"Przegrani ukradli show wygranym (...). Gdy słucha się komentatorów i przegląda media społecznościowe, odnieść można wrażenie, że najbardziej zajmuje wszystkich, co stanie się z Trzecią Drogą" - czytamy w tekście Krzysztofa Karnkowskiego dla Niezależna.pl, traktującym o kłopotach politycznych "przystawek" Donalda Tuska.
To dość rzadka sytuacja: po ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego w Polsce przegrani ukradli show wygranym. Doprecyzujmy – jedni z przegranych, choć za chwilę ta jedność może się skończyć. Gdy słucha się komentatorów i przegląda media społecznościowe, odnieść można wrażenie, że najbardziej zajmuje wszystkich, co stanie się z Trzecią Drogą.
I w sumie trudno się dziwić, sensacja wyborów do parlamentu krajowego zaliczyła dramatyczny spadek poparcia, który aż prosi się o tłumaczenie go spiskowymi, choć całkiem przecież realistycznymi teoriami.
Przewaga Platformy nad PiS okazała się na tyle mała, że szybko skończyła się pierwsza euforia liberałów Tuska. Z kolei PiS wypadł nawet odrobinę lepiej, niż sobie to w realistycznym wariancie minimum założył, też nie mamy tu więc do czynienia ze zjawiskiem spektakularnym (choć pewne aspekty wyniku PiS są szalenie interesujące, o czym wspominałem w artykule dla Gazety Polskiej Codziennie i o czym na pewno będzie jeszcze okazja porozmawiać).
Konfederacja odniosła swój życiowy sukces, co media mainstreamu odnotowały z dużym niepokojem, jednak najciekawsze rzeczy dzieją się poza podium. Lewica nie skupia na sobie tyle uwagi, choć jej sytuacja jest naprawdę fatalna. Stare SLD w wyborach poległo na amen, razem nie zaistniało i ze wszystkiego ostała się tylko Wiosna w postaci pary Biedroń – Śmiszek i ich protegowanej, Joanny Scheuring-Wielgus.
Zamiana partii na fundusz mieszkaniowy jednej pary, której podporządkowano według wielu osób cała kampanię, może doprowadzić do frustracji, a może nawet buntu działaczy przeciwko Włodzimierzowi Czarzastemu. Sytuacja ta potwierdza pretensje tych działaczy starszej daty, który opuścili Lewicę, zwracając uwagę na fakt, że zjednoczenie z Wiosną odbyło się na bardzo niekorzystnych dla SLD warunkach. Do tego obrazu dodajmy jeszcze, że Adrian Zandberg właściwie namawia kolegów na wyście z rządu, trudno bowiem uwierzyć w to, że Tusk nagle zacznie realizować mniej liberalny program, co ma być warunkiem odstąpienia od ultimatum partii Razem.
Trzecia Droga tymczasem zaczyna się pruć. Pierwsze, co po wyborach poszło w świat, to ponura mina lidera PSL, i tak już pognębionego problemami z armią i przemówienie Hołowni, który zignorował wyborców i sympatyków, by od razu składać hołd Koalicji Obywatelskiej. Niemal równocześnie Szymon Hołownia zaczął wspominać o tym, że nie jest już tak przywiązany do marzeń o prezydenturze. Cóż, z trzeciej siły w wyborach w październiku zostały trzy mandaty w PE, tyle samo, ile wcześniej mieli ludowcy bez wzmocnienia w postaci koalicjanta.
Partnera, z którym chyba przestaje im być po drodze. Bo choć do wyborów poszli pod hasłem „Dosyć kłótni”, wystarczyło parę dni, byśmy usłyszeli o braku rozmów liderów, a przede wszystkim spójnej podstawy programowej, która by ten faktycznie dość egzotyczny sojusz tłumaczyła. Marek Sawicki odciąga ludowców od Polski 2050, a z drugiej strony Joanna Mucha robi jak się zdaje to samo. Możliwe więc, że w konsekwencji wyborów, koalicję rządową zamiast trzech będą tworzyć cztery podmioty, lecz liczba posłów, jaką ona dysponuje, wcale się przy tym nie zwiększy.