Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Kompromitacja Rady Etyki Mediów

Półnagi Palikot w pozycji ukrzyżowanego Chrystusa na okładce „Newsweeka”, Tomasz Lis atakujący szefa PiS niczym rasowy, funkcyjny polityk, przyzwolenie na obecność satanisty Holokausto w media

Półnagi Palikot w pozycji ukrzyżowanego Chrystusa na okładce „Newsweeka”, Tomasz Lis atakujący szefa PiS niczym rasowy, funkcyjny polityk, przyzwolenie na obecność satanisty Holokausto w mediach publicznych – to wszystko zdaniem REM nie jest niczym nagannym.

Jak na ironię, REM została powołana do przestrzegania etyki w mediach. Ma m.in. zajmować się opiniowaniem zachowań dziennikarzy oraz ludzi związanych z mediami.

Rada bez kręgosłupa

Decyzje Rady przestają dziwić po zapoznaniu się z karierami poszczególnych jej członków. Są wśród nich m.in. osoby o silnie lewicowych poglądach, byli członkowie PZPR, a także osoby, które według dokumentów służb specjalnych PRL były zarejestrowane jako tajni współpracownicy bezpieki.

Poprosiliśmy przewodniczącego REM Ryszarda Bańkowicza, by odniósł się do informacji z archiwów IPN, według których niektórzy członkowie Rady współpracowali ze służbami specjalnymi PRL.

– Jestem tym zaskoczony, pierwsze słyszę – stwierdził szef Rady. Dopytywany, czy to dobrze, by takie osoby pozostawały w tym gremium, stwierdził: – Przyjęcie funkcji w REM nie łączy się z wypełnianiem deklaracji lustracyjnych.

Zastępcą Bańkowicza jest Helena Kowalik, wieloletnia dziennikarka ultralewicowego tygodnika „Przegląd”.

W 2003 r. Helena Kowalik krytykowała Ryszarda Czarneckiego w artykule „Panu już dziękujemy” zamieszczonym w „Przeglądzie”. Określiła go wówczas jako  eksposła, eksprzewodniczącego, eksministra, eksprezesa, który znów „spadł z konia”. Dodała, że Czarnecki został odwołany z funkcji doradcy do spraw unijnych, „bo nie robił nic poza pobieraniem dużej pensji”.

W tym samym roku w „Przeglądzie” o wyższej szkole dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza pisała z odrazą, że ma opinię prawicowej. To dlatego, że szkoła zasłynęła z poparcia dla – zdaniem Kowalik – „wątpliwych politycznie inicjatyw”, jak nazwanie placu w Warszawie imieniem Ronalda Reagana. „Prawicowi politycy wykładający do niedawna w Wańkowiczu to osobny rozdział. Jan Parys – były minister obrony w rządzie Olszewskiego – znany jest z obsesji lustracyjnych i niewyparzonego języka”.
Reszta kadry też się jej nie podobała. „Józef Szaniawski, nieformalny rzecznik płk. Ryszarda Kuklińskiego, też dobrze namieszał w głowach studentów swoimi wykładami o patriotyzmie. Gwiazdą krasomówstwa w tym gronie był Ryszard Bender (...)” – pisała z ironią.

Cenny współpracownik

W archiwach Instytutu Pamięci Narodowej znajdują się raporty sporządzone przez funkcjonariusza bezpieki po spotkaniach z tajnym współpracownikiem „Ready”. Z dokumentów wynika, że pod tym pseudonimem krył się Ludwik Arendt, wówczas dziennikarz PAP, a obecnie członek Rady Etyki Mediów. Najpierw został zarejestrowany przez Departament II (kontrwywiad SB) MSW, a następnie przez wywiad w związku z wyjazdem jako korespondent do USA.

„Przez kierownictwo PAP oceniany jako bardzo zdolny komentator polityczny. Cieszy się dużym zaufaniem – zawsze obsługiwał najważniejsze wydarzenia polityczne, konferencje z udziałem najwyższych przedstawicieli władz partyjno-państwowych. W ostatnich latach jako przedstawiciel PAP towarzyszył naszym przywódcom w ich podróżach zagranicznych. „R” jest stałym komentatorem parlamentarnym. Zaangażowany członek PZPR – pełni funkcję I sekretarza oddziałowej organizacji partyjnej w PAP. Członek SD PRL” – pisał 13 czerwca 1982 r. kpt. K. Jakubski, st. inspektor z I Departamentu MSW (wywiad cywilny PRL).

„»R« został pozyskany do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa na zasadach dobrowolności. Celem pozyskania było zapewnienie stałego dopływu informacji o warszawskim środowisku dziennikarskim. Wyniki rozpracowania wskazują, że figurant wykazywał zaangażowanie w realizację politycznej linii rządowej. W wypowiedziach był szczery, kontakty z SB utrzymywał chętnie. (…) »R« dostarczał informacji tzw. środowiskowych, które dotyczyły nastrojów, opinii i ocen krążących w środowisku dziennikarskim. Jednocześnie »R« był dwukrotnie wykorzystywany przez Kierownictwo Dep. II MSW do opracowań prasowych na temat pracy SB. W związku z zatwierdzeniem kandydatury »R« na stanowisko korespondenta PAP w Nowym Jorku przejąłem źródło na kontakt. »R« nie wyraził zdziwienia z naszego zainteresowania jego osobą. Fakt rozmowy przyjął naturalnie. Zaprezentował się jako człowiek o poglądach ideowo-politycznych zbieżnych z naszymi. Wydaje się być osobą »z kręgu zaufanych«, jeśli chodzi o stosunek do władz najwyższych” – raportował swoim przełożonym kpt. Jakubski.

Z dokumentów wynika, że po przybyciu do USA kontakt z „Readym” nawiązał rezydent wywiadu PRL. Jedna z rozmów dotyczyła spotkania „Ready” z dziennikarzem Jackiem Kalabińskim, który w 1984 r. wyemigrował do USA, gdzie został pracownikiem Radia Wolna Europa.

„Zapytałem go o spotkanie z Kalabińskim na lotnisku w Nowym Jorku. Spotkanie to było przypadkowe. Z krótkiej rozmowy »R« z Kalabińskim wynika, że K. prowadzi nadal zajęcia (grupa 17–18 studentów) na Yale, zarabia niewiele. Wie, że w kraju są do niego pretensje za artykuł w Los Angeles Times. Szydzi z tych pretensji, nie wypowiada się na temat terminu czy powrotu w ogóle. Przygotowuje jakąś pracę, prawdopodobnie publikację. Wg »Ready« K. wygląda źle, nienaturalna twarz, zauważalna słaba kondycja fizyczna” – czytamy w notatce I Deprtamentu z 28 maja 1984 r.

Zapytaliśmy Ludwika Arendta o znajdujące się w IPN dokumenty, według których został zarejestrowany jako tajny współpracownik komunistycznej bezpieki.

– To niemożliwe. Zaprzeczam wszystkiemu – powiedział nam. Nie przypominał sobie oficerów bezpieki Kowalskiego i Jakubskiego. – To niesamowite zupełnie, czego się dowiaduję. Nie rozmawiałem przecież na żaden temat z SB. Nie miałem żadnych z nią kontaktów – mówił nam Arendt. – Brałem udział w wielu spotkaniach, ale nie przypominam sobie kontaktów z SB – dodał.

Satanista w TVP nie przeszkadza

Nowy skład REM został wybrany w kwietniu tego roku i natychmiast wybuchł skandal. Okazało się, że Rada została wybrana bez udziału Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy i w związku z tym na znak protestu KSD wystąpiło z Konferencji Mediów Polskich.

„Nikt z Konferencji Mediów Polskich nie poinformował Zarządu KSD o terminie wyborów. W trakcie działalności Rady Etyki Mediów Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy jako współzałożyciel Konferencji Mediów Polskich i jeden z podmiotów sygnatariuszy Karty Etyki Mediów zawsze delegowało do Rady jednego ze swoich członków oraz brało udział w wyborze jego składu. Prawo to mieliśmy zagwarantowane w statucie KMP” – napisali w specjalnym oświadczeniu członkowie KSD.

W efekcie w skład REM weszli ludzie wyłącznie o lewicowych poglądach. Na efekt prac Rady w takim składzie nie trzeba było zbyt długo czekać.
Jednym z bardziej bulwersujących spraw jest stanowisko REM w związku z zatrudnieniem satanisty Adama Darskiego ps. Holokausto, Nergal w TVP.

Do Rady wpłynęła lawina protestów, m.in. w formie listów. Jednemu z oburzonych widzów REM odpowiedziała, że „filozofia życiowa Adama Darskiego ma swoich zwolenników i w żaden sposób nie godzi w misyjność telewizji publicznej, która powinna uwzględniać różnorodność światopoglądową odbiorców. Jednym publiczne wypowiedzi, a także występy sceniczne tego artysty kojarzą się z szatanem i paleniem biblii, a innym z walką z białaczką”.

– Pracując w Radzie przez dwa lata, widziałam, jak różny światopogląd mają jej członkowie. Uważam jednak, że przy odrobinie dobrej woli nawet osoba niewierząca mogłaby zrozumieć, czym jest bluźnierstwo – mówi nam dr Teresa Bochwic, działaczka opozycji, wykładowca akademicki i członek władz Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

Dociekliwy Tomasz Lis, moralny „Newsweek”

Kolejnym przykładem „obiektywizmu” REM jest jej stanowisko w sprawie programu Tomasza Lisa, w którym gościł prezes PiS Jarosław Kaczyński.
„Program »Tomasz Lis na żywo« ma charakter autorski. Dziennikarz, gospodarz takiego programu, decyduje o sposobie jego prowadzenia, a także o tym, jak dalece ujawni swoje poglądy polityczne. Jarosław Kaczyński, godząc się na wywiad tuż przed wyborami, musiał być przygotowany na to, że dziennikarz zada mu w imieniu wyborców trudne pytania. Granica, której dziennikarz nie może przekroczyć, to dobra osobiste interlokutora. Zdaniem REM, nie zostały one naruszone”.

W podobny sposób Rada potraktowała obrazoburczą okładkę „News-weeka”, na której był półnagi, „ukrzyżowany” Palikot. Zbulwersowany nią czytelnik napisał do REM:
„(…) Przedstawia ona Janusza Palikota na krzyżu, co w mojej opinii jest zestawieniem skandalicznym i raniącym uczucia religijne chrześcijan. O podobnej publikacji zamieszczonej niegdyś w gazecie »Machina« Rada Etyki Mediów wypowiedziała się zdecydowanie krytycznie, wyraźnie zwracając uwagę na szyderczy charakter umieszczonej tam grafiki – gatunkowo podobnej do tej z »Newsweeka« (…)”.

W odpowiedzi REM oświadczyła: „(…) Symbolika religijna była i jest eksploatowana szeroko w kulturze i popkulturze dla rozmaitych celów, artystycznych, reklamowych, także obrazoburczych”, a redakcja „Newsweeka” pozostała wierna „podstawowym zasadom kultury i moralności”.

W związku ze skandaliczną postawą REM w sprawie Holokausto i Tomasza Lisa na znak protestu z Rady odszedł jej wieloletni członek Maciej Iłowiecki.

W swoim oświadczeniu napisał, że nie zgadza się z obecną polityką Rady Etyki Mediów, która usprawiedliwia wszelkie zachowania dziennikarzy. Stwierdził również: „Rada nie chce potępiać rozpanoszonego plotkarstwa i donosicielstwa, agresji, stronniczości i zaniedbywania powinności edukacyjnych, co uważam za jej podstawowy obowiązek”.
Wśród powodów swojego odejścia Maciej Iłowiecki podał również i ten, że nie może i nie chce tolerować chamstwa w żadnej postaci – co czyni Rada wobec niejakiego Nergala – Adama Darskiego, który szydzi publicznie z symboli religijnych.

„Jego przydomek Holokausto jest wyrazem antysemityzmu – obraża Żydów żyjących i tych, którzy zostali wymordowani, a także tych, którzy zginęli z nimi i za nich” – napisał w oświadczeniu Maciej Iłowiecki.

Więcej na ten temat w najnowszym numerze "Gazety Polskiej".

 



Źródło:

Maciej Marosz,Dorota Kania