Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »
Z OSTATNIEJ CHWILI
Sejmowa komisja śledcza ds. Pegasusa za 30-dniowym aresztem dla Zbigniewa Ziobro. Komisja zakończyła posiedzenia • • •

Prezydent Kaczyński ostrzegał: "Po sukcesie Rosji w Gruzji może przyjść kolej na ukraiński Krym"

- Prezydent Juszczenko, który był ostatni zawiadomiony o tej wyprawie, powiedział od razu: "Jadę".

Michal Kolyga/Gazeta Polska
Michal Kolyga/Gazeta Polska
- Prezydent Juszczenko, który był ostatni zawiadomiony o tej wyprawie, powiedział od razu: "Jadę". Myślę, że przeczuwał, iż po sukcesie Rosjan w Gruzji może przyjść kolej na ukraiński Krym, do którego Moskwa zgłasza roszczenia - tak już w sierpniu 2008 r. śp. Lech Kaczyński oceniał plany Władimira Putina względem Ukrainy.

Historyczne słowa śp. prezydenta: "Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!" są dziś wielokrotnie wspominane, jako zapowiedź trwającej właśnie agresji Rosji wobec Ukrainy. Powoływał się dziś na nie również prezes PiS, Jarosław Kaczyński wzywając "najważniejszych polityków zjednoczonej Europy" by pojechali do Kijowa.

Czytając wywiad jaki śp. Lech Kaczyński udzielił tygodnikowi "Newsweek" trudno nie odnieść wrażenia, że głowa polskiego państwa już blisko 6 lat temu, nie tylko miała świadomość jakie są plany prezydenta Rosji, ale wiedział doskonale, że próbę aneksji Ukrainy Władimir Putin zacznie właśnie od Krymu.

Wiktor Juszczenko prowadzi swoją grę. Myślę, że ma u siebie uwarunkowania związane z istnieniem silnego obozu prorosyjskiego niebieskich, ale i z tym, że bardzo silne związki z Polską nie wszystkim się podobają. To nie układa się tak prosto, że niebiescy są nam niechętni, a pomarańczowi przyjaźni. Najwięcej nacjonalizmu jest na zachodzie Ukrainy, czyli w części pomarańczowej. Jednak mimo to prezydent Juszczenko, który był ostatni zawiadomiony o tej wyprawie, powiedział od razu: "Jadę". Myślę, że przeczuwał, iż po sukcesie Rosjan w Gruzji może przyjść kolej na ukraiński Krym, do którego Moskwa zgłasza roszczenia - zapowiadał w rozmowie z "Newsweekiem" śp. Lech Kaczyński 17 sierpnia 2008 r., kilka dni po wiecu w Tibilisi.


newsweek.pl

W ocenie prezydenta - jak podkreślał - kontynuacja agresywnej polityki przez Rosję w perspektywie kilkunastu lat może dotknąć Polskę. Tak mówił o wojnie rosyjsko-gruzińskiej z 2008 roku:
To konflikt między dwoma państwami, z których jedno, mające miażdżącą przewagę militarną, chce dać drugiemu nauczkę, dążąc nie tylko do zmiany jego polityki, ale także do zmiany władz. Ofiarą agresji stał się kraj, który podjął próbę budowy suwerenności, demokracji, który chce przyłączyć się do naszej strefy politycznej i kulturowej. Agresor, czyli Rosja, demokracji w naszym rozumieniu nie uznaje, ma też ogromne trudności w uznaniu suwerenności słabszych sąsiadów. Owe trudności to część naszego doświadczenia historycznego trwającego już trzy wieki. Jest związek między sytuacją Gruzji i sytuacją Polski, jeśli nie dziś, to za 10 czy kilkanaście lat. Oczywiście, jeśli rosyjski scenariusz gruziński będzie nadal pisany.

W rozmowie pojawił się również wątek ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, którego prezydent wziął ze sobą do Gruzji.
- Sikorski często przyjmuje optykę narzuconą przez Rosjan. Moje zastrzeżenia budzą też jego niektóre nominacje. Dyrektorem departamentu polityki wschodniej w MSZ został pan Bratkiewicz, absolwent MGIMO [moskiewska szkoła dyplomatyczna]. Jego oceny bywają dziwaczne, właśnie przygotowywane z rosyjskiego punktu widzenia - oceniał śp. prezydent, ale też z nadzieją patrzył na naukę jaką szef dyplomacji mógł wynieść z wizyty w Gruzji. - Sikorski zobaczył w Tbilisi, jak wygląda system podejmowania decyzji w UE pod dyktando dwóch, trzech największych krajów - relacjonował prezydent.

W trakcie wywiadu z "Newsweekiem" pojawił się też temat polityki zagranicznej rządu Donalda Tuska w stosunku do rosyjskiej agresji.
- Jeśli w czasie inwazji na Gruzję premier chce zabiegać o dobre stosunki z Rosją, to się martwię, gdyż nie wpisuje się to w żadną logikę polityczną, co najwyżej jest realizacją PR-owskiego pomysłu: odpowiedzialny premier, nieodpowiedzialny prezydent. Są granice PR - oceniał śp. Lech Kaczyński, dodając, że "PR-owcy wymyślili narrację o dobrym, odpowiedzialnym premierze i złym, awanturniczym prezydencie", a to "kosztuje i Polskę, i Gruzję, bo wpisuje się w to wszystko, co zachęca Rosję do agresji".

Wydarzenia gruzińskie pokazały, że polityka zagraniczna Unii ustalana jest tylko między dwoma stolicami, Paryżem i Berlinem (...) Mechanizm, który ujawnił się w Unii Europejskiej przy okazji wojny w Gruzji, był bardzo niekorzystny z punktu widzenia naszych elementarnych interesów - podkreślał prezydent

Aby zobaczyć historyczne wystąpienie polskiego prezydenta w Gruzji, kliknij w poniższe zdjęcie:

 



Źródło: niezalezna.pl,Newsweek

Samuel Pereira