Próba wrogiego przejęcia mediów mogła być uznana za zasłonę dymną. W akcie pierwszym – dla klepnięcia paktu migracyjnego, które dokonało się cichu i bez niepotrzebnych pytań. Tym bardziej bez wzmianek w neo-Wiadomościach i symbolicznej (lub żadnej) uwadze medialnego mainstreamu. Temat opakowano niczym prezent na choinkę w kolorowy papier, a w tym przypadku kolorowe zdjęcie marszałka Szymona Hołowni, który spotkał się z grupą uchodźców, również tych szturmujących wcześniej z putinowskiego nadania wschodnią granicę Polski.
Komunikat o przyjęciu paktu migracyjnego wzbudził oczywiście stosowny entuzjazm, fajny wodzirej Sejmu stał się jeszcze fajniejszy, niczym liberalny symbol cnót, papież telewizyjnego show, myjący stopy bezdomnych bez moczenia sobie rąk. Czy ktoś się tym wszystkim przejął? Jakoś niespecjalnie. Protesty przeciw przyjęciu paktu były mniej znaczące niż te przed siedzibami TVP czy PAP, ponieważ nie było ich wcale. Zauważmy, że i pod radiem nikt nie protestował, choć warto też wspomnieć, że radio w wydaniu informacyjnym przeprowadza rewolucję w myśl zwykłego partyjnego zdobycia powyborczych łupów – niczego (jeszcze) nie kasuje, zostawia słuchaczom część dotychczasowych głosów, choć już nie redaktorów związanych z "niesłuszną" TVP, polityków zamienia na ekspertów, ale nie zawsze głoszących jedynie słuszny pogląd.
Zapewne to etap przejściowy, którym długo się nie nacieszymy, niemniej jeszcze w środę na spacerze z psem dałem radę posłuchać przez godzinę Polskiego Radia 24. TVP Info nawet, gdybym chciał, bym nie obejrzał, bo, jak wiemy, nie działa. Nie działa też ważna TVP World, jedna z tych instytucji, które stworzono nie na chwile i na jedna kadencję, a rzecz o wymiarze państwowym – stacja, która po angielsku pokazywała światu polski punkt widzenia i to na tematy, na które nowa władza rzekomo poglądy ma przecież takie same – Rosję, Ukrainę, zagrożenia dla Europy, głównie wschodniej, postsowiecką dezinformację.
Nie ma i nie będzie już zagranicznej stacji TVP - Russia Today wróci pewnie do kablówek, a otumanieni sympatycy dalej będą uważać PiS za ekspozyturę Moskwy, a Platformę Obywatelską za jej pogromców. Bartłomiej Sienkiewicz nie pali tym razem budki pod rosyjska ambasadą, a raczej biega z wiadrem farby i zamazuje antyrosyjskie hasła na pobliskich chodnikach. Ściąga flagi Ukrainy z niedalekich, widocznych z ambasady okien.
A wszystko oczywiście w imię Europy, może i samej Ukrainy nawet. Tymczasem zasłona dymna staje się zaporą ogniowa, za którą rząd wywraca do góry nogami wszystko, jak leci, czy to z osobistej rządzy zemsty, będącej chyba kluczem doboru nowych ministrów, czy to dla jakiegoś innego, byle nie polskiego, interesu. Jedno się z drugim zresztą nie kłoci, jak nie spierają się z autorytarnymi politykami ich koalicjanci, kiedyś oburzeni na „metody PiS”, dziś niemi i wszystko żyrujący.