Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

„Zwrot ludowy” a prawicowa strategia

Mimo przeciwieństw lewica w Polsce coraz śmielej forsuje tzw. zwrot ludowy, rozumiany jako ukłon w polityce wobec zwykłych ludzi. To prawica jednak ma wszelkie argumenty, by dokończyć to, co robiła przez osiem lat w wymiarze społeczno-gospodarczym.

W Polsce możemy co chwila czytać kolejne książki i oglądać kolejne dzieła z tzw. zwrotu ludowego. Lewica robi, co może, aby forsować nową wizję historii Polski. Wizję, w której pozycja chłopów w I RP nie różniła się od pozycji czarnych niewolników w Ameryce. Polski szlachcic zaś miał się nie różnić od plantatora z Alabamy czy Luizjany. Drugim oprócz szlachcica „wyzyskiwaczem” chłopów miał być – według forsowanej narracji – Kościół katolicki. Oczywiście, już na pierwszy rzut oka „zwrot ludowy” jest bardzo naciągany. Wystarczy przecież przyjrzeć się polskiej historii, żeby dostrzec, jak często chłopi udawali szlachciców (słynne „Liber chamorum”). W wypadku ciemnoskórych niewolników taka sytuacja nie była możliwa choćby ze względu na kolor skóry. Ta nielogiczność „zwrotu ludowego” spowodowała, że został on na prawicy zignorowany. I nie zareagowano na wysyp dzieł, które próbują nas przekonać, jaki to Sarmata (w domyśle dzisiejszy odpowiednik pisowca) był zły. Warto więc nad problemem się pochylić.

Odkrywanie czy zakrywanie historii

Czym jest „zwrot ludowy”? Lewicowi autorzy piszą wprost, że jest to próba „wyleczenia” Polaków z miłości do Kmicica i Wołodyjowskiego. A jeśli przypomnimy sobie, jaką rolę w polskich umysłach miały odegrać te postacie, to prawica już teraz powinna bić na alarm. Przecież Henrykowi Sienkiewiczowi chodziło o „pokrzepienie serc” – o to, żeby Polacy, zgnębieni przez zaborców, poczuli się dumni ze swojej historii. Polskiemu nobliście zależało na tym, by polscy chłopi i robotnicy, poddawani rusyfikacji i germanizacji, poczuli się Polakami i czuli dumę z wielkich rodów. Wieszcz „Trylogią” stanowił inspirację dla wysiłków Narodowej Demokracji i Józefa Piłsudskiego w celu „polonizowania mas”, które wkrótce stanęły jak jeden mąż przeciw bolszewikom. I chyba znaczna część lewicy nigdy tego Sienkiewiczowi nie wybaczyła.

„Zwrot ludowy” da bardzo łatwo wpisać się w szerokie działania lewicy. Już bardzo dawno temu starano się umniejszać Sienkiewicza, powtarzając w złym kontekście ocenę o „pierwszorzędnym pisarzu drugorzędnym”. Ale trend ten wpisuje się w szeroki kontekst nie tylko czasowy, lecz także geograficzny. Ma on sprawić, że Polacy poczują się solidarni z czarnoskórymi Amerykanami, ruchem Black Lives Matter oraz innymi lewicowymi ideologiami. Nie ma co oczywiście złościć się na lewicę, że chce zrealizować swój program wielkiej rewolucji wszystkich wykluczonych. XX w. to jednak czas nie tylko rewolucji w wielu aspektach, lecz także uciemiężenia jednostek i wcielania w życie totalitarnych zapędów.  

Przejąć stery „czerwonego tramwaju”

Na czym polegał sukces Józefa Piłsudskiego w 1918 r. i PiS – zachowując wszelkie proporcje – w 2015 r.? Na tym, że prawica w porę postanowiła przejąć hasła lewicy i wykorzystać do przekonania Polaków do wartości patriotycznych. Polska w strategii Piłsudskiego miała pozwolić robotnikom na ośmiogodzinny dzień pracy, a kobietom zagwarantować prawo głosu. I tak też się stało w II RP. Polska w strategii PiS miała zaś dać Polakom 500+ i wyższe płace, wyzwolić z pułapki niskiego rozwoju. To się udało. Zapewne Piłsudski popełnił błąd, że zatrzymał się w swoich działaniach gdzieś w połowie, wdając się przy tym w prześladowania oponentów. Z kolei PiS ma jeszcze szansę doprowadzić swoją „rewolucję” do końca. Wystarczy, że wsłucha się właśnie w głosy płynące ze „zwrotu ludowego”. Przecież słychać w nim nie tylko tyrady przeciw sarmatyzmowi, ale i przeciw liberalizmowi.

Lewica zupełnie inaczej definiuje problem niż zwalczające postkomunizm PiS. W jej definicji współczesna Polska jest konserwatywno-liberalna. Lewicowym dogmatem są sprawy obyczajowe: aborcja, małżeństwa osób homoseksualnych, większe prawa LGBT, walka z Kościołem, na Zachodzie nacisk na eutanazję. To wszystko odbywa się kosztem postulatów ekonomicznych. Jednego czynnika lewica zdaje się nie dostrzegać. Jej wizja, czyli „solidarność wszystkich wykluczonych”, nie może się ziścić. Polski robotnik czy rolnik nie będzie szedł pod ramię z LGBT ani zwolennikami ruchu Black Lives Matter. I to jest wskazówka dla prawicy na przyszłość. 

Lewe dzieła czytane na prawo

Jaki obraz wyłania się z dzieł wpisujących się w nurt „zwrotu ludowego”? Jest to obraz szlachcica lub inteligenta, który gardzi mieszkańcami wsi. Czyż nie jest to niejako obraz typowego wyborcy liberalnego? Czy szlacheccy wyzyskiwacze z kart lewicowych dzieł nie przypominają nam współczesnych „Januszy biznesu”, wyzyskujących pracowników? A przecież to właśnie „korpoludki” stanowią najtwardszy elektorat Donalda Tuska. Czyż krytykowane przez lewicę postawy szlachty, egoizm i niechęć do zmian, prywata, nie przypominają o poglądach kibiców obecnego rządu, pragnących rezygnacji z wielkich inwestycji i likwidacji socjalu, bo to za dużo kosztuje? I wreszcie, czy lewica, pochylając się nad niedolą historycznych mieszkańców wsi, nie zauważa, że to PiS zadbało o polską prowincję? 

To PiS wprowadziło 500+, podwyższyło płacę minimalną, zwalczało umowy śmieciowe, zmieniło los polskich emerytów, z których ogromna część otrzymywała głodowe zasiłki. Z kolei rolnicy od lat stanowią bastion poparcia dla partii Jarosława Kaczyńskiego. W tym kontekście lewica jest więc trochę spóźniona w swojej „chłopomanii”. Ferment, który wywołuje „zwrot ludowy”, prawica może wykorzystać m.in. do składania ciekawych propozycji na przyszłość – na czas po rządach Donalda Tuska, który wdraża lewicowo-liberalny eksperyment wraz ze swoim najmniejszym koalicjantem.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Bartosz Bartczak