Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Kwiat Platformy Obywatelskiej

„Prezes Najwyższej Izby Kontroli nie może należeć do partii politycznej" – stanowi ustawa o NIK-u. Pierwszą rzeczą, jaką będzie musiał zatem uczynić nowo wybrany prezes Izby, będzie zrzeczenie się mandatu poselskiego oraz oddanie legitymacji Pla

„Prezes Najwyższej Izby Kontroli nie może należeć do partii politycznej" – stanowi ustawa o NIK-u. Pierwszą rzeczą, jaką będzie musiał zatem uczynić nowo wybrany prezes Izby, będzie zrzeczenie się mandatu poselskiego oraz oddanie legitymacji Platformy Obywatelskiej. Nie ma jednak co się czarować, że wraz utratą mandatu i partyjnej legitymacji Kwiatkowski z dnia na dzień przedzierzgnie się w apolitycznego prezesa NIK-u. Nie po to go matka partia na ten odcinek skierowała.

Krzysztof Kwiatkowski pochodzi ze Zgierza nieopodal Łodzi. Dawni koledzy ukuli mu ksywkę od nazwiska – „Kwiat". Działalność zaczynał jako radykał jeszcze w zgierskim Liceum im. Staszica, włączając się w struktury Federacji Młodzieży Walczącej. FMW uchodziła za jedną z najradykalniejszych organizacji antykomunistycznego podziemia.

Od spożywczaka do wielkiej polityki

Po upadku komunizmu Kwiatkowski przez pewien czas zajmował się biznesem, handlując artykułami spożywczymi. Szło mu nieźle. Jednak porzucił działalność biznesową. Wybrał prawo. Na Uniwersytecie Łódzkim włączył się w działalność Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Trwała wtedy walka o stanowisko przewodniczącego NZS-u. Mierzył się z późniejszym spin doktorem Prawa i Sprawiedliwości Adamem Bielanem. To jednak Bielan został szefem zrzeszenia.

Jeszcze jako człowiek NZS-u związał się z Porozumieniem Centrum. Jego znajomi ze Zgierza pamiętają, że był wówczas wielkim admiratorem braci Kaczyńskich. Nie przeszkadzało mu to wiele lat później, podczas występu na łódzkiej konwencji Platformy Obywatelskiej, drwić z obu polityków sprawujących wówczas najwyższe urzędy w państwie. – Kto to jest Lech Kaczyński? – pytał członków PO, czekających na Donalda Tuska. – Najwyższa głowa w państwie, hahaha – odpowiadał sam sobie. – Dlaczego wszyscy po wizycie u premiera Kaczyńskiego mają obtarte kolana? Bo premier lubi rozmawiać twarzą w twarz – ciągnął niezrażony. Zdawał się już dawno zapomnieć o swoim kilkuletnim epizodzie w Porozumieniu Centrum. To właśnie z ramienia PC był radnym w Zgierzu, potem szefem miejskiej komisji rewizyjnej, szefem klubu radnych, wreszcie wiceprezydentem miasta. Jednak start w wielkiej polityce zapewnił Kwiatkowskiemu wszechmocny minister spraw wewnętrznych i wicepremier Janusz Tomaszewski. Ten mechanik z Pabianic, odległych od Zgierza zaledwie o 25 km, jako szef regionu łódzkiego Solidarności był jednym z najbliższych ludzi Mariana Krzaklewskiego. Tomaszewski chciał mieć kogoś, kto będzie stale monitorował poczynania prof. Jerzego Buzka. Rola ta miała przypaść właśnie 26-letniemu Kwiatkowskiemu. Buzek nie był na początku zachwycony, że Tomaszewski mebluje mu otoczenie. Szybko jednak się okazało, że Kwiatkowski ma większe ambicje niż pełnienie roli „pana od teczki" i ucha Tomaszewskiego. Postawił wszystko na Buzka. To był strzał w dziesiątkę. Tomaszewski po niespełna dwóch latach stracił stanowisko w związku z podejrzeniami o współpracę z SB i popadł w polityczny niebyt.

Jerzy Buzek został w 2004 r. europarlamentarzystą z list Platformy Obywatelskiej. Do PO wzorem swojego mentora zapisał się również Kwiatkowski. W 2006 r. Platforma wystawiła go jako kontrkandydata przeciw Jerzemu Kropiwnickiemu. Kwiatkowski przegrał w drugiej turze. Cztery lata później Kropiwnicki został odwołany w referendum, lecz Kwiatkowski był już wówczas z powrotem w wielkiej polityce. W 2007 r. uzyskał najlepszy wynik w okręgu łódzkim i został senatorem PO. 4 lutego 2009 r. objął stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, na czele którego stanął Andrzej Czuma. W powszechnej opinii Czuma na tym stanowisku radził sobie słabo i w rezultacie dużą część obowiązków i władzy przejął Kwiatkowski.

W październiku 2009 r. wybucha afera hazardowa. Czuma podaje się do dymisji, a schedę po nim obejmuje Kwiatkowski. To jemu przypada rola człowieka, który ma wprowadzić w życie reformę przewidującą rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego od funkcji ministra sprawiedliwości. Robi wszystko, żeby jednak nie stracić władzy nad prokuraturą. Forsuje więc kandydaturę swojego najbliższego współpracownika prokuratora krajowego Edwarda Zalewskiego na prokuratora generalnego. Zostaje on przedstawiony Lechowi Kaczyńskiemu jako jeden z dwóch, obok Andrzeja Seremeta, kandydatów na to stanowisko. 5 marca 2010 r. Kwiatkowski z Zalewskim są w ośrodku Służby Więziennej w Popowie nad Zalewem Zegrzyńskim. Oficjalnie ma się odbywać narada prokuratorów. Nieoficjalnie szykują się do świętowania nominacji Edwarda Zalewskiego na prokuratora generalnego. Są przekonani, że to właśnie jemu Lech Kaczyński powierzy stanowisko. Staje się inaczej. Kwiatkowski jest wściekły. Zwija się z Zalewskim z imprezy. Jadą do gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości w Alejach Ujazdowskich i w pośpiechu przygotowują nominację do Prokuratury Krajowej dla swoich najbliższych współpracowników. Omijają przy tym prawo, nominując ich bez opinii gremiów prokuratorskich. W ten sposób, zanim nowe prawo wejdzie w życie, meblują już Andrzejowi Seremetowi prokuraturę.

Oligarchowie i adwokaci

14 stycznia 2011 r. Kwiatkowski pojawia się na noworocznym spotkaniu adwokatury. Spotkanie ma miejsce nie jak zazwyczaj w Pałacu Staszica, ale w pałacyku Sobańskich. Mieści się tam siedziba Polskiej Rady Biznesu. Ku zdumieniu adwokatów na uroczystości pojawiają się polscy oligarchowie. W tym Ryszard Krauze zasiadający na ławie oskarżonych za działanie na szkodę swojej spółki Prokom. Na spotkaniu tym szef Naczelnej Rady Adwokackiej mec. Andrzej Zwara informuje Kwiatkowskiego, zwracając się do niego po imieniu, że adwokatura przygotowała dla niego prezent. Następnie adwokaci wręczają ministrowi projekt nowelizacji art. 585 kodeksu spółek handlowych. To z tego artykułu oskarżony jest Krauze. Na sali wybucha śmiech. Kwiatkowski obiecuje szybką ścieżkę. W końcu art. 585 zostaje w ogóle wykreślony z kodeksu. Dlatego 21 lipca sąd zmuszony jest umorzyć sprawę przeciw Krauzemu. Sprawę manipulacji przy art. 585 ksh opisuje na początku października „Rzeczpospolita". 9 października mają miejsce wybory parlamentarne. Kwiatkowski startujący z trzeciego miejsca zdobywa najwięcej głosów spośród kandydatów PO. Jest przekonany, że mimo afery z art. 585 pozostanie na stanowisku. Jednak ku zaskoczeniu wszystkich traci je. Szefem resortu zostaje Jarosław Gowin. Kwiatkowski jednak się nie skarży. W zamian PO nagradza go stanowiskiem szefa nadzwyczajnej komisji kodyfikacyjnej. Tuż przed powołaniem nowego szefa NIK-u komisja kończy pracę nad nowelizacją kodeksu postępowania karnego. W opinii wielu specjalistów sprawi ona, że ściganie przestępców w białych kołnierzykach stanie się jeszcze trudniejsze niż do tej pory. Niebawem Kwiatkowski obejmie funkcję najważniejszej polskiej instytucji kontroli. Ma być apolityczny. Czy będzie? Wątpliwe.

Autor jest publicystą tygodnika „Do Rzeczy" i dziennikarzem telewizji Republika

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Cezary Gmyz