Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Po trzecią kadencję czy szlakiem Gowina?

Naturalne zużycie władzy, które dotyka również rząd Zjednoczonej Prawicy, nie objawia się tym razem gwałtowną utratą poparcia. Skutkiem jest raczej to, że kolejne działania i sytuacje, które w myśl znanych od lat naukom o polityce i społeczeństwie zasad powinny przynosić duże polityczne zyski, owocują jedynie niewielkimi i krótkotrwałymi wzrostami poparcia. Przekładają się wciąż na zachowanie dość dużego stanu posiadania, jednak ten może nie wystarczyć do zdobycia 231 mandatów w przyszłym Sejmie.

W tej sytuacji dość istotne wydaje się poszerzenie zaplecza politycznego rządu, a w ślad za nim jego bazy wyborczej. Sygnały, które płyną ze strony obozu władzy w ostatnich dniach, nie są jednak zbyt optymistyczne.

Różnice programowe czy osobiste antypatie

Relacje między PiS a Suwerenną Polską coraz bardziej przypominają ostatnie miesiące obecności w rządzie Jarosława Gowina. Mamy tu właściwie wszystko, czego nie chcielibyśmy widzieć ani słyszeć w relacjach między politykami sił koalicji rządzącej: złośliwości w wywiadach i internetowych wpisach, a także głosowania w Sejmie, w których posłowie ZP głosują przeciw popieranym przez PiS propozycjom Pawła Kukiza i prezydenta.

Trudno dziwić się politykom Suwerennej Polski, gdy bronią stanowisk swoich kolegów w sejmowej komisji, jednak już głosowania w kwestiach projektu ustawy o sędziach pokoju są moim zdaniem nie do obrony. Reforma wymiaru sprawiedliwości, choć niezbędna i oparta na słusznej diagnozie, doprowadziła jak na razie do stanu absolutnego chaosu. Chaosu niebezpiecznego również dla życia i zdrowia obywateli w sytuacji, gdy, na złość rządzącym, sędziowie związani z opozycją wypuszczają na wolność najgroźniejszych przestępców. I każdy, w zależności od sympatii lub antypatii, wskaże innych winnych tego stanu rzeczy. Wprowadzenie do tego systemu sędziów pokoju mogłoby choć minimalnie poprawić sytuację i zachwiać nadzwyczajną kastą od zupełnie innej niż dotychczasowe reformy strony.
Niestety posłowie SP z góry zarzucają ustawie niekonstytucyjność, choć stanowiska ekspertów nie są w tej sprawie jednoznaczne. Nie mogę jednak uciec od wrażenia, że nie chodzi tu o sam pomysł (lub nie tylko o niego), lecz także fakt zbliżenia PiS z Pawłem Kukizem, który ze Zbigniewem Ziobrą wyraźnie się dziś nie lubi i o którego koalicjant PiS wydaje się zwyczajnie zazdrosny.

Trzeźwa rewizja skuteczności

W sytuacji, gdy suwerenność ma stać się kluczowym tematem kampanii wyborczej, a także kolejnej kadencji, głos środowiska Suwerennej Polski jest w obozie Zjednoczonej Prawicy potrzebny. Gdy jej politycy mówią, że zachowanie unijnych liderów potwierdza wszystkie zgłaszane przez nich obawy i ostrzeżenia, mają niestety rację.

Niestety jednak racja ta nie wystarcza i nie ma przełożenia na całość polityki zagranicznej rządu. Kilkukrotnie w swoich tekstach, pisanych w momentach największego nacisku ze strony biurokracji UE na nasze państwo, zwracałem uwagę na fakt, że PiS zbyt skromnie korzysta z ekspertów z własnego zaplecza, takich jak choćby Jacek Saryusz-Wolski, który również wskazywał nie tylko na zagrożenia, lecz także sposoby ich ominięcia, czyniąc to w sposób praktyczny, oparty na znajomości instytucji UE, a nie polityczny, jak minister Ziobro.

Niezależnie od oceny poszczególnych nurtów tej krytyki nie uciekniemy przed takimi faktami, jak nieskrywany już niczym apetyt Niemiec na unijne przywództwo czy niemal nieuchronne obniżenie poziomu życia w Polsce poprzez narzucane nam opłaty i podatki. Z tej konkluzji płyną jednak trzy kolejne wątki związane z postawą Suwerennej Polski.

Jeśli konflikt w koalicji będzie narastał i doprowadzi do jej rozpadu, przekaz suwerennościowy w oficjalnym stanowisku rządu zapewne osłabnie, a tym samym efekt będzie odwrotny do tego, o jaki politycy SP deklaratywnie walczą. Po drugie, co wynika z pierwszego, eurosceptyczna, lecz nie mająca problemu z ciągotami prorosyjskimi część elektoratu może tym samym szybko zostać pozbawiona swojej politycznej reprezentacji w Sejmie.

Wreszcie – i tu wracamy do kwestii widocznej alergii środowiska ministra Ziobry na ludzi Kukiza – trzeba pamiętać, że to właśnie ten ostatni od lat proponował realistyczne podejście do struktur unijnych i Niemiec, co zresztą było przecież polityczną przyczyną wyrzucenia ruchu Kukiz’15 z koalicji z ludowcami. Gdyby więc nie to zazdrosne strzeżenie własnego monopolu na krytyczny wobec UE przekaz w nurcie ZP, Zbigniew Ziobro mógłby znaleźć w Pawle Kukizie wielkiego sprzymierzeńca w przekonywaniu głównego nurtu Prawa i Sprawiedliwości do bardziej asertywnych relacji z Unią Europejską.

Poszerzanie bazy

A przecież dalsze rozszerzenie obozu władzy opierać mogłoby się na kolejnych, ciekawych medialnie i aktywnych figurach, które również prezentują dość podobne spojrzenie na sprawy polskie i międzynarodowe. Sięgnięcie po kojarzonych z nurtem patriotycznym lub narodowym polityków byłoby przy tym dobrym zabezpieczeniem przed potencjalną utratą części głosów na rzecz Konfederacji.
Solidarna, a dziś Suwerenna Polska od lat przedstawia przekaz, który jest bardzo miły dla wielu pisowskich uszu, przy czym mowa tu o elektoracie, niekoniecznie politykach samego Prawa i Sprawiedliwości. Żarliwy konserwatyzm, krytyczne podejście wobec Unii Europejskiej, bardzo trafne diagnozy dotyczące wymiaru sprawiedliwości, lecz również nierównego traktowania krajów przez Unię, co jej reakcja na nasze reformy pokazała chyba najbardziej bezlitośnie – to wszystko współgra z nastrojami sporej grupy wyborców.

Równocześnie jednak nie przekłada się zbytnio na poparcie dla głoszącej te tezy partii w przypadku jej samodzielnego startu – mająca wielu posłów i struktury Suwerenna Polska notuje poparcie często niższe niż istniejący już tylko jako byt medialny ruch Kukiz’15. Czemu tak się dzieje?

Warunkowe poparcie dla Ziobry

Zaryzykuję tezę, że elektorat PiS w tej części, która nastawiona jest wobec Zbigniewa Ziobry życzliwie (a nie brak też wyborców, którzy są wobec ministra i jego otoczenia bardzo sceptyczni), chce słyszeć jego głos w ramach koalicji czy rządu Zjednoczonej Prawicy, lecz już nie poza nią. Zapewne mając w pamięci czasy, gdy minister sprawiedliwości szukał w polityce szczęścia samodzielnie, zaliczając na tej drodze nawet okres bardzo ostrego zwarcia z niedawnymi (i przyszłymi, jak się potem okazało) towarzyszami broni. I tu dochodzimy do wielkiego paradoksu, ponieważ można odnieść wrażenie, że Ziobro, będący wciąż jednym z największych aktywów Suwerennej Polski, równocześnie jest dla niej obciążeniem w sytuacji, gdy w grę wchodziłby samodzielny start tej partii w wyborach.

Jego potencjalni wyborcy gotowi byli bowiem wybaczyć to polityczne pobłądzenie z lat 2011–2014, lecz pod warunkiem współpracy z PiS. Warto zresztą przypomnieć, że droga powrotna do współpracy z partią Jarosława Kaczyńskiego wiodła przez wcześniejsze stworzenie wspólnego koła z Polską Razem Jarosława Gowina, które nosiło nazwę… Zjednoczona Prawica.

Droga Gowina się jednak nie opłaca, jeśli nie chce się skończyć w egzotycznej koalicji z Agrounią lub zupełnie na marginesie polityki. Prowokowanie kolejnych konfliktów i medialne uszczypliwości ze strony silniejszego partnera są dziś ostatnim, czego Zjednoczona Prawica potrzebuje w drodze po trzecią kadencję rządów.

Politycy, znający się przecież od lat i od lat ze sobą współpracujący, potrzebują dziś porozumienia, lecz już niekoniecznie Porozumienia lub Porozumienia Bis.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski