Okazało się, że nasze imperium miało kłopot z wyprodukowaniem maseczek, a w pierwszych tygodniach pandemii telewizje masowo pokazywały koła gospodyń wiejskich, które zszywały szmatki na usta. Przerwane łańcuchy dostaw spowodowały, że nagle brakowało stali i innych potrzebnych produktów. Nic już nie jest od ręki. Europa ma problem z produkowaniem czegokolwiek, a na samochody niedługo trzeba będzie się zapisywać na kolejne lata, niczym za komuny na mieszkanie. No ale nadal pompujemy balon i uważamy się za wszechpotężnych. Jeżeli coś nam pokazała trwająca pandemia, to właśnie fakt, że nadal jako ludzkość jesteśmy pyłem. Owszem, zadufanym w sobie i myślącym, że wiele potrafimy, ale jednak bezbronnym w starciu z wirusem, który, gdyby go zebrać w jednym miejscu, zmieściłby się w puszce coli. Zaraz będzie lecieć trzeci rok, gdy walczymy z tym wrogiem, a nadal lekarze i naukowcy jedyne, co mają do powiedzenia, to: myjcie ręce, nie wychodźcie z domu i zakładajcie maseczki. W standardach leczenia nie zrobiliśmy żadnych postępów. Jednocześnie tabuny naukowców chcą nas przekonać, że jak będziemy palić w piecach kaflowych, to temperatura za 100 lat wzrośnie o 2 stopnie Celsjusza. Na zdrowy rozum wydaje się to idiotyczne. Piszę tekst, gdy większość członków Rady Medycznej podała się do dymisji. Nie wiem jeszcze, jakie są powody. Najprawdopodobniej ogarnęło ich poczucie, że nie mieli wpływu na postawę rządzących i decyzje przez nich podejmowane. Sądzę, że nijak to nie wpłynie na sytuację Polaków. Poza tym, że rządowi przybędzie krytyków.