Wychodzimy z tej Unii czy nie? W przerwie między wakacyjnymi meczami koszykówki łapałem oddech, kiedy podszedł do mnie z tym pytaniem Zombie. Poukładany facet. Na co dzień ciężko pracuje na chleb, po godzinach szef jednego z najlepszych w Polsce amatorskich zespołów koszykarskich. A Zombie nie jest politycznym fanatykiem, choć interesuje się tym, co dzieje się dookoła. Słucha, ogląda, analizuje i pyta dalej: Nie masz wrażenia, że konfliktujemy się ze wszystkimi dookoła? I faktycznie. Słuchając wypowiedzi Merkel, Macrona czy pomniejszych Timmermansów na temat Polski pytania o konflikt nasuwają się same. Warto jednak zastanowić się nad genezą napięcia, które widoczne jest pomiędzy starą Unią a polskim rządem. Unia Europejska nie jest klubem towarzyskim. Jest wspólnotą interesów. Głównie – ekonomicznych. Polska nie została przyjęta do tego grona ze względów sentymentalnych, lecz z powodu gry interesów. Jesteśmy blisko czterdziestomilionowym rynkiem, który przez 60 lat od zakończenia II wojny światowej praktycznie nie był eksploatowany. Jesteśmy państwem, które ciągle dokonuje serii inwestycji, które w czasie sowieckiego panowania były dla nas niedostępne, a których nasi zachodni partnerzy dokonywali sukcesywnie przez cały XX w. Te inwestycje to korzyść zarówno dla nas, jak i dla eksporterów dóbr, technologii, produktów, które kupujemy. Polski rynek bankowy, usług, handlu detalicznego, telekomunikacji, przemysł samochodowy, ciężki i wszelki inny. To właśnie takie miliardowe interesy, a nie sympatie bądź antypatie są podstawą obecności Polski w UE i szerzej działanie tej wspólnoty w ogóle. Jednak każdy interes, aby mógł być nazywany dobrym, musi zapewniać korzyści wszystkim stronom.
Polska dzisiaj jest innym państwem, niż była, kiedy rozpoczynaliśmy negocjacje akcesyjne. Dziś Polska konkuruje z innymi gospodarkami wysokością podatków (niższych niż w dużych państwach starej Unii), kosztami pracy (niższymi niż u konkurentów, na przykład z Francji), czy wreszcie wyższym poziomem bezpieczeństwa. Dodatkowo, Polacy w ostatnich wyborach postawili na ochronę polskiej przestrzeni gospodarczej. Konsolidacja przemysłu górniczego (konkurencyjnego względem niemieckiego), polityki gazowej (konkurencyjnej względem tandemu niemiecko-rosyjskiego), polonizacja rynku usług bankowych czy rynku mediów wywołuje naturalną reakcję obronną. Tych, którym zmiana się nie opłaca. Nasze nieszczęście polega na tym, że ci, którym zmiana się nie opłaca, mają w Polsce do dyspozycji całe partie polityczne, grupy medialne i inne środki miękkiego wpływu na opinię publiczną. I to właśnie za pomocą tych narzędzi wpływu sączona jest bajka o planie wyjścia Polski z Unii. Ta bajka to strachy na Lachy, które służyć mają jedynie zmianie preferencji wyborczych Polaków. To plan, który w rzeczywistości nie istnieje. Nie tylko dlatego, że nie ma w Polsce żadnej liczącej się partii politycznej, która by tego chciała. Również dlatego, że na wyjście Polski nie stać naszych partnerów z... Unii Europejskiej.