Pojęcie zasady pomocniczości (subsydiarności) pamiętam przede wszystkim ze studiów, natomiast większość europosłów, w tym przedstawicieli Polski z Platformy, Lewicy i Polski 2050 najwyraźniej o niej nie wie. A powinna, ponieważ jest to zasada przywołana zarówno w Konstytucji RP, jak i preambule obowiązującego Traktatu o Unii Europejskiej - pisze w komentarzu dla Niezalezna.pl publicysta Krzysztof Karnkowski.
O co chodzi w tej zapomnianej regule? Upraszczając, chodzi o przekazywanie jak największej liczby kompetencji w dół drabiny władzy - tak, by poszczególne problemy załatwiano na najniższym jak to możliwe szczeblu, jeśli tylko nie będą one przerastać odpowiadającym za niego ludzi. Praktyczną realizacja tej zasady było przekazywanie kompetencji samorządom, czy zlecanie zadań organizacjom pozarządowym.
Tymczasem widzimy właśnie zjawisko odwrotne, sprzeczne z duchem zarówno naszej konstytucji, jak i zapomnianych już zasad, budujących wspólnotę państw europejskich. Kompetencje w kilkudziesięciu obszarach przekazywane są najwyżej, jak tylko się da: od państw narodowych do niewybieranych demokratycznie i niepodlegających kontroli obywatelskiej instytucji Unii Europejskiej. Te zyskać mają głos decydujący w takich sprawach, jak obronność, podatki, ale i moralność, bo w kwestiach obyczajowych, które Unia Europejska miała dotąd państwom, przynajmniej w teorii, odpuścić.
Zapomnijmy! Nie tak dawno politycy uspokajali nas, że to wszystko perspektywa bardzo odległą i nie musimy się niczym martwić, choć, jak wskazywał w swoich nagraniach redaktor Maciej Kożuszek, takie mydlenie oczu to część unijnej taktyki stawiania społeczeństw przed faktami dokonanymi. Tak czy inaczej, miało to być bardzo daleko, a tu niespodziewanie (choć wielu z nas się tego domyślało) jest jednak bardzo blisko.
W głosowaniu zmiana traktatów przeszła na sali europarlamentu bardzo niewielką przewagą - żeby wynik był zupełnie inny, wystarczyło 17 głosów, tymczasem wstrzymało się ponad 40 eurodeputowanych. To pozytywne zaskoczenie, okazało się bowiem, że wątpliwości, przedstawiane jak zawsze jako psychologiczny problem garstki oszołomów, podziela jednak bardzo duża liczba polityków, a sumując przeciwników i wstrzymujących się w trakcie podjęcia decyzji, jest to nawet większość.
To daje nadzieję na ewentualne zablokowanie procedowania zmiany w superpaństwo pod niemiecko-francuskim zarządem na którymś z dalszych etapów, a już teraz pozwoliło na utrącenie choć części bardzo niebezpiecznych zapisów. Tyle, że można też na to spojrzeć dużo bardziej pesymistycznie, okazuje się bowiem, że w uważającej się za wzorzec demokracji i praworządności Unii, odpowiednio silna mniejszość może narzucić wszystkim obywatelom i państwom zmiany, które całkowicie zmienią ich świat i posiadane prawa.