Sąd odwołał rozprawę z pozwu koncernu Ringier Axel Springer wobec redaktora Witolda Gadowskiego. Do sądu przybyło ponad dwieście osób, by wesprzeć dziennikarza. Kierownictwo sądu podało jako powód względy bezpieczeństwa. - To proces, którym niemiecki koncern chce zamknąć usta polskim dziennikarzom, tak jak zamykane są usta ludziom mediów w RFN – mówił po odwołaniu rozprawy Witold Gadowski.
Axel Springer do domu! - krzyczeli ludzie, którzy wypełnili długi sądowy korytarz wiodący do sali Sądu Okręgowego w Warszawie, na której miała się odbyć rozprawa z pozwu szwajcarsko-niemieckiego koncernu. Spółkę oburzyła wypowiedź publicysty, który przypomniał związki koncernu i jego założyciela z reżimem nazistowskim.
Więcej niż lakoniczne uzasadnienie odwołania rozprawy ma podać sąd pełnomocnikom pozwanego.
- Najwidoczniej ten tłum Polaków patriotów, który się tu zjawił spontanicznie, zaskoczył sąd, ale nie sądzę, żeby Polacy byli zagrożeniem dla polskiego sądu
– mówił po ogłoszeniu decyzji Gadowski.
- To nie jest ważne, że jest to sprawa jakiegoś Gadowskiego. Ważne jest to, że to sprawa polskiego dziennikarza, któremu niemiecki koncern chce zamknąć usta w Polsce. Tak jak zamykają usta swoim dziennikarzom tam w Republice Federalnej, tak chcą teraz takie zasady wprowadzić w Polsce i od nas zależy, czy się na to zgodzimy. Ja się na to nie godzę i nie idę na żadną ugodę i będę starał się wykazać, że powiedziałem prawdę i niemiecki koncern spotwarzył mnie pozywając przed sąd
– mówił Witold Gadowski.
Stwierdził, że wierzy w wygraną w sądzie.
- Bo jestem w Polsce i jestem Polakiem. Jeżeli przegram, to za chwilę możemy przegrywać całe serie podobnych procesów i możemy ogłosić kapitulację Państwa Polskiego
- dodawał.
Wyjaśniał też, co oburzyło kierownictwo koncernu.
- W pozwie uznano, ze naruszyłem dobra osobiste Ringier-Axel Springer Polska poprzez to, że stwierdziłem, że Niemcy robili mydło z ludzkiego tłuszczu, że robili abażury do lamp z ludzkiej skóry oraz że rozsiewali po polach zwęglone zwłoki swoich ofiar jako nawozy. Stwierdziłem też, że w koncernie Axel Springer zasiadali ludzie związani z Wehrmachtem, SS i Gestapo a sam założyciel koncernu miał epizody współpracy z reżimem nazistowskim. Zostałem pozwany za to, że powiedziałem prawdę, która jest niewygodna dla niemieckiej polityki historycznej. Przejawiała się ona m. in. emisją serialu „Unsere Mütter, unsere Väter” i tak rozpanoszyła się w Polsce, że usiłuje nam tę niemiecką narrację wtłoczyć w głowy procesami, edukacją i niemczeniem ludzi, wysyłaniem ludzi na stypendia za niemieckie pieniądze
– przekonywał dziennikarz.
Odnosił się do pytania, co powinna zmienić reforma wymiaru sprawiedliwości i czy trzeba polskie sądy repolonizować.
- Myślę, że w Polsce jest wciąż mało prawa i mało sprawiedliwości. Sprawiedliwości pojmowanej jako respektowanie równych praw wobec nas wszystkich, i wobec tych "małych" jak i "dużych". Tego jest ciągle w Polsce mało i o to musimy walczyć. Temu miała służyć reforma sądownictwa
- tłumaczył.
Dopowiadał, że reforma sądownictwa miała spowodować, by sądy uwzględniały polski interes narodowy.
- Nie powinno być innego tu w Polsce. Jeżeli polski interes narodowy przestanie być najbardziej ważny, pora będzie zakładać partyzantkę
- dodał.
Odniósł się do kwestii roszczeń z pozwu szwajcarsko-niemieckiego koncernu wobec niego.
- Spółka żąda upokarzających mnie przeprosin, 50 tys. zł zadośćuczynienia i zaprzestania mówienia prawdy o sobie w mediach
– wyjaśnił Gadowski.
- Niemiecki kapitał usiłuje za pomocą siły, pieniądza - tym razem, nie czołgów i pałek, zamknąć nam usta w Polsce. Chcą nam w Warszawie wprowadzić znowu zasady, że pewne rzeczy są tylko „nur für Deutsche”. Ale w Warszawie te słowa brzmią bardzo złowieszczo
- podsumował.