"Nie było takiego zwyczaju, a ja zwyczaje szanuję" - tak o propozycji debaty ze strony Andrzeja Duda mówi Bronisław Komorowski. Abstrahując od tego, że będąc kandydatem partii "postępowej" komicznie brzmi powoływanie się na tradycję - słowa Komorowskiego to nieprawda. Debata w I turze była w ostatnich wyborach prezydenckich. Czyżby Komorowskiego znowu zawiodła pamięć? Ile razy można próbować tą samą zgraną sztuczkę? Czy i tym razem "ciemny lud" to kupi?
18 grudnia 2014 r. Bronisław Komorowski złożył zeznania przed sądem ws. afery marszałkowej. "Pamięć może być zawodna", "Nie dysponuję pamięcią", "Mogłem błędnie zapamiętać" itp. zwrotów w trakcie zeznań było mnóstwo. Wielu może ich nie znać, bo nadawała je tylko Telewizja Republika
[tutaj można je odsłuchać W CAŁOŚCI] ale tym, którzy przysłuchiwali się wypowiedziom prezydenta rzuciło się w oczy, że gdy Komorowski nie czytał z kartki, w jego słowach nie tylko można było znaleźć wiele nieścisłości, ale nawet jawnych (na co zwrócił uwagę sąd) sprzeczności. Niedziwne, że w wielu wypadkach wygodniej zapewne było zasłaniać się niepamięcią.
Niestety przez to prezydent sprawiał wrażenie osoby mającej poważne problemy z pamięcią. Nawet zdrowotne.
Dziś wracamy do tego schematu, do użycia sklerozy do ucieczki przed problemami.
Po otwartej deklaracji Andrzeja Dudy, który w rozmowie w studio Gazety Polskiej VD powiedział stanowcze "debata choćby jutro" - Bronisław Komorowski znalazł się w bardzo poważnym kłopocie.
Polityk, który nawet własnej żonie tylko z kartki potrafi podziękować, miałby (nawet przy wsparciu kontrolowanej przez jego przyjaciela TVP) nie lada kłopot w bezpośredniej konfrontacji z Dudą. Mówimy o człowieku, który ma podstawowe problemy z ortografią (dziś kondolencje okolicznościowe piszą za niego niżsi rangą pracownicy kancelarii prezydenta), publicznie bez napisanego przez kogoś tekstu na kobiety mówi "kaszaloty", zaleca "lewatywę na głowę", z ofiar powodzi drwi, bo przecież "woda i tak w końcu spłynie", czy wspomina Jana Pawła III i zaczyna opowieści o "zapładnianiu marzeń mieszczuchów przed telewizorami" (co później musi korygować PAP tłumacząc z komorowskiego na polski).
A to i tak tylko kwestie, nazwijmy je "estetyczne", bo przecież wystarczy by Andrzej Duda przyszedł na debatę przygotowany z faktów dotyczących współpracy Komorowskiego z WSI, czy bezpośrednio z Rosjanami.
Nieprzypadkowo urzędujący prezydent praktycznie nie organizuje konferencji prasowych, a jak już do nich dochodzi, to przed wystartowaniem współpracownicy ustalają pytania (sam byłem tego naocznym świadkiem) z wybranymi dziennikarzami. Nieprzypadkowo jak już przeprowadza wywiady, to z takimi dziennikarzami, którzy zagwarantują mu komfort nie mniejszy, niżby pracowali u niego w kancelarii.
Co może więc teraz zrobić Komorowski, by nie powiedzieć otwarcie: boję się debaty? Wykręcić się zwyczajami z przeszłości, licząc że publika nie pamięta dalej wstecz, niż ostatni sondaż. Otóż nie.
W 2010 r. debata w I turze wyborów prezydenckich się odbyła. Nieprawdą jest to, co mówi Komorowski i jego obrońcy z mediów: Monika Olejnik ("Debaty nie odbywają się w I turze!") czy Andrzej Stankiewicz ("Byłoby absurdalne, gdyby była debata przed I turą, nie ma takiego zwyczaju"). Pięć lat temu, od 10 kwietnia 2010 r. Bronisław Komorowski wykonywał obowiązki prezydenta RP (władzę przejął na podstawie pasku w TVN o śmierci głowy państwa w Smoleńsku, w pośpiechu, prawie że siłą wchodząc do Pałacu Prezydenckiego, o czym zresztą opowiadał ówczesny współpracownik śp. Lecha Kaczyńskiego Andrzej Duda), c
o również przeczy wersji, że nikt dotąd z urzędującym prezydentem przed II turą nie debatował.
Tak, przed poprzednimi wyborami prezydenckimi debata kandydatów partii zasiadających w Sejmie się odbyła. W debacie wzięli udział kandydaci PO, PiS, SLD, PSL i Bronisław Komorowski jako kandydat partii Donalda Tuska brał w niej udział.
Znowu zapomniał? Może to zdjęcie z 14.06.2010 r. odświeży mu pamięć?
Źródło: niezalezna.pl
Samuel Pereira