- Policjanci byli w budynku spółki. Gdy zobaczyłem, jak drzwi się otwierają, i wychodzą ci z bronią gładkolufową, przypomniał mi się 15 grudzień 81 roku. Na kopalni "Zofiówka" było to samo, strzelali bez ostrzeżenia. Tamtych można było rozpoznać, to był pluton specjalny, mieli żółte hełmy. Wtedy w 2015 r. to mi stanęło przed oczami. Do dziś mam gęsią skórę, gdy o tym opowiadam. Jeżeli Donald Tusk zaprzecza, że byli ranni górnicy w 2015 r., to kłamie - mówi w rozmowie z Niezalezna.pl Zbigniew Jaskólski, który dowodził pokojową manifestacją pod JSW 3 lutego 2015 r., gdy policja strzelała do protestujących.
"Banda bandytów wdarła się do protestu górniczego, chuligani. Nie wolno mówić ludziom, że ktoś strzelał do górników" - mówiła niedawno w wywiadzie poseł "Platformy Obywatelskiej", Izabela Leszczyna z Częstochowy. Co pan sądzi o słowach posłanki?
To jest skandal. Dowodziłem tym protestem, miał pokojowy charakter. Otrzymaliśmy zezwolenie z Urzędu Miasta w Jastrzębiu-Zdroju, by zorganizować manifestację pod Jastrzębską Spółką Węglową. 3 lutego, ok. godz. 10 rano było nas prawie 5 tys. Wyszliśmy spod kopalni (wówczas "Manifest lipcowy", obecnie "Zofiówka"). Mieliśmy swoje służby porządkowe. Pamiętam dokładnie lata 80., 1981 do 1988. Baliśmy się prowokacji. W lutym 2015 r. od tygodnia trwały rozmowy w JSW. Zarząd ówczesny łącznie z prezesem Zagórowskim torpedowali je. Przyjechał rozjemca. Podczas protestu konwojowała nas policja, która potem zabezpieczała teren. Policją dowodził pan Jarosław Potępa (obecnie radny miejski w Jastrzębiu, związany z "Platformą Obywatelską"). Pod samą spółkę dotarliśmy przed godz. 11 (przeszliśmy ok. 4 km). Był stary samochód z napisem "Zagórowski siadaj, to cię odwieziemy". Były okrzyki, ale było spokojnie. Jeszcze jedna rzecz. Pani Leszczyna (co bardzo mnie boli) mówi, że to byli chuligani, którzy rzucali płytami chodnikowymi. To kłamstwo. Wtedy byłem przewodniczącym Międzyzakładowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ "Solidarność" Emerytów i Rencistów przy JSW i szefem ochrony spółki - i wiem, że pod budynkiem na odcinku kilometra jest kostka brukowa. I to zacementowana! Nie płyty...
Więc nie było możliwości, żeby ludzie trzymali w rękach płyty...
Tak! Po godzinie 11 - Roman Grudziński i Sławomir Kozłowski z "Solidarności" - przekazali nam informacje, jak wyglądają rozmowy. Na ulicy dalej było spokojnie. Nagle pojawiło się dwóch ludzi - nie wiem, skąd oni się wzięli - bo górnicy mieli na sobie uniformy z napisami, a tamci byli w łachach roboczych bez oznakowania. Od jednego z nich czuć było woń alkoholu. To była prowokacja. Mężczyźni mieli dużą gaśnicę śniegową, którą chcieli rzucić w rozsuwane szklane drzwi. Ze Sławkiem wyrwaliśmy im je z rąk. Wtedy uciekli... Z lewej strony budynku JSW stało kilkanaście osób w nowiutkich uniformach z napisem Jastrzębska Spółka Węglowa. Nie byli od nas!
To znaczy?
Pewnie byli z policji. Kiedyś nazwałbym ich bezpieką. Potem, kiedy już była awantura, a policja zaczęła strzelać, tamci wyłapywali najbardziej zdecydowanych górników.
Powiedzieliśmy protestującym, żeby zachowali szczególną ostrożność, by nie dali się sprowokować. Jeszcze wychodząc z kopalni "Zofiówka", pan Potępa wziął ode mnie numer telefonu, gdyby coś się działo, żebyśmy byli w kontakcie. Przed godz. 12 zadzwonił do mnie, żebym podszedł pod drzwi Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Wewnątrz po prawej stronie, jest krótki korytarz i zapory, gdzie nie przejdzie się bez dyskietki lub zezwolenia ochrony. Gdy tam podszedłem dowódca tych "zomowców" powiedział mi, że mam natychmiast zakończyć tę manifestację, że już dość. Powiedziałem mu, że tak może powiedzieć swoim kolegom, tu jest zgoda Urzędu Miasta i nie odejdziemy bez porozumienia i wtedy zobaczyłem około 15 osób z bronią gładkolufową. Stali w środku (wtedy w spółce nikt nie pracował). Kolejni policjanci musieli być w sali konferencyjnej, która pomieści prawie 100 osób, bo pojawili się nagle.
Widział pan, jak stamtąd wybiegli?
Tak, z lewej strony... Myśmy już wcześniej wiedzieli, że coś będzie się działo, bo podjechała "polewaczka" i pojawili się policjanci z tarczami. Potem drzwi się uchyliły i wyszli ci z bronią gładkolufową - mocno się zaczęło: granaty hukowe, gazowe, gaz łzawiący i strzały z broni gładko-lufowej. To trwało ponad dwie godziny. Po drugiej stronie ul. Jana Pawła II, gdzie jest JSW, znajduje się szpital wojewódzki. Tam trafił górnik, który dostał w skroń, nie było do niego dostępu, policja go pilnowała. Na szczęście lekarze przekazywali nam informacje, jak się czuje. Do szpitala do głównego korytarza też wpadła policja, wrzucili gaz na klatkę schodową i bili ludzi...
Co było później?
W 2015 r. protesty pod spółką trwały od 3 do 9 lutego, były tam rozbite namioty, w których mimo mrozu 10-11 stopni spali górnicy, czekali na zakończenie rozmów i podpisanie porozumienia. Pamiętam 9 lutego wieczorem do kopalni "Zofiówka" przyjechał Roman Grudziński, miał łzy w oczach. Zapytałem go, czemu płacze, powiedział mi, że niewiele załatwił, nie przywiózł "głowy Zagórowskiego". Powiedziałem mu "Romek, ty uratowałeś spółkę, to ważniejsze". Piotr Duda mówi wtedy "idziemy do ludzi, bo czekają", a gdy Romek wziął mikrofon, usłyszeliśmy hymn "Jeszcze Polska nie zginęła". Dostał brawa...
Ale sprawa na tym się nie zakończyła.
Za dwa, trzy tygodnie dostałem wezwanie do Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Ta sama wersja, którą powtarza "Platforma", że to byli bandyci, kibole i rzucali płytami chodnikowymi. Powiedziałem pani prokurator, żeby nie plotła głupot. Ja dowodziłem, znam położenie Jastrzębskiej Spółki Węglowej i tam nie ma płyt chodnikowych. Wtedy zostało wniesione do prokuratury doniesienie o popełnieniu przestępstwa, dlatego że byli ludzie ranni, i opowiadanie, że nikt nie strzelał do górników, jest kłamstwem.
Popieram w pełni wniosek posła Matusiaka, by teraz oskarżyć Donalda Tuska o kłamstwo, gdy powiedział, że nie było rannych górników. Spisałem całą moją opowieść i wysłałem do pana Matusiaka.
Czy w ciągu minionych 8 lat, które minęły od 2015 r., udało się panu zapomnieć, co się działo podczas manifestacji?
Nie. Do dziś mam gęsią skórę, gdy o tym opowiadam. Gdy zobaczyłam wyjście policjantów z tarczami, a potem tych z bronią gładkolufową, przypomniał mi się 15 grudzień 81 roku w kopalni "Zofiówka". Było to samo, strzelali bez ostrzeżenia, tylko ich można było rozpoznać, mieli żółte hełmy. To mi wtedy stanęło przed oczami. Jeżeli Donald Tusk temu zaprzecza, że byli ranni górnicy - kłamie. Swoją drogą byłem kilkanaście razy w Gdańsku (byłem zatrzymany tam, gdy był Papież w Polsce, w 1986 roku w czerwcu). Bywałem u księdza Jankowskiego, nigdy się nie spotkaliśmy z Donaldem Tuskiem. Nie wiem, jak działał w podziemiu...
W lutym br. poseł "Prawa i Sprawiedliwości" Grzegorz Matusiak z Jastrzębia-Zdroju składa pozew, oskarżając Donalda Tuska o kłamstwo, że nie było rannych górników w czasie manifestacji pod JSW w 2015 r. Będzie żądał zadośćuczynienia i przeprosin dla górników. Podczas protestów rannych zostało blisko 20 osób. Poszkodowani górnicy gościli niedawno w Sejmie RP, gdzie pokazano wystawę zdjęć z protestów, teraz fotografie zostaną zaprezentowane też w Jastrzębiu.
Będziemy śledzić i informować na naszych łamach o tych wydarzeniach!