Od kilku stuleci, w szczególności od oświecenia, toczy się w Europie spór o jej duchowy kształt i o najbardziej właściwą drogę realizacji człowieczeństwa – życia sensownego, dobrego i szczęśliwego. Spór toczy się między dwoma projektami: chrześcijańskim i oświeceniowym, laickim.
Jednoznacznie rozstrzygał go Leszek Kołakowski, który w spisanym po francusku w latach 80. eseju „Jésus ridicule. Un essai apologétique et sceptique” („Jezus ośmieszony. Esej apologetyczny i sceptyczny” – Wydawnictwo Znak, 2014) pisał: „Prawdziwe korzenie naszej cywilizacji to narracja ewangeliczna i osoba Jezusa”.
Dziś jednak wiemy już, że starcie między chrześcijaństwem a oświeceniem zostało w Europie Zachodniej rozstrzygnięte na korzyść oświecenia. W cytowanym eseju „Jezus ośmieszony” Kołakowski konstatuje ze smutkiem: „Nieobecność Jezusa zapowiada śmierć cywilizacji, której spadkobiercami wciąż jesteśmy…”. Natomiast w Stanach Zjednoczonych i w Polsce spór między konserwatystami, obrońcami tradycji chrześcijańskiej, a liberałami i lewicą, kontynuatorami oświecenia, przeżywa swoje apogeum. W jaki sposób zakończy się w naszych krajach ta duchowa, kulturowa i cywilizacyjna wojna?
Szczególnymi miejscami sporu są wolność i moralność. Chrześcijaństwo i filozoficzna myśl Zachodu, również oświecenie, pielęgnują prawdę o tym, że wolność jest jedną z fundamentalnych właściwości i wartości człowieka. Hegel i Kierkegaard uważają nawet, że jest ona fundamentem człowieczeństwa. Hegel stwierdza: „Musimy powiedzieć, że jak substancją materii jest ciężar, istotą ducha jest wolność”.
Ceniąc sobie bardzo wolność, duża część mieszkańców Zachodu nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że wolność jest obecnie zagrożona, m.in. przez błędne jej rozumienie. „Idziemy – pisze Jacek Filek – wiedzeni fałszywym pojęciem wolności”. Ksiądz Józef Tischner zauważa: „Są w języku ludzkim takie słowa, od rozumienia których zależy często całe życie człowieka. Jeśli słowa te człowiek źle rozumie, jego życie idzie błędnymi ścieżkami”. Stoimy zatem przed zadaniem, aby błędnemu rozumieniu wolności przeciwstawić – jak mówi św. Jan Paweł II – „kulturę wolności” lub „kulturę prawdziwej wolności”. Niezbędnym warunkiem podjęcia i wykonania tego zadania jest to, o czym pisze Emmanuel Levinas: „W tym jest wolność, by wiedzieć, że wolność jest zagrożona”.
Panuje zgodność co do tego, że podstawowym wymiarem wolności jest brak przymusu, brak presji i skrępowania, niezależność, swoboda. Ten aspekt wolności określa się tradycyjnie jako wolność negatywną lub „wolność od”. Wolność znaczy w szczególności brak przymusu zewnętrznego – wolność sumienia i przekonań, możliwość swobodnego wypowiadania się i wolność mediów, wybieranie sobie stylu życia itp. Czy tak rozumiana wolność jest obecnie zagrożona w naszej ojczyźnie? Nie ma na to żadnych dowodów.
Ten wymiar wolności jest jednak interpretowany w dwojaki sposób: liberalny albo konserwatywny, co jest również bardzo widoczne w polskich sporach. Zwolennicy liberalnego podejścia do tego fenomenu uważają, że wolność jest także niezależnością od wszelkich więzi: im więcej zerwanych więzi, tym wolność wydaje się większa i pełniejsza. Już kilkadziesiąt lat temu Karl Rahner pisał: „W ostatnich dziesięcioleciach historii europejskiego ducha coś dziwnego działo się z człowiekiem. Człowiek poczuł się kimś wolnym, nieskrępowanym, kimś, kto nie zna ograniczeń, kto odpowiada jedynie przed sobą i przed prawem wewnętrznym swej istoty, poczuł się autonomiczną osobą. Chciał być wolny i z pasją walczył przeciwko kurateli Kościoła, państwa, społeczeństwa, tradycji, obyczaju; walczył o wolną naukę, o wolną miłość, o wolną gospodarkę, o wolność myśli, wolność prasy, wolność zrzeszeń i tysiące innych wolności”.
Wyznawcy tej idei wolności nie odróżniają również przymusu fizycznego, psychicznego, ekonomicznego, medialnego itp. od bezwzględności wymagań niektórych wartości, np. prawdy, oraz od kategoryczności powinności moralnej i odpowiedzialności. Z równym przekonaniem wyrażają zatem sprzeciw wobec jednego i drugiego rodzaju mocy. Słusznie buntują się przeciwko cenzurze. Czy jednak mają rację, gdy traktują „głos” nienarodzonego dziecka: „Nie zabijaj mnie!”, jako formę przemocy wobec siebie? Przecież powinność moralna jest skierowana do wolnego człowieka, który może jej powiedzieć: „nie!”. Nie jest zatem przemocą. Jest natomiast, oczywiście, ograniczeniem wolności jako możliwości robienia czegokolwiek, a raczej jest wytrąceniem człowieka z wygodnej sytuacji, w jakiej się znajduje.
Jakie są konsekwencje praktykowania tej skrajnie indywidualistycznej koncepcji wolności? Czy praktyka ta buduje i uszczęśliwia człowieka? Czy umacnia rodzinę? Czy integruje społeczeństwo? Wyzwalając się z wszelkich więzi, człowiek Zachodu – zauważył już kilkadziesiąt lat temu Rahner – popadł w poddaństwo płynące z wewnątrz: uległ mocom takim, jak używanie i konsumowanie do potęgi, seks, chęć imponowania i władza, oraz zawładnęły nim niemoce – rozczarowanie, pustka egzystencjalna, lęk itp.
Obecnie widzimy kolejne ofiary kierowania się w życiu tą ideą wolności – kryzys rodziny i zapaść demograficzną, łatwość dokonywania aborcji i eutanazji, kult zjawisk patologicznych, ale również prześladowanie i karanie wyznawców konserwatywnego rozumienia wolności.