Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Andrzej Zybertowicz: Niewidoczna kontr/rewolucja?

Nowy Jork, 7 września 2000 roku, godzina 10 przed południem. Bill Clinton, prezydent USA, przemawia na posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ.

zybertowicz.pl
zybertowicz.pl
Nowy Jork, 7 września 2000 roku, godzina 10 przed południem. Bill Clinton, prezydent USA, przemawia na posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Świadkowie mówią, iż była to wygłoszona w tonacji tryumfalnej mowa przywódcy niebawem kończącego ośmioletni okres swych rządów.

Clinton podkreśla, że ludzkość znalazła się u początku nowej ery, że globalizacja i rewolucja informatyczna zbliżyły ludzi bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Że w sposób niewyobrażalny jeszcze kilka lat temu przezwyciężamy granice geograficzne i podziały kulturowe. Że wiemy, co się dzieje w innych krajach. Że dzielimy ze sobą doświadczenia, tryumfy, tragedie i marzenia. Słowa Clintona zostają nagrodzone burzą oklasków. Te pozytywne zmiany miały w jakimś stopniu stanowić dziedzictwo jego polityki. Jak po upływie prawie 17 lat wyglądają te optymistyczne słowa?

Po namyśle

Dwa tygodnie temu w tekście „Niewidoczne zmiany? Czego nie zauważyliśmy” pisałem, że często o wielu ważnych procesach zmian dowiadujemy się zbyt późno, aby odpowiednio na nie reagować. Sprawujący władzę politycy np. przegrywają wybory, ponieważ w jakimś momencie tracą zdolność kontaktu z rzeczywistością społeczną, która jakby niepostrzeżenie uzyskała inne właściwości. Kończąc tekst, poprosiłem Czytelników o dwa tygodnie czasu, aby rozważyć, czy z odpowiedzią na pytanie, co zmieniało się w Polsce od czasu przejęcia w roku 2015 władzy przez obóz patriotyczny, a czego dotąd nie zauważyliśmy, trzeba czekać aż do następnych wyborów.

Rano, 10 lipca 2017 r.

Tego właśnie dnia, gdy przeglądam notatki do niniejszego tekstu, komentatorzy jeszcze rozważają, zwiastunem jakich nowych trendów było wystąpienie prezydenta Donalda Trumpa w Warszawie w dniu 6 lipca. Inni pytają, czy powiedzie się zamysł prowokatorów, którzy poprzez nielegalne kontrdemonstracje przy okazji smoleńskich miesięcznic chcą zmobilizować społeczne poparcie dla anty-PiSowego buntu. Poparcie bazujące na złych emocjach i na sztucznie podkręcanym oburzeniu. Jeszcze inni komentatorzy ekscytują się wizją nowej partii, która miałaby powstać wokół Donalda Tuska. Tyle niewiadomych…

Na początku bywa słowo

Warszawskie przemówienie Trumpa było, jak zauważono, światopoglądowe. Rodzina, ojczyzna, Bóg, wolność, poświęcenie dla swojej wspólnoty, troska o zachowanie więzów spajających naszą cywilizację, więzów historii, kultury i pamięci. To nieukrywana afirmacja tzw. tradycyjnych wartości. Czy już dzisiaj możemy powiedzieć, że – jak wskazał wpływowy konserwatywny dziennik „Wall Street Journal” – to właśnie w Warszawie Trump wreszcie wygłosił przemówienie jasno i wyraźnie definiujące jego prezydenturę? Dziś nie można tego wykluczyć, ale też nie sposób przesądzić.

Jak rozpoznać momenty historyczne?

Przecież gdy rankiem 1 września 1939 r. niemieckie lotnictwo zrzuciło bomby na polskie miasto Wieluń, żaden dziennikarz ani historyk nie był w stanie napisać: „Dziś wybuchała II wojna światowa”. Nie tylko dlatego, że ówczesny obieg informacji nie pozwalał na tak szybki ogląd spraw jak dzisiaj, ale przede wszystkim z tego powodu, że nowe procesy dopiero się zawiązywały, że kontury wielu spraw były zbyt słabo zarysowane, aby ktokolwiek mógł trafnie oszacować ich wielki historyczny kaliber. Czy Zachód – jako cywilizacja wolności i rozwoju – jest w stanie przetrwać bez powrotu do tradycji? Bez zbrojenia się? Z obecnym chaosem kulturowym? Przypomina się walka, niestety skuteczna, przeciw wpisaniu dziedzictwa chrześcijańskiego do preambuły traktatu ustanawiającego konstytucję Europy w 2004 r. Nie wszystkie tradycje są równoprawne, gdy pytamy o źródła naszych wartości.

Czy rozwijany przez prezydenta Andrzeja Dudę projekt Trójmorza dzięki możliwym amerykańskim inwestycjom z pięknej idei może stać się siłą rewitalizującą naszą część Europy? Zgodnie z mechanizmem samospełniających się przepowiedni, głośne i publiczne zapowiedzi zdarzeń mogą mieć siłę przyśpieszania procesów społecznych.

Zmiana kierunku wiatru dziejów?

Czy spory rezonans, z jakim warszawskie przemówienie prezydenta USA się spotkało, może być sygnałem, czynnikiem pobudzającym konserwatywny zwrot w ramach wstrząsanej kryzysami Cywilizacji Zachodu? „Takie słowa nic nie kosztują” – mówią zdystansowani krytycy wystąpienia na placu Krasińskich. Ale mniej lub bardziej cyniczni komentatorzy zapominają, że słowa wygłoszone publicznie, w takim kontekście i przez przywódcę takiego kraju, mogą mieć konsekwencje bez względu na to, czy były wyrażone z serca, czy z politycznej kalkulacji.

Z historycznego punktu widzenia nie jest najważniejsze, czy Donald Trump osobiście wierzy w wypowiedziane przez siebie słowa. Znacznie ważniejszy jest społeczny, w tym międzynarodowy, rezonans tych słów. Rezonans – czyli kto jest takimi słowami poruszony, pobudzony do myślenia i działania. I miejsce, w którym takie słowa padły.

Być może nadchodzi protekcjonizm gospodarczy. Być może globalizacja została już (tak jak bywa ze wzrostem gospodarczym) „przegrzana”? Być może zerwano już zbyt wiele kotwic kulturowych, przekroczono zbyt wiele tabu, aby Zachód potrafił się ogarnąć, zanim wejdzie w swoisty korkociąg – formę lotu, z której tylko najlepsi piloci potrafią wyprowadzić swój samolot. Czy w obliczu takich problemów musimy poprzestawać jedynie na spekulacjach i intuicjach?

Cyfrowe serum prawdy?

44 lata temu nieżyjący już, wybitny filozof Leszek Kołakowski pisze: „Nie istnieją niezawodne metody docierania do utajonych warstw, podziemi kultury, które w warunkach zwyczajnych są na ogół nieuchwytne, a których siła objawia się w chwilach kryzysów i katastrof dziejowych. Rozkład sił tradycji osadzonych w kulturze przez tysiącletnią historię nie jest uchwytny w postaci ilościowej, co też sprawia, że wielkie erupcje historyczne i ich wyniki są równie mało przewidywalne jak zachowanie jednostek w obliczu gwałtownych kryzysów”. A jednak. Wygląda na to, że rewolucja cyfrowa umożliwiła naukom społecznym ilościowy ogląd utajonych warstw kultury.

„Każdy kłamie: Co Internet może nam powiedzieć o tym, kim faktycznie jesteśmy” (Everybody Lies: What the Internet Can Tell Us About Who We Really Are) to niedawno wydana książka Setha Stephensa-Davidowitza. Zastosował on nowatorską, jak się wydaje o wiele mniej zawodną od tradycyjnych badań społecznych, metodę odczytywania społecznych nastrojów na podstawie… analizy pytań, jakie ludzie zadają wyszukiwarce Google. Wnioski, do których dotarł, zaskoczyły go. Czy ilościowy podgląd utajonych warstw kultury umożliwia nam ustalenie, czy Bill Clinton w ONZ otrzymał oklaski niezasłużone, a Trump w Warszawie zasłużone? O tym już za dwa tygodnie.

 

 



Źródło: Gazeta Polska

#Trump

Andrzej Zybertowicz