Raport MAK dotyczący katastrofy rządowego Tu-154M w Smoleńsku nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem. Od dawno przecież wiadomo, że ostateczny kształt raportów na temat katastrof lotniczych, które bada MAK, zależą od jego szefowej, gen. Tatiany Anodyny, od lat związanej najpierw z sowieckimi, a później rosyjskimi służbami specjalnymi. I tak się składa, że zawsze głównymi przyczynami badanych przez nią katastrof jest albo pogoda, albo wina załogi.
Gen. Tatiana Anodina, szefowa Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, należy do najbardziej wpływowych osób w Rosji. Mimo swojego wieku (72 lata) żelazną ręką rządzi w podległym jej MAK. W całej historii Komitetu nie zdarzyło się, aby jakakolwiek jego decyzja była niezgodna z polityką Kremla; nigdy MAK winą za katastrofę lotniczą nie obciążył zakładów remontujących samoloty, producentów czy też personel naziemny lotniska. Najistotniejsze jest jednak to, że MAK podczas badania katastrofy polskiego rządowego samolotu był sędzią we własnej sprawie, ponieważ certyfikował samolot Tu-154M 101, także po jego remoncie w Samarze (podobnie jak i te zakłady), MAK certyfikował również lotnisko Siewiernyj, na którym doszło do katastrofy. Na dodatek syn Putina jest dyrektorem w zakładach w Samarze, gdzie remontowany był Tu-154M, a właścicielem tych zakładów jest przyjaciel i polityczny sponsor Putina, Oleg Deripaska, o którym pisała „GP” kilka miesięcy temu.
„Polska to mały kraj”
Jak mocno w świadomości Anodiny zakorzeniona jest rosyjska dominacja, świadczy zdanie, które niedawno przytoczył płk Edmund Klich, akredytowany przy MAK w sprawie badania katastrofy smoleńskiej.
Klich mówił, że w trakcie prowadzenia prac przez MAK wielokrotnie rozmawiał z Tatianą Anodiną.
– To były rozmowy głównie w obecności pana Morozowa, rzadko z udziałem moich doradców. Nie wyrażano na to zgody. Nie pamiętam szczegółów tych rozmów, ale zapamiętałem jedno zdanie: „Rosja jest wielka, a Polska to mały kraj”. Nie wiem, w jakim celu to było powiedziane. Dziwiłem się, bo w tej sprawie powinna być równowaga, a nie rozważanie „po wielkości” – mówił płk Klich.
Ta na pozór mało znacząca rozmowa pokazuje, jakie podejście miała Anodina do katastrofy smoleńskiej, a forsowanie już w dniu katastrofy przez rosyjską propagandę winy pilotów było zapowiedzią, co znajdzie się w raporcie.
Nie bez powodu premier Federacji Rosyjskiej Władimir Putin wyznaczył MAK, a właściwie Anodinę do zbadania przyczyn katastrofy polskiego Tu-154M nr 101 i do sporządzenia ostatecznego raportu. Zaledwie dwa dni po jego ogłoszeniu pracę zakończyła również rosyjska komisja państwowa pod przewodnictwem Władimira Putina, która miała wyjaśnić przyczyny smoleńskiej katastrofy. Przypomnijmy, że ta komisja została powołana przez prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa wieczorem 10 kwietnia 2010 r. Już trzy dni po katastrofie – 13 kwietnia – członek tej komisji, rosyjski wicepremier Siergiej Iwanow, powołując się na ustalenia „specjalistów”, stwierdził, że na pokładzie Tu-154M nie doszło ani do wybuchu, ani do pożaru, że silniki nie były uszkodzone i pracowały do końca, a maszyna była sprawna. W tym samym dniu, w którym wydano to oświadczenie, Putin wyznaczył MAK do zbadania okoliczności katastrofy. Z analizy raportu MAK jednoznacznie wynika, że od samego początku to Rosja decydowała, kto i w jaki sposób ma zbadać wszystkie okoliczności katastrofy.
Anodina realizowała linię Kremla, co nie dziwi, biorąc pod uwagę jej związki ze służbami specjalnymi. Założycielka prywatnego rosyjskiego lotnictwa, wielokrotnie odznaczana, posiada m.in. tytuł profesora, w ZSRR zrobiła oszałamiająca karierę.
W 1991 r. dzięki poparciu Jewgienija Maksimowicza Primakowa, wiceszefa KGB (później szefa rosyjskiego wywiadu), Tatiana Anodina została szefem Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, którego współzałożycielem był Primakow.
MAK powołano do prowadzenia wszystkich dochodzeń cywilnych wypadków lotniczych, w jego laboratoriach bada się i analizuje czarne skrzynki samolotów, które uległy katastrofie. Tatiana Anodina, nazywana w rosyjskim lotnictwie „mamą” lub „generałem w spódnicy”, ma rangę ministra. Jej podpis na dokumentach decyduje o wszystkim, co jest związane z lotnictwem na niemal całym terytorium byłego ZSRR.
Tatiana Anodina urodziła się w Leningradzie. Jej ojciec był pilotem wojskowym, co zapewne miało wpływ na jej późniejszą karierę. Po ukończeniu politechniki lwowskiej otrzymała tytuł inżyniera konstruktora. Warto zaznaczyć, że po II wojnie światowej politechnikę tę kończyli najlepsi wojskowi specjaliści, którzy jeszcze na studiach byli związani z sowieckimi służbami specjalnymi, co później gwarantowało im błyskawiczną karierę. Wielu z nich wiązało swój los z lotnictwem, które w ZSRR rozwijało się bardzo szybko – ówczesna ideologia głosiła, że radziecka ekspansja lotnicza przyczyni się do pokonania USA.
Natychmiast po ukończeniu studiów Tatiana Anodina została szefem zarządu technicznego ministerstwa lotnictwa cywilnego ZSRR. Świeża absolwentka nagle stała się głównym zleceniodawcą opracowań naukowo-badawczych i konstruktorskich, projektów i dokumentacji, decydowała o kierunku badań. Wszyscy czołowi konstruktorzy radzieckiego lotnictwa musieli przejść przez jej gabinet, wszyscy dyrektorzy zakładów związanych z lotnictwem i szefowie laboratoriów lotniczych byli jej podporządkowani. To Anodina decydowała o finansowaniu przyszłych projektów, a jej władza w podległym obszarze była nieograniczona.
W jednym z artykułów w prasie rosyjskiej podano, że Tatiana Anodina – wówczas profesor habilitowany – wyszła za mąż za Piotra Pleszakowa, ministra lotnictwa radzieckiego, który zmarł w 1987 r. Tę informację można znaleźć niemal we wszystkich artykułach dotyczących Anodiny, jednak po jej dokładnym sprawdzeniu okazuje się, że Piotr Pleszakow był rzeczywiście ministrem, ale łączności.
Poznała go na początku lat 60., gdy Pleszakow pełnił funkcję dyrektora naukowo-badawczego instytutu łączności Armii Sowieckiej. Głównym zadaniem tej instytucji była produkcja systemów wykorzystywanych przez radziecki wywiad. Starszy od niej o 17 lat oficer był kombatantem II wojny światowej oraz wojny w Korei, gdzie testował sprzęt radiowy produkowany dla wywiadu i armii.
W 1964 r. Tatiana Anodina urodziła syna Aleksandra i po krótkiej przerwie wróciła do pracy, zostając dyrektorem państwowego naukowo-badawczego instytutu aeronawigacji.
Rosyjskie źródła podają, że w 1992 r. Anodina została żoną Jewgienija Maksimowicza Primakowa, jednak trudno znaleźć jednoznaczne potwierdzenie tej informacji. Wiadomo natomiast, że to właśnie jemu Anodina zawdzięcza to, że od czasu rozpadu ZSRR nadal pozostaje jedną z najbardziej wpływowych kobiet w Rosji.
Kontrowersyjny MAK
Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) powstał na podstawie międzyrządowej „Umowy o lotnictwie cywilnym” podpisanej 30 grudnia 1991 r. Jak wynika z oficjalnej strony internetowej, jego siedziba mieści się w Moskwie, a do MAK należą: Azerbejdżan, Armenia, Białoruś, Gruzja, Kazachstan, Kirgistan, Mołdowa, Rosja, Tadżykistan, Turkmenistan, Uzbekistan i Ukraina. Pozostałe informacje dotyczą dokumentów i wydarzeń, brak jest natomiast informacji o strukturze Komitetu, zarządzie i wreszcie o samej Anodinie.
Według skąpych informacji wiadomo jedynie, że w skład MAK wchodzi spółka Awiaregister, który za wydanie każdego certyfikatu kasuje ok. 3 mln dol.
Rosyjskojęzyczne media są usiane wieloma informacjami na temat działalności MAK. Podawane są m.in. informacje o „przekrętach z licencjami” i „wycinaniu konkurentów z lotniczego biznesu za pomocą tej struktury”. Warto przypomnieć list grupy deputowanych rosyjskiej Dumy Państwowej z 20 lutego 2003 r. adresowany do ówczesnego prezydenta Rosji Władimira Putina:
„Deputowani Dumy Państwowej dowiedzieli się o decyzji z 12 lutego 2003 r. Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego o wstrzymaniu certyfikatu na najlepszy samolot rodzimej produkcji Ił-86, co doprowadziło do zaniechania jego eksploatacji przez nasze linie lotnicze. Prosimy Was, szanowny Władimirze Władimirowiczu, o rozpatrzenie możliwości wstrzymania działania MAK na terytorium Rosji, które szkodzi interesom Federacji Rosyjskiej”.
Władimir Władimirowicz Putin nie zareagował i MAK działa nadal.
Krytycznie zarówno o MAK, jak i Tatianie Anodinie pisała rosyjska gazeta „Stringer”. W artykule z sierpnia 2001 r. czytamy: „Stworzony pod pretekstem utrzymania jednolitości lotnictwa na terenie WNP MAK nie jest organizacją legalną, ponieważ – według konstytucji Federacji Rosyjskiej – międzypaństwowe umowy muszą być ratyfikowane w Dumie Państwowej. Jednak umowy zawarte między państwami i MAK nie były ratyfikowane. Tatiana Anodina w sposób samozwańczy nosi mundur ministra lotnictwa cywilnego Rosji. Jeśli rozpatrywać »kacykostwo« Tatiany Anodiny na płaszczyźnie prawa, to wszystkie certyfikaty wydane przez ową organizację nie mają mocy prawnej. Uchwała rządu Czernomyrdina (nr 367) z 23 kwietnia 1994 r., w którym MAK-owi dano pełnomocnictwa federalnego zarządu Federacji Rosyjskiej do wydawania certyfikatów dotyczących techniki lotniczej, została wydana wbrew konstytucji Rosji. Według umowy podpisanej między rządem Rosji i MAK (zatwierdzonej uchwałą premiera Wiktora Czernomyrdina) wszyscy funkcjonariusze tej dziwnej organizacji ze statusem dyplomatycznym nie podlegają odpowiedzialności sądowej podczas wykonywania obowiązków służbowych”.
Dezinformacja medialna
Wszystkie katastrofy lotnicze, do których doszło na terenie byłego ZSRR, są badane przez MAK. Co ciekawe, np. w polskiej wersji Wikipedii, a także w innych naszych mediach opisywane są przyczyny danej katastrofy, ale nie podaje się, że są to ustalenia MAK.
W rosyjskojęzycznych mediach MAK jest oskarżany o nieprawidłowości podczas przeprowadzania dochodzeń dotyczących katastrof lotniczych. Wskazuje się w nich, że ustalona przez MAK przyczyna katastrofy ma decydujący wpływ m.in. na ewentualne odszkodowania czy wręcz los linii lotniczej, której samolot się rozbił.
Jedną z głośniejszych spraw opisywanych przez media była katastrofa samolotu ormiańskiego, która wydarzyła się w nocy 3 maja 2006 r. w okolicach Soczi. Airbus A-320 runął do Morza Czarnego z 113 osobami – nikt nie przeżył.
W polskiej wersji Wikipedii został zamieszczony dokładny opis tego tragicznego wypadku wraz z podaniem przyczyn: złej pogody i błędu pilota, zabrakło natomiast informacji, że taką wersję podało właśnie MAK.
Po ogłoszeniu raportu ormiańska linia lotnicza „Armavia” oświadczyła, że nie zgadza się z rezolucją Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego. Oświadczenie poparło Narodowe Zrzeszenie Lotnicze Armenii.
– Żaden lotnik nie uwierzy MAK-owi. Przyczyn katastrofy mogło być kilka, ale MAK zrzuca winę na pilotów, by nie popsuć reputacji portu lotniczego w Soczi, który przygotowuje się do olimpiady w 2014 r. – mówił po ogłoszeniu raportu MAK prezydent ormiańskiej linii lotniczej Dmitrij Atbaszjan.
Autor artykułu zamieszczonego na stronie www.flb.ru wykazuje, że MAK najczęściej p
odaje błąd pilotów jako przyczyny kolejnych katastrof i wylicza konkretne katastrofy – m.in. w Irkucku w 1994 r. czy w Adżarii w 2000 r. Zawsze po sporządzeniu raportu dokumenty są kierowane do archiwum MAK, do którego dostęp ma bardzo wąskie grono osób.
Czytając informacje dotyczące ustalonych przez MAK przyczyn kolejnych katastrof, trudno nie zauważyć, że wszystkie zawierają podobne tezy. Tak samo jest ze wstępnymi ustaleniami przyczyn katastrofy samolotu z delegacją prezydencką pod Smoleńskiem. Informacje o błędach załogi i ewentualnych naciskach media rosyjskie (a za nimi „Gazeta Wyborcza”) podawały już w dniu katastrofy 10 kwietnia. Na konferencji prasowej 19 maja Tatiana Anodina mówiła: – Trzeba zbadać ważną kwestię ewentualnego wywierania nacisków na pilotów.
Energiczne FSB
Z branżą lotniczą związał się też syn Tatiany Anodiny, Aleksander Pleszakow, który przez długie lata był prezesem linii lotniczych Transaero (teraz tę funkcję pełni jego żona Olga). Rosyjskim dziennikarzom doskonale jest znany skandal związany z Aleksandrem Pleszakowem dotyczący właśnie linii Transaero.
W 2006 r. Rosyjska Izba Obrachunkowa (odpowiednik polskiej NIK) skontrolowała Transaero. Okazało się, że spółka – właściciel linii lotniczych – nie zapłaciła skarbowi państwa 300 mln dol., co udowodnił Władimir Panski, funkcjonariusz RIO. Według rosyjskich mediów w wyciszenie sprawy zaangażowało się wielu rosyjskich polityków oraz sama Tatiana Anodina. Aleksander Pleszakow zwrócił się też o pomoc do Lewona Czachmachczjana, senatora autonomicznej republiki Kałmucji, którego zięć był audytorem RIO. Jak się później okazało, senatorowi, mimo chroniącego go immunitetu, Federalna Służba Bezpieczeństwa (następczyni KGB) założyła podsłuch. 2 czerwca 2006 r. Lewon Czachmachczjan został zaproszony do biura Transaero. Po wejściu natychmiast został aresztowany przez FSB, które znalazło w firmie 300 tys. dol. – jakie według świadków – były wręczone senatorowi jako łapówka.
Podczas procesu udowodniono, że taśma, na której nagrano rzekome negocjacje Pleszakowa i Czachmachczjana, została sfałszowana. Mimo to senator został pozbawiony immunitetu i skazano go na dziewięć lat więzienia. Rosyjski sąd skazał także jego zięcia, audytora RIO, oraz kilku innych urzędników. Rosyjskie służby specjalne energicznie zajęły się również obrońcą Czachmachczjana – mec. Borysem Kuzniecowem, pełnomocnikiem rodzin kilkudziesięciu ze 118 marynarzy, którzy w 2000 r. zginęli na rosyjskim atomowym okręcie podwodnym „Kursk” w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. Kuzniecow był też obrońcą w głośnych procesach politycznych, m.in. naukowca Igora Sutiagina, skazanego na 15 lat więzienia za rzekome szpiegostwo.
Ponieważ mec. Kuzniecow ujawnił dokument nakazujący podsłuchiwanie senatora Czachmachczjana, zanim prokuratura otrzymała na to zgodę rosyjskiego sądu najwyższego, został oskarżony o zdradę tajemnicy państwowej. Nie udało się jednak doprowadzić do jego skazania, ponieważ w 2008 r. Borys Kuzniecow dostał azyl polityczny w USA.
Rządowe reakcje na raport MAK
Donald Tusk, premier rządu (w dniu ogłoszenia raportu był na nartach, wypowiedział się dopiero na drugi dzień)
Podkreślaliśmy także w uwagach do rosyjskiego raportu, że nie kwestionujemy żadnych istotnych ustaleń raportu MAK. Podnosimy tylko kwestie pewnych braków, uchybień zarówno o charakterze proceduralnym, jak i tych, które odnoszą się do pracy wieży kontrolnej czy stanu lotniska. I nie po to, żeby przerzucać na siłę na kogokolwiek odpowiedzialność. My tę część odpowiedzialności za przyczyny katastrofy będziemy brali na siebie. Druga strona powinna także mieć tę odwagę i gotowość do pokazania całości obrazu.
Bronisław Komorowski, prezydent RP (milczał przez dwa dni – według pracowników jego kancelarii był chory)
W pełni popieram stanowisko zajęte przez rząd polski w kwestii oceny przyczyn i przebiegu katastrofy lotniczej w Smoleńsku przedstawionych przez stronę rosyjską.
Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych
Raport MAK przybliża nas do prawdy, ale nie jest kompletny.
Jerzy Miller, minister spraw wewnętrznych i administracji, szef komisji badającej przyczyny smoleńskiej tragedii.
Nie polemizujemy z zarzutami postawionymi przez MAK stronie polskiej. Sami postawilibyśmy te zarzuty. Polski raport będzie dla Polski bardziej surowy niż ten rosyjski.
Władysław Bartoszewski, doradca premiera
Raport MAK nie popsuje na trwałe stosunków polsko-rosyjskich, ale wywoła dużo niepotrzebnego zamieszania po obu stronach. Odpowiedzialni za pogorszenie relacji polsko-rosyjskich będą komentatorzy i dziennikarze, którzy z góry zakładają złą wolę strony rosyjskiej.
Paweł Graś, rzecznik rządu
Polskie stanowisko odbiło się w świecie dużo szerszym echem niż same słowa przewodniczącej rosyjskiej komisji Tatiany Anodiny. Większość ocen dotyczących błędów strony polskiej trzeba będzie przyjąć i z tym żyć.
Źródło:
Dorota Kania