Jeden z ulubionych sportów braci dziennikarskiej to personalne wojenki, czyli tani magiel przeniesiony na łamy gazet i głos antenowy. Jest to jedyny powód, dla którego nie zamierzam w niniejszym felietonie używać nazwisk, po prostu mierzi mnie to. Natomiast nie mogę zostawić bez komentarza postawy, bo ta mierzi jeszcze bardziej. Po tragedii w Gdańsku napisałem na Twitterze, że za chwilę Owsiak zrobi z tego ideologiczny biznes i pranie mózgu. No i wylała się fala ścieku.
Że takie fale zalewają mnie z lewej strony, zdążyłem się przyzwyczaić, uderzenie z prawej strony mimo wszystko zaskoczyło, tym bardziej że ci sami „prawi” zakochali się w „koncyliacyjnym” komentarzu Durczoka. Moje „proroctwo” sprawdziło się po 14 minutach i trwa do dziś, romans „prawych” z Durczokiem trwał nieco dłużej, ale potem wiadomo, że wyszedł Durczok z Durczoka. Zastanawiałem się długo, gdzie szukać wyjaśnienia takiej postawy prawicowych celebrytów, i na starcie odrzuciłem wartości: Bóg, Honor, Ojczyzna. Odpowiedź może być tylko jedna i zawiera się w jednym słowie – tchórzostwo. Niebywałe, podszyte koniunkturalizmem i towarzystwem wzajemnej adoracji, tchórzostwo. Mówi się, że politycy różnych opcji prywatnie piją w tych samych knajpach, a w mediach odstawiają teatrzyk, z którego żyją. Mam nieodparte wrażenie, że to samo dotyczy dziennikarzy, na szczęście nie wszystkich, ale liczba tych, którzy piją z Durczokiem, Sierakowskim, Wrońskim i Wielowieyską, też robi wrażenie. Dlatego mam gorącą prośbę: miejcie przynajmniej tyle jaj, aby się nazwać moimi wrogami, bo ja wam mówię wprost – nie jesteśmy przyjaciółmi i nawet kolegami. Proszę się do mnie zwracać Pan Wróg, ewentualnie Pan Oszołom. Z góry Bóg zapłać.