Cóż takiego się stało, że jeszcze trzy lata temu prokuratura nie widziała niczego nagannego w nielegalnym nagrywaniu ministra i odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie ze względu na „brak znamion przestępstwa”, a teraz podsłuchiwanie wysokich urzędników uważa za „bardzo poważne przestępstwo”, które tropi z niezwykłym dla niej zacięciem (w odróżnieniu od kompromitujących bezprawnych działań, którymi chwalą się w nagraniach urzędnicy)? Kiedy w kwietniu 2010 r. w gabinecie ministra obrony doszło do tajnej narady, podczas której szef resortu Bogdan Klich rozważał kroki, jakie należy podjąć wobec Rosjan ws. Smoleńska, inny uczestnik narady – płk Edmund Klich, akredytowany przy rosyjskim MAK‑u – potajemnie nagrał spotkanie. W grudniu 2011 r. tę aferę opisała „GP”, a do prokuratury trafiły powiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Jednak choć wiele wskazuje na to, że Edmund Klich nagrywał potajemnie także inne rozmowy – w tym z Donaldem Tuskiem – a w dodatku nie można wykluczyć, że z nagraniami zapoznawali się Rosjanie, postępowanie umorzono.
A więc podsłuchiwanie jest uznawane za nielegalne w zależności od tego, kto i dla kogo nagrywa?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Anita Gargas