „Komisja posiada nowe informacje, że wyrąb trwa”. Wychowująca Polskę Europa w czasie wizyt w naszym domu musi z anielską cierpliwością uczyć nas, co i jak wolno mówić. Angela Merkel w lutym 2017 r. pouczała nas, „jak wielką wartością są pluralistyczne społeczeństwa, niezależne media i wymiar sprawiedliwości”. A ponieważ dzieci wychowuje się najlepiej na własnym przykładzie, to w ślad za tymi odwiedzinami kilka dni później listy wysyłają do nas wujkowie. Szef pochodzącego z Niemiec największego koncernu prasowego działającego na polskim rynku w swoim liście uczył nas, że wybór Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej to nie tylko bezapelacyjne zwycięstwo Donalda Tuska, lecz także porażka „reputacji Polski jako rzetelnego partnera w Unii”. Kiedy ten list szefa niemieckiego koncernu Axel Springer opublikowała Telewizja Polska i okazało się, że mamy w redakcji czelność uznać go za skandaliczny, z tego samego adresu z Niemiec przyszła korespondencyjnie kolejna wychowawcza reprymenda. Z tej wynikało, po pierwsze, że nie ma co z nami polemizować, a po drugie – że dzieci nie powinny czytać listów do starszych, tym bardziej że doczytały się w korespondencji wujka czegoś, czego tak naprawdę w ogóle tam nie było. Pozostając w poetyce wychowywania dzieci, starzejąca się Europa poucza nas w sprawie tego, kogo mamy, a kogo nie powinniśmy zapraszać do naszego domu – tak robi na przykład w sprawie migrantów. Z kim nam wolno, a z kim nie możemy się kolegować. Z łobuzem Trumpem z Nowego Jorku na przykład nie wolno. Warto, byśmy przyswoili sobie również zasadę, że co wolno wojewodzie, to nie tobie, Polaku. Na przykład w sprawie sądów. W dojrzałej demokracji, za jaką uważają się dorosłe Niemcy, poseł z partii Angeli Merkel może stanąć na czele Trybunału Konstytucyjnego. W Polsce prezesem tegoż nie może zostać sędzia, bo wyboru dokonuje parlament, w którym nieodpowiednia dla Angeli Merkel partia ma większość. Jeśli niesforne dziecko nie słucha, babcia musi czasem obniżyć kieszonkowe. Stąd pewnie głosy Grzegorza Schetyny, że „grozi nam zabranie środków europejskich”. Warto jednak pamiętać, że Koalicja nie odkrywa Ameryki. Traktowanie Polski jak niesfornego dziecka, które trzeba wychować, ma swoje długie tradycje. Wiele lat temu przypomniał o tym Jacek Kaczmarski, śpiewając o raporcie rosyjskiego ambasadora z Warszawy do carycy Katarzyny w czasie rozgrywki o pierwszy rozbiór Polski:
„Rozprawa z nimi to nie żadna polityka. To wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse. Dlatego radzę: nim ochłoną ze zdumienia, tą drogą dalej iść, nie grozi niczym to; Wygrać, co da się wygrać! Rzecz nie bez znaczenia. Zanim nastąpi europejskie qui pro quo!”.