Za nami 11 listopada. Obchody stulecia Niepodległości jednak trwają. W końcu pełny kształt granic musieliśmy wykuwać na drodze kolejnych powstań – wielkopolskiego i śląskich, plebiscytów i wreszcie wojny z bolszewikami. Tak naprawdę właśnie starcie z bolszewizmem stanowi tego procesu niepodległościowego kulminację. Już za niecałe dwa lata setna rocznica Bitwy Warszawskiej. Czy mamy na to jakiś pomysł, jakiś plan? Bo o ile 100. rocznica odzyskania naszej Niepodległości to – mimo naszych najszczerszych chęci – wydarzenie czysto polskie, „lokalne”, o tyle Cud nad Wisłą i jego upamiętnienie może być przecież polem do opowiadania w perspektywie szerszej. Na przeszkodzie staje oczywiście polityczna niechęć do uderzenia w rosyjskie mity o odwiecznej potędze oraz fakt, iż intelektualne elity europejskie w przeważającej mierze są lewicowe (trudno się dziwić zresztą – lewicowe kadry uniwersytetów wypuszczają co rok w świat rzesze intelektualistów ukształtowanych według politycznie poprawnych wzorców). Co za tym idzie – brukselscy urzędnicy i komisarze unijni chętniej by składali wieńce pod pomnikiem Marksa niż pod monumentem poświęconym bohaterom walki z komunizmem. By jednak tę drugą możliwość w ogóle rozpatrywać, najpierw musi ona „zaistnieć w przyrodzie”. Napiszę po raz nie wiadomo który – nie mamy w Polsce pomnika, mauzoleum o odpowiedniej skali i wadze bitwy, która uchroniła zachodni świat przed komunistyczną zagładą. Fakt, że go nie mamy, to wstyd i błąd z punktu widzenia naszej polityki historycznej. Trwają obchody stulecia Niepodległości. Czy nie byłoby pięknie zwieńczyć ich odpowiedniej rangi pomnikiem zwycięstwa nad bolszewikami? Łukiem Triumfalnym, o który walczy Towarzystwo Patriotyczne? Oby tak właśnie się stało!