Roman Graczyk nie naruszył w książce "Cena przetrwania? SB wobec Tygodnika Powszechnego" dóbr Jacka Pszona, syna nieżyjącego redaktora tej gazety - uznał krakowski sąd apelacyjny.
Graczyk, dawny redaktor "Tygodnika", dziś pracujący w Instytucie Pamięci Narodowej nie złamał prawa. Mógł też formułować oceny na temat kontaktów red. Mieczysława Pszona ze Służbą Bezpieczeństwa - nie mieli wątpliwości sędziowie.
Sądowy spór, który zakończył się właśnie prawomocnym wyrokiem,
jest istotny dla wolności słowa i wolności badań naukowych. Sala sądowa nie jest miejscem, gdzie jednoznacznie rozstrzygane powinny być polemiki i historyczne spory - przekonywali adwokaci Romana Graczyka. To zdanie podzieliły też już dwa składy sędziowskie, bo 31 października 2012 r. podobny wyrok zapadł w I instancji. Jacek Pszon odwołał się jednak od tego wyroku.
Syn Mieczysława Pszona uważa, iż m.in. podane w książce informacje, jakoby kontakty jego ojca ze Służbą Bezpieczeństwa można było uznać za współpracę z nią, są krzywdzące i bezpodstawne. Odkryte w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej materiały dotyczące Pszona oraz innych redaktorów „Tygodnika” – w tym Marka Skwarnickiego i Stefana Wilkanowicza – nie przekonują go. Nie akceptuje też wniosków wyciąganych z tych dokumentów przez autora książki. Ten jednak formułuje bardzo wyważone oceny, a o Mieczysławie Pszonie, którego znał i szanował, pisze wręcz jako o swoim "guru".
Roman Graczyk książkę napisał w dodatku na życzenie samej redakcji "Tygodnika", w ramach specjalnego projektu IPN.
Naukowa publikacja dotycząca inwigilacji środowiska gazety przez SB jest też bardzo dobrze udokumentowana.
Mimo to po wydaniu tej książki dawni koledzy redakcyjni Romana Graczyka uznali – jak Krzysztof Kozłowski, były wiceszef „Tygodnika Powszechnego” – że autor „napisał ją z pozycji małego Ptysia” i sugerowali, że przeprowadził „dziką lustrację” osób związanych z tym środowiskiem.
Autor „Ceny przetrwania” jest z kolei dotknięty napaściami, jakich doświadczył w mediach po publikacji tej książki. W „Tygodniku Powszechnym” już nie pisuje. Zerwał z nim współpracę w listopadzie 2012 r. Zapewnia jednak, że kontrowersyjnych tematów się nie boi. Nie godzi się natomiast na to, by "jedno środowisko miało monopol na ustalanie prawdy na temat historii najnowszej".
Źródło: niezalezna.pl
Ewa Łosińska