Polexit – termin mający budzić strach i dyscyplinę zarazem. Jak już mamy Unii z jej całą egzaltacją serdecznie dosyć pojawia się Polexit. Wyłania się z gazetowych tytułów, wykrzywia twarz strwożonym publicystom, o spazmy przyprawa politpoprawnych komentatorów. Bać się mamy przede wszystkim my, obywatele. Bo przecież ten wielki dar jakim jest Unia zabrać nam mogą bezpowrotnie, i co my wtedy biedni poczniemy.
Mnie jednak coś podpowiada, że naprawdę spłoszeni tą wizją są ulokowani gdzie indziej. Tak naprawdę sen z powiek spędza ona szarżującym na Polskę eurokratom. No dobrze, zapyta jakiś sceptyk, to czemu w takim razie te najazdy, skoro ich efektem może być niechciany exit? Z kalkulacji. Eurokraci wiedzą, ze Polaków przez ostatnie lata nieźle wyszkolono. Nauczono nas wiernopoddańczej postawy wobec UE, tak formowano, że teraz o Unii albo dobrze albo wcale. Przywilej ten daje liczne przewagi. Otóż Unia robić może co chce, a i tak nic złego powiedzieć o niej nie można. To zbrodnia i brak wdzięczności. Wszak cały nasz dobrobyt, świat jaki znamy i za jaki winniśmy być zobowiązani właśnie tej organizacji zawdzięczamy, jakże zatem można ją krytykować. To nie przystoi nawet. Zaraz zasypią nas sondażami jak to chcemy w Unii zostać, jak to boimy się, że nas wyprowadzą i już nie będzie dotacji i innych funduszy.
Eurokraci rozumują zatem tak: „Polski rząd się tej presji przestraszy i ulegnie, wszak nie będzie szedł na zwarcie i ryzykował utratę władzy, którą odbierze mu przerażone społeczeństwo”. Coś w tej logice jest słusznego, aczkolwiek nie jest to problem nieprzezwyciężalny. Możemy się albo zgodzić na taki szantaż albo podjąć próbę obrony. Obrona zaś powinna być oparta na prawdzie. A prawdą jest to, że Unia potrzebuje nas nie mniej niż my jej. I eurokraci wiedzą o tym doskonale. Im jednak zależy na tym abyśmy my o tym nie wiedzieli. Wtedy wszelkie relacje nie będą miały charakteru symetrycznego. Muszą zatem oni i sprzyjające im media produkować przekaz pełen grozy, wskazujący na to jak Unia Polsce jest potrzebna i jaką łaskę się nam robi, ze w ogólne możemy do tej organizacji należeć. Trzeba sączyć tę narrację non stop i nie pozwolić aby w głowach ludzi pojawiła się inna myśl. Mianowicie taka, że UE w takiej postaci jaką obecnie widzimy nie jest dziejową koniecznością. Może zatem wyglądać inaczej, a jeśli nie będzie wyglądać inaczej to nasze miejsce w niej warto przemyśleć. Nie ma w tego typu myśleniu nic nagannego, jest ono wskazane bo pozwala wprowadzić konieczny porządek do otaczającej nas rzeczywistości.
Gdyby Polacy zaczęli rozumować w tych kategoriach i w ten sposób wyrażać swoje o Unii poglądy, na brukselskich urzędników padłby blady strach. Unia bez Polski nie ma bowiem większej racji bytu. Może oczywiście istnieć, jak nas się przekonuje, w formule sprzed poszerzenia z 2004 roku. Tylko wtedy nie było takich problemów jak zadłużona po uszy i tkwiąca w marazmie ekonomicznym strefa euro, zaburzająca ład społeczny niekontrolowana migracja z Afryki i Azji i wiele innych nierozwiązanych problemów, które narosły przez ostatnie lata. Unia stałaby się zatem wówczas skansenem bez przyszłości, raczej dziwadłem na geopolitycznej mapie świata. Tylko z drugim płucem, którego wydatną częścią jest Polska może ona jeszcze jako tako łapać oddech. Kto uważa, że w Brukseli pozytywnie rozważany jest plan wyrzucenia naszego kraju z Unii ten ewidentnie nie potrafi uchwycić tego czym byłaby Unia bez nas.