- Destabilizowanie i podważanie wiarygodności państwa, wiarygodności służb, niszczenie struktury społecznej, wywoływanie różnego rodzaju potencjału buntu - to wszystko dla Polski zaplanowali Władimir Putin i Aleksandr Łukaszenka. Przypomina o tym prof. Piotr Grochmalski w filmie "Na granicy". Dokument Marcina Tulickiego przedstawia krok po kroku, w jaki sposób reżimy chciały zdestabilizować nasz kraj oraz kto w polskiej przestrzeni publicznej brał w tym udział.
W filmie przypomniano, że życie mieszkańców przygranicznych miejscowości zostało zakłócone latem 2021 roku. To wtedy zaczęli dostrzegać zbierających się przy granicy migrantów. Z czasem grupy cudzoziemców urosły do niebotycznych rozmiarów. Wzbudzało to obawy nie tylko zwykłych obywateli, ale i samych strażników granicznych, którzy w filmie przyznają, że nigdy wcześniej z taką sytuacją nie mieli do czynienia.
Migranci w końcu przystąpili do próby sforsowania granicy. - W szczególności moment, który utkwił mi w pamięci, to setki kamieni, które leciały ze strony Białorusi w naszą stronę. Agresja tych ludzi. Nie tylko kamienie, rzucali wszystkim, co mieli pod ręką. Ich cel był jasny: żeby wyrządzić nam jak największe szkody i krzywdę - wspomina jeden z funkcjonariuszy Straży Granicznej.
W filmie podkreślono, że nie ulega wątpliwości, iż cała presja migracyjna została wywołana przez służby białoruskie. Potwierdzają to liczne nagrania, będące w posiadaniu polskich mundurowych, oraz zeznania samych obcokrajowców. Białorusini nie tylko ich instruowali, ale i zapewniali im najpotrzebniejszy sprzęt. - Imigranci, będący na granicy, byli przygotowani - ubrani dosyć dobrze, stosownie do warunków atmosferycznych. Na przykład w okresie zimowym mieli puchowe kurtki, byli wyposażani w śpiwory i było widać, że te śpiwory nie są cywilne, tylko mają barwy wojskowe, czyli można było przypuszczać, są że są to śpiwory wojskowe - opowiada jedna z funkcjonariuszek SG.
"Podróż" na granicę polsko-białoruską kosztowała migrantów nawet 9 tysięcy euro. Na miejscu zwiezione grupy były już pod kontrolą służb, które zastraszały obcokrajowców. Podobne sceny miały miejsce m.in. na granicy grecko-tureckiej. Zwiezieni tam migranci również nie ukrywali, że ich celem jest Europa Zachodnia.
Dokument Marcina Tulickiego nie pozostawia też złudzeń, że operacja na granicy polsko-białoruskiej była częścią agresji na Ukrainę, a jej autorkami zarówno Białoruś, jak i Rosja.
Przypomniano też tekst "Gazety Polskiej" z 2014 roku, w którym podano, że "na początku 2015 rozpocznie się kolejna islamska wiosna. Tylko tym razem nie w krajach arabskich, lecz w Europie. Celem będzie polityczny paraliż Europy, zakrojony do tego stopnia, by nie była w stanie przyjść z pomocą zaatakowanym krajom w przestrzeni postsowieckiej".
"Rosja miała świadomość, że przygotowując się do tego typu wojny (z Ukrainą) trzeba głęboko zdestabilizować państwo polskie, które będzie kluczowe z punktu widzenia skuteczności wojny przeciwko Ukrainie. W związku z tym podejmowano cały szereg różnego rodzaju działań [...] Destabilizowanie państwa, podważanie wiarygodności państwa, wiarygodności służb, niszczenie także struktury społecznej, rozbijanie, wywoływanie różnego rodzaju potencjału buntu. W doktrynie Gerasimowa wręcz mówi się o wykorzystywanie potencjału buntu do działań przeciwko państwu, które jest celem tego typu działania. Bardzo wyraźnie widać, kto w Polsce rozumiał polską rację stanu, jakie media realizowały polską rację stanu, a której nie realizowały"