To nie żart. Ministerstwo Środowiska pracuje nad ograniczeniem populacji odpowiedzialnych rzekomo za powodzie bobrów. Obecnie zlecane są ekspertyzy w tej sprawie - poinformował w Sejmie wiceminister środowiska Janusz Zaleski, odpowiadając na pytania posłów.
Franciszek Stefaniuk (PSL) mówił o skargach, jakie otrzymują posłowie w związku z destrukcyjnym działaniem bobrów. Jak zaznaczył, zwierzęta te wyrządzają duże szkody materialne, a ich populacja stale rośnie. Bobry mają niszczyć tamy przeciwpowodziowe, w wyniku czego zalewane są pola, a to zmniejsza zbiory.
Według Stefaniuka, bobry wyrządzają także inne szkody: kopią tunele pod drogami, a to powoduje zapadanie się ich nawierzchni, ponadto niszczone są drzewa na obszarach Natura 2000. Jakie możliwości rozwiązania tego problemu widzi resort środowiska - pytał Stefaniuk.
Obecne prawo pozwala na to, żeby w razie konieczności za zgodą generalnego czy regionalnego dyrektora ochrony środowiska zniszczyć siedlisko bobrów, odłowić zwierzęta czy je odstrzelić - mówił Zaleski. Takie zgody wydawane są na wniosek zainteresowanych.
Podczas ubiegłorocznej powodzi słynne stały się wystąpienia członków rządu Donalda Tuska, obciążające odpowiedzialnością za skutki powodzi właśnie bobry. Minister spraw wewnętrznych Jerzy Miller mówił wówczas:
"Największym wrogiem wałów jest bóbr. To zwierzątko, które niestety zagnieździło się na całej długości wałów Wisły i Odry drąży kanały, w związku z czym wały przypominają ser szwajcarski".
Nagonka rządu PO-PSL na bobry przypominała propagandową walkę komunistów ze stonką ziemniaczaną, która miała odpowiadać za niedobór żywności w Polsce Ludowej.
Portal Niezależna.pl przypomina poniżej film z ubiegłego roku, ilustrujący wojnę rządu Tuska z bobrami.
Źródło:
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Grzegorz Wierzchołowski