Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Kilka słów Zagłoby

Jak nas nie poprzecie, Polska nie dostanie pieniędzy. Korzystanie z funduszy europejskich będzie możliwe dopiero wtedy, jak wrócimy do władzy – mówią otwarcie politycy PO.

Oczywiście nie mają takiej siły, by odebrać Polsce dużą część pieniędzy, choć na takich właśnie się dziś kreują – na tych, którzy mają faktyczny wpływ na postanowienia Komisji Europejskiej. Trzeba jednak przyznać, że do pewnego stopnia to oddziaływanie mają – szkodzić mogą, i czynią to od początku rządów PiS. Ostatnio robią to już zupełnie otwarcie – przekonują wyborców: nie opłaca się pozbawiać nas władzy, odsunięcie nas oznacza dla Polski kłopoty. 

To stara zasada działania PO – przekonała się o tym ściana wschodnia, która przez lata rządów tego ugrupowania była pomijana przy inwestycjach i planach rozwojowych, bo w nie wystarczającym stopniu popierała postkomunę. Prezentowano ją m.in. przed wyborami samorządowymi – Ewa Kopacz w Radomiu między pierwszą a drugą turą ogłosiła: jak wygra nasz, będą pieniądze na inwestycje dla miasta. Podziałało – wygrał kandydat Platformy. To samo próbuje stosować dziś PO w skali całego kraju: wbijcie sobie do głowy, Polacy, jak przywrócicie nas do władzy, nie będzie konfliktu z Brukselą i będą pieniądze z Unii, inaczej nic z tego. 

Fundusze europejskie dla Polski to 27 mld złotych rocznie. Nawet jeśli 2 czy 3 mld stracimy przez szkodliwe działania PO, nie odciśnie się to na stanie naszej gospodarki ani inwestycjach – znacznie większe sumy wpływają dziś do budżetu z samego uszczelnienia systemu podatkowego – mówił o tym premier Mateusz Morawiecki. Straty dla państwa, jakie wynikały co roku z nieudolnych rządów PO-PSL, przewyższały w ostatnich latach wartość płynących z Unii kwot – niemniej politycy PO wierzą, że mit „funduszy, które możemy stracić”, działa na Polaków.

Tę grę propagandową PO warto zauważyć, ale nie trzeba się jej bardzo obawiać. Spektakularnie bowiem kompromitują się w oczach Polaków – pokazują, aż nadto dobitnie w ostatnich dwóch latach, że w walce politycznej są gotowi szkodzić krajowi. Na otwartym działaniu przeciw polskiej racji stanu nikt chyba jeszcze nie wygrał – trochę więc zaskakuje, że totalna opozycja poczyna sobie tak cynicznie. Być może jednak zdemoralizowane elity systemu III RP nie czują, jaki odbiór społeczny wywołuje taka gra. Być może ten swoisty miernik – ta bezczelna narracja niewahających się uderzać w interesy Polski polityków – jest świadectwem, jak bardzo zdewaluowały się wartości w środowiskach tworzących III RP. Oni naprawdę mogą uważać, że to skuteczna metoda polityczna. 

Zgroza? No, zgroza. Zagłoba zakrzyknąłby do jednego z drugim polityków PO: „Zdrajco, zdrajco, po trzykroć zdrajco!” – ale kto z nich dziś czyta Trylogię? Czy dla panów Myrchy, Brejzy, Szczerby czy Trzaskowskiego w ogóle jasne jest, kto to Zagłoba? Co to takiego ów etos rycerski, dyktujący, że sprawy publiczne, sprawy Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, muszą stać na pierwszym miejscu, prywata, zaszczyty i osobiste korzyści na dalszym?

To prostackie kuglowanie interesami kraju nie będzie skuteczne. Badania z ostatnich tygodni pokazują bowiem, że Polacy są całkiem świadomi tego, co się dzieje. Chodzi nie tylko o badania poparcia, choć i te warto zacytować. CBOS (7–14 czerwca): PiS 43 proc. (+3), PO 17 proc. (aż!) (-2), Kukiz’15 8 proc. (-2), Nowoczesna 5 proc. (+1); Kantar (8–17 czerwca): PiS 41 proc. (+5), PO 20 proc. (sic!) (-2), SLD 6 proc., Kukiz’15 6 proc. (+1).

Ciekawsze są badania, które pokazują, że Polacy zupełnie ignorują to, co próbują wtłoczyć im do głowy politycy i elity postkomuny. Otóż dziś Polacy są znacznie bardziej usatysfakcjonowani działaniem demokracji, mają poczucie, że od nich więcej zależy, że w znaczniejszym stopniu mają wpływ na sprawy kraju. Poziom zadowolenia z działania demokracji w ciągu roku wzrósł o 8 proc., niezadowolonych spadł o 9 proc. Towarzyszy temu rekordowo niski poziom alienacji politycznej. A przecież, zdaniem postkomuny, mamy reżim, autorytaryzm, łamanie konstytucji itd.! Polacy nie dają się nabrać na te bzdury i trzeźwo oceniają totalną opozycję. 

Można mieć więc nadzieję, że w najbliższym czasie – za rok są wybory do Parlamentu Europejskiego – nie tyle zmniejszy się znacznie suma pieniędzy, jaka płynąć będzie do Polski z budżetu UE, ile zmaleje raczej w parlamencie grono tych, dla których Zagłoba nie miałby słów litości. A zaczynał zwykle tak: „Bodajby was…”.
 

 



Źródło:

#Polska #finanse

Joanna Lichocka