Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk udzielił wywiadu zaprzyjaźnionej stacji, żeby jak zwykle wygłosić kilka insynuacji pod adresem swojego głównego konkurenta politycznego Jarosława Kaczyńskiego oraz – jak przystało na polityka u progu kampanii wyborczej – zmobilizować swoich wyborców.
Kiedy słuchałem słów Donalda Tuska, nie mogłem oprzeć się zestawieniu ich ze słowami, jakie wygłosił w pewnej debacie przed 30 laty w Radiu Gdańsk. W jej trakcie wypowiedział się szeroko na temat swojego sposobu rozumienia etyki w polityce. Późniejszy premier, a w czasie wypowiadania tych słów jeden z liderów Kongresu Liberalno-Demokratycznego, powiedział: „Myślę, że polityka jako próba uzyskania efektu wobec polityka, wobec przeciwnika konkurenta – czy to na skalę międzynarodową, czy w obrębie własnego kraju – ma coś z gry, z nieustannego pojedynku, w którym używa się na szczęście rzadziej pięści, na szczęście dość rzadko karabinu, a częściej intelektu, umysłu, podstępu, chytrości”. W tej samej debacie Tusk rozprawił się bezwzględnie z kłamstwem jako narzędziem uprawiania polityki: „Ja myślę, że w ogóle żyjemy w takich czasach na szczęście, że publicznie mało kto używa kłamstwa wprost jako działania politycznego, to szczególnie przy procedurach demokratycznych kłamstwo ma krótkie nogi, znaczy bardzo łatwo zrewidować polityka, który kłamstwa używa notorycznie szczególnie wobec wyborców jako metody pozyskiwania głosów”. To fakt i dlatego dzisiaj bardzo łatwo zrewidować polityka Donalda Tuska, który jeszcze nie tak dawno zarzekał się, że jako przewodniczący Rady Europejskiej „jest i pozostanie bezstronny”, podczas gdy w wywiadzie, którego udzielił kilka dni temu, z rozbrajającą szczerością – najwyraźniej licząc, że nikt nie pamięta jego wcześniejszych deklaracji – oznajmił w sprawie rozpoczynającej się kampanii wyborczej: „Nie będę udawał, że to nie moja wojna”, a więc przyznał wszem i wobec, że mówiąc wcześniej o swojej bezstronności, po prostu kłamał. To nic nowego. Przed objęciem funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej w lipcu 2014 roku, kiedy dopięte musiały być już szczegóły decyzji o powołaniu go na to stanowisko, oświadczył: „Odpowiadam po raz 153 na to pytanie. Powiedziałem, że nie wybieram się do Brukseli, i to podtrzymuję”. Tymczasem nieco ponad miesiąc później okazało się, że Donald Tusk do Unii się jednak wybrał. W swoim wywiadzie były premier Tusk mówiąc o swojej konkurencji, wspominał o „obsesji pieniędzy”, a to z kolei przywołuje jednoznaczne skojarzenia nie tylko z prawie czterokrotną podwyżką, jaką otrzymał szef rządu, zmieniając fotel w Warszawie na fotel w Brukseli przy wsparciu polityków niemieckiej CDU, lecz przede wszystkim z kulisami finansowania środowiska politycznego, z którego Tusk się wywodzi. O tych sprawach mówił z kolei były sekretarz generalny Platformy Obywatelskiej i działacz KLD sprzed lat Paweł Piskorski w książce „Między nami liberałami”: „Dla mnie jest oczywiste, że CDU wspierało KLD, ale to były kwestie omawiane przez Kohla z Bieleckim”, z kolei w sprawie natury przepływów finansowych pomiędzy środowiskiem „gdańskich liberałów” a światem biznesu wywodzącego się z komunistycznych służb specjalnych, uosobionym przez opisanego w późniejszym „Raporcie z weryfikacji WSI” Wiktora Kubiaka, Piskorski był jeszcze bardziej precyzyjny: „Ja go poznałem przez Donalda. Kubiak to był inny świat, miał gigantyczne pieniądze. Transfer tych pieniędzy polegał na tym, że dostarczał stosy banknotów w jakichś reklamówkach. Sceny jak z filmu”. Jednak poza podstępem, kłamstwem i chytrością ważna jest jeszcze jedna kwestia, która wynika z wywiadu, jakiego udzielił Donald Tusk.
Przewodniczący Rady Europejskiej, który otwarcie przyznaje, że nie jest bezstronny w sporze politycznym, jaki odbywa się wewnątrz jednego z państw UE, daje dowód na to, że pozostaje w gigantycznym konflikcie interesów. Jest bowiem reprezentantem Unii w sporze z rządem, który sam chciałby pokonać w nadchodzących wyborach. Kto może zagwarantować, że spór UE z polskim rządem nie stanie się zakładnikiem kampanii wyborczej Donalda Tuska? Kto może z pewnością powiedzieć, że choćby sam proces trwającego postępowania UE przeciwko Polsce w trybie artykułu 7 nie jest tej kampanii częścią?