Wokół Donalda Tuska coraz bardziej zaciska się pętla, która ma doprowadzić do jego odejścia. Kłopoty dotykają ludzi bezpośrednio związanych z premierem – jak chociażby Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska, czy Sławomira Nowaka, do niedawna ministra transportu. Ostatnie afery obciążają premiera, ale można powiedzieć za Molierem: „Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało".
Zaowocował sposób uprawiania polityki przez lidera Platformy Obywatelskiej, wyrażający się m.in. zgodą na funkcjonowanie systemu, w którym nepotyzm i korupcja są zasadą działania. Dobitnie pokazują to od lat ujawniane nagrania rozmów działaczy partii rządzących z różnych miejsc w kraju – od Wałbrzycha, przez tzw. taśmy PSL-u, po ostatnie przywiezione z Dolnego Śląska.
Właśnie jesteśmy świadkami kolejnego aktu afery korupcyjnej, już nazwanej przez CBA największą aferą III RP, i choć nie znamy jeszcze jej faktycznych rozmiarów, możemy być pewni, że chwilowe antrakty nie oznaczają jej końca. Choćby dlatego, że ukręcenie jej nie jest na rękę Bronisławowi Komorowskiemu. Prezydent uznał najwyraźniej, że staje się silny słabością obecnego premiera. To bowiem Bronisław Komorowski może przygarnąć platformerskie sieroty po Tusku i zbudować zaplecze, które ma mu pomóc w zdobyciu drugiej kadencji. A co najważniejsze – osłabiony Tusk nie może poważyć się już na groźby wobec prezydenta, że PO może nie finansować jego kampanii. Albo sugerować, że nie jest pewne, kto będzie reprezentował PO w kolejnym wyścigu do Belwederu. Prezydenckie ambicje obecnego premiera, jeśli jeszcze do niedawna pojawiały się w jego głowie, teraz, po kolejnych skandalach w rządzie, powinny ulecieć ostatecznie.
Nie można też w rozgrywkach Tuska i Komorowskiego pomijać jeszcze jednego czynnika: chęci odegrania się prezydenta na premierze. Od początku rządów Tuska zebrała się całkiem spora grupa osób, która marginalizowana przez niego dyszy zemstą, by pomścić swoje krzywdy.
CBA w mateczniku premiera
Komentatorzy i publicyści zachodzą w głowę, co się stało, że prokuratura i Centralne Biuro Antykorupcyjne tak ostro wzięły się do roboty. Czy to jest polowanie na Grzegorza Schetynę, czy też sprawa ma szerszy wymiar? Niepokój w oczach byłego wicepremiera i jego żywe zapewnienia, że to on sprawił, iż w MSW zaczęła się kontrola i ściganie korupcji, może sygnalizować, że ów do niedawna potężny polityk tłumaczy się publicznie, bo liczy się z kłopotami stricte karnymi.
Ale jeśli akcja CBA byłaby tylko straszeniem Grzesia, to dlaczego funkcjonariusze Biura przeszukali siedzibę firmy Cam Media, o której powszechnie wiadomo, że jej szefowie są w zażyłych relacjach ze Sławomirem Nowakiem? A przecież ten ostatni należy do najbliższych i najbardziej zaufanych ludzi Donalda Tuska, więc o żadnej zemście mowy być nie może. No i wreszcie coraz częściej pojawiają się pytania, na które – jak na razie – nie ma jednoznacznej odpowiedzi: dlaczego nominowany przez Donalda Tuska szef CBA Paweł Wojtunik pozwala swoim funkcjonariuszom harcować po mateczniku premiera?
Bezkarność gwarantowana
Żeby zrozumieć ostatnie wydarzenia, trzeba się cofnąć o blisko pięć lat, do roku 2009. Trwa śledztwo prowadzone przez CBA (szefem Biura jest wówczas Mariusz Kamiński) w sprawie przetargów i zleceń w Centrum Projektów Informatycznych przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, którego szefem jest Grzegorz Schetyna. Tropy prowadzą do dyrektora CPI Andrzeja M. i do ludzi z branży informatycznej. W tle pojawiają się kontrakty z gigantem informatycznym IBM Polska, a także nazwiska ludzi związanych ze służbami specjalnymi, w tym Krzysztofa Bondaryka. Do mediów przeciekają informacje o prowadzonym postępowaniu, ale jest to komentowane jako wojna służb pomiędzy CBA i ABW.
Śledztwo ulega wyhamowaniu po dymisji Mariusza Kamińskiego w związku z ujawnieniem afery hazardowej, a w tle czai się afera stoczniowa. Zarówno jedna, jak i druga zostają szybko zamiecione pod dywan. Podobnie dzieje się w 2011 r. Aresztowanie Andrzeja M. i kilku innych osób, m.in. z MSW, jest odebrane jako porachunki premiera z Grzegorzem Schetyną. Sprawa szybko zostaje wyciszona, śledztwo jednak trwa. Jednocześnie kolejne osoby z kręgów władzy biorą udział w procederze korupcyjnym.
Dziś można śmiało postawić tezę, że obecna sytuacja jest pokłosiem sprawowania władzy przez Donalda Tuska. A wszystkie afery, które wydarzyły się od końca 2007 r., nie znalazły sądowego finału. Dowiodły bezkarności gwarantowanej przez rząd.
Niewiedza magistra historii
Niewykluczone, że obecne zatrzymania, których jesteśmy świadkami, mają na celu wymuszenie na Donaldzie Tusku jego odejście lub wcześniejsze wybory. Trwanie PO przy władzy z każdym miesiącem pomniejsza szanse nie tylko na jej zwycięstwo, ale na wejście do przyszłego parlamentu w liczącej się grupie. Już dziś jedna trzecia obecnych posłów PO, tych z ostatnich ław i dalszych miejsc na listach wyborczych, musi zdawać sobie sprawę, że w następnej kadencji na Wiejskiej nie będzie dla nich miejsc.
Ciosy, które właśnie spadają nie tylko na ludzi kojarzonych z Grzegorzem Schetyną, ale także na resort Radosława Sikorskiego czy Główny Urząd Statystyczny, pokazują też, że system oparty na korupcji ma tę właściwość, że jest w nim mnóstwo haków.
Wiedzy, kto bierze, gdzie, od kogo, na jakim szczeblu, pod czyim przyzwalającym nadzorem. Tę wiedzę można w odpowiednim momencie wykorzystać do politycznych rozgrywek.
I chyba główni aktorzy całego spektaklu zapomnieli, że korupcja była jedną z przyczyn upadku cesarstwa rzymskiego. A na starożytną korupcję, podobnie jak dziś, miały wpływ nie tylko szybkie kariery nikomu nieznanych cesarskich urzędników, ale przede wszystkim rywalizacja o sławę, władzę i pieniądze. Czym to się skończyło – wiadomo, ale – jak widać – Donald Tusk (mgr historii) wykazuje się daleko idącą niewiedzą.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Dorota Kania