Było minus 20 stopni Celsjusza, gdy opozycjonistów zapędzono do położonego w szczerym polu obozu. Słowo „obóz” nie jest tutaj stosowne – były to po prostu umocowane na gołej ziemi nieogrzewane namioty.
Tak po wprowadzeniu stanu wojennego junta Jaruzelskiego i Kiszczaka rozprawiła się z setkami działaczy Solidarności, którzy nie znaleźli się na listach do internowania tylko dlatego, żeby ogłoszona liczba internowanych nie wydawała się zbyt duża. Zamiast tego „ekstremie” zafundowano przymusowe „ćwiczenia wojskowe”. Wiele osób zapłaciło za owe „ćwiczenia” – na dotkliwym mrozie, bez możliwości mycia się – chorobami i trwałą utratą zdrowia. Aż 47 osób przypłaciło je życiem. Teraz „chełminiacy” (nazwa od miejsca jednego z takich wojskowych obozów) walczą o ukaranie tych, którzy bezpośrednio zgotowali im ten los – generałów Józefa Sasina i Władysława Ciastonia. Sprawa nie jest łatwa, w środowisku sędziowskim jest wiele czarnych owiec, które zrobią wszystko, by generałom nie spadł włos z głowy.
Poza tym Ciastonia i Sasina oczywiście stać na najlepszych adwokatów. W końcu mają swoje godne pozazdroszczenia generalskie emerytury. A ile ma rencista z podziemnym rodowodem?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Anita Gargas