Blisko mi do lewicy – wyznał niedawno Donald Tusk. I trudno nie przyznać mu racji, jeśli przyjmie się, że lewica w Polsce to Miller i Kwaśniewski. Jeśli chodzi o podejście do ojczyzny i racji stanu – Tusk to przecież czysta, żywa postkomuna.
Podobieństwa między premierem i jego świtą a dawnymi towarzyszami narzucają się same. Niebotyczna łapczywość, powodująca, że afera goni aferę. Traktowanie prawa jak problemu, który obchodzi się arogancją i wypowiadanymi bez zmrużenia oka łgarstwami. Podważanie autorytetu państwa. Gospodarskie wizyty, przecinanie wstęg (czasem parę razy) na rzekomo zakończonych inwestycjach, które oddane były do użytku tylko warunkowo. Ustawione przetargi. Sędziowie na telefon. Potajemne narady (chyłkiem, nocą, przy cmentarzu) – kogo wsadzić na stołek, a kogo uwalić. Dotowanie swoich, po uważaniu. Szastanie milionami na prywatne imprezy. Zamiłowanie przedstawicieli władzy do luksusu (te zegarki Nowaka to wypisz, wymaluj afera z zegarkami Kwaśniewskiego).
Ale Eldorado się kończy. Już nie wystarczy zawołać:
„Panowie, policzmy głosy” i obalić kogo trzeba. Zwłaszcza gdy to samemu rządzi się szósty rok.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Anita Gargas