Język polski w praktyce bez „Pana Tadeusza” i wielu arcydzieł polskiej literatury. Historia bez powstania wielkopolskiego, „Inki”, licznych zbrodni niemieckich w czasie II wojny – to podstawa programowa nauki w szkołach proponowana przez MEN. W kwietniu mają wystartować konsultacje społeczne ws. tych zmian. – W konsultacjach zawsze warto brać udział, m.in. po to, aby wyrazić swój stanowczy sprzeciw, jeśli propozycje są absurdalne – mówi „Gazecie Polskiej Codziennie” Przemysław Czarnek. - Nie można dawać argumentu, że te zmiany odbywają się praktycznie bezkonfliktowo – podkreśla Kacper Płażyński.
Od połowy kwietnia mają rozpocząć się konsultacje publiczne projektów rozporządzeń dotyczących zmian w podstawie programowej – zapowiedziała wiceszefowa MEN Katarzyna Lubnauer. W połowie kwietnia poznamy także dokument zawierający propozycje zmian po tym, co Lubnauer nazywa „prekonsultacjami”, a które, jak podkreśla resort edukacji, opierały się na opiniach ekspertów. Zmiany, jakie zostały już publicznie ujawnione i które MEN akceptuje, wywołały falę sprzeciwu nie tylko ze strony polityków i środowisk patriotycznych, lecz właśnie ekspertów w zakresie edukacji oraz pedagogów.
Najwięcej sprzeciwów i głosów oburzenia wywołały propozycje zmian w nauczaniu języka polskiego i historii.
Politycy PiS po ich ujawnieniu zaapelowali do rządu o wycofanie się z nich. Mirosława Stachowiak-Różecka, posłanka PiS, wiceprzewodnicząca sejmowej komisji edukacji, nauki i młodzieży, stwierdziła, że patrząc na te propozycje, można powiedzieć: „wszystko czerwone”. Piotr Müller (poseł PiS) podkreślał, że „wycinanie z historii takich osób, jak Witold Pilecki, Irena Sendlerowa, wycinanie informacji o ludobójstwie na Polakach czy zbrodniach niemieckich na terenie Polski w niektórych miejscach to są postawy, które nie wpisują się w dojrzałe budowanie polskiej świadomości”.
Propozycje firmowane przez MEN jako „apolityczne” skrytykował prof. dr hab. Andrzej Waśko (Wydział Polonistyki UJ, doradca prezydenta i przewodniczący Rady ds. Rodziny, Edukacji i Wychowania przy Prezydencie RP, a także uczestnik prac nad reformą edukacji w latach 2016–2017).
Wskazywał, że zmiany praktycznie rugują ze szkół „Pana Tadeusza”, ponieważ został w całości usunięty ze szkół podstawowych (czytane mają być jedynie fragmenty), a w szkołach średnich narodowa epopeja nie będzie już lekturą obowiązkową. Podkreślał, że „zmiany są zasadnicze, mają głównie charakter ideologicznej cenzury: usuwa się utwory patriotyczne (np. „Hymn do miłości ojczyzny” Ignacego Krasickiego czy „Syzyfowe prace” Stefana Żeromskiego), radykalnie redukuje się wątki chrześcijańskie, wykreśla pisarzy emigracyjnych i związanych z ruchem Solidarności”.
− Nie widać w niej nawet śladu jakiejkolwiek koncepcji. Można zadać pytanie: dlaczego tak jest? Dlaczego pewne treści zostały usunięte, a niektóre dodane? Na podstawie czego? Odnoszę dojmujące wrażenie, że stało się to na podstawie widzimisię
– ocenił w rozmowie z PAP inny ekspert, profesor Sławomir Jacek Żurek z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (filolog, literaturoznawca, wieloletni kierownik Katedry Dydaktyki Literatury i Języka Polskiego KUL).
Eksperci, a także wiele środowisk uznają potrzebę zredukowania podstawy programowej, ale sprzeciwiają się proponowanym przez MEN kierunkom zmian. Tak np. wykreślenie z nauczania historii „Inki” czy powstania wielkopolskiego wywołało szerokie protesty. W tym drugim przypadku protestowali samorządowcy i mieszkańcy Wielkopolski bez względu na polityczne barwy.
Politycy PiS nie mają wątpliwości, że propozycje MEN to element lewicowej rewolucji, którą politycy obecnej koalicji chcą przeprowadzić w szkołach.
Element, ponieważ inne zmiany, takie jak redukcja lekcji religii czy zapowiadana przez Nowacką rezygnacja z przyznawania szkołom katolickim subwencji, to kolejne części tego procesu, które z nikim w żaden sposób nie są konsultowane. Dlatego politycy PiS wskazują na to, że jeśli taka możliwość istnieje, trzeba wziąć udział w konsultacjach zapowiadanych przez MEN. – W konsultacjach zawsze warto brać udział po to, żeby się zapoznać z propozycjami, i po to, aby wyrazić swój stanowczy sprzeciw, jeśli propozycje są absurdalne – mówi „Codziennej” Przemysław Czarnek, poseł PiS i minister edukacji w rządzie Morawieckiego.
− Nie mam złudzeń, że obecnie rządzący wezmą pod uwagę głosy niezgodne z ich ideologicznymi pomysłami na edukację. Oczywiście nie wezmą. W konsultacjach jednak trzeba wziąć udział, by wrazić sprzeciw wobec poczynań obecnego MEN, a także, by nie dać argumentu, że zmiany odbywają się praktycznie bezkonfliktowo i że wszyscy zgadzają się z kierunkiem wyznaczanym przez Barbarę Nowacką. Nasz sprzeciw jest konieczny ponieważ propozycje obecnie rządzących są przerażające. Dążą do pozbawienia młodych ludzi narodowej tożsamości, rugują z programu nauczania najważniejsze dzieła polskiej literatury, a z historii najważniejsze wydarzenia z jej dziejów
– mówi "Gazecie Polskiej Codziennie" Kacper Płażyński, poseł PiS.