Podczas protestów przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego uwagę zwrócić można na nastolatków, którzy w agresywny sposób wyrażają swoje poglądy. - Szczególnie żal tej młodzieży. Lewackość nauczycieli, brak mistrzów i autorytetów, i nam się dzieciaki rozjechały. Najbardziej agresywne, oprócz tych zawodowych zadymiarzy, którzy za to biorą pieniądze, to właśnie są te nastolatki - mówi publicysta Jacek Wrona. Pro-aborcyjne protesty nazywa jednym z elementów tzw. neomarksizmu.
W czwartek Trybunał Konstytucyjny w pełnym składzie orzekł, że przepis zezwalający na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją. W uzasadnieniu wskazano, że życie ludzkie jest wartością w każdej fazie rozwoju i jako wartość, której źródłem są przepisy konstytucyjne, powinno ono być chronione przez ustawodawcę. Wyrok TK zapadł w pełnym składzie. Zdania odrębne złożyli dwaj sędziowie.
Po wyroku Trybunału odbyło się już kilka protestów. W stolicy protesty odbyły się m.in. przy siedzibie PiS na ul. Nowogrodzkiej, w pobliżu ul. Mickiewicza, gdzie znajduje się dom prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, przed siedzibą Trybunału Konstytucyjnego, przed Pałacem Arcybiskupów Warszawskich czy przed różnymi kościołami. Doszło także do profanacji świątyń.
Dlaczego środowiska liberalno-lewicowe zdecydowały się atakować właśnie świątynie czy pomniki świętych? Zapytaliśmy o to Jacka Wronę - publicystę, byłego komisarza CBŚ.
- Ja dość dobrze znam historię rewolucji sowieckiej, powstania okresu bolszewizmu, z tego pisałem pracę magisterską i nawet zacząłem pracę doktorską na ten temat pisać. To jeden z elementów tzw. neomarksizmu, który od lat 60. króluje na zachodzie. Polska wyłamuje się w sposób wyraźny z tego głównego nurtu lewackiego Europy zachodniej. To co mówił kiedyś kardynał Wyszyński, jeżeli będą chcieli zaatakować Polskę, to najpierw zaatakują nasz kościół, wiarę, miejsca święte. To rzecz bardzo przewidywalna, dla mnie nie było to zaskoczeniem
- mówi Wrona w rozmowie z Niezalezna.pl.
Według naszego rozmówcy, istotą tej sprawy nie są wcale kwestie aborcji, a protesty są elementem szerszego planu.
- Nie chodzi o przepisy antyaborcyjne, bo one praktycznie funkcjonowały, chodzi tak naprawdę o kilka-kilkanaście przypadków rocznie, bo przecież to dotyczy tylko jednego zapisu, a kolejne zapisy nie były póki co przedmiotem rozpatrywania. To był pretekst do uderzenia w ten sposób, a ponadto realizuje się drugi scenariusz, czyli ulica i zagranica. Nie udało się póki co powiązać tzw. praworządności z kasą, bo nie da się w sposób wyraźny tego zrobić, straszenie nie dało rady, więc po raz kolejny wyprowadza się pewnego rodzaju element pasożytniczy, bo przecież to nikt normalny się tym nie zajmuje, tylko ludzie, którzy albo nie mają nic do roboty, albo żyją z tego. Nic nadzwyczajnego, zawsze jest najbardziej spektakularne uderzenie w coś takiego, z tym, że wszelkie granice zostały przekroczone. Mam żal do policji, że te reakcje nie były bardziej zdecydowane, ostrzejsze. Jeżeli były informacje, że takie zdarzenia były, to te osoby powinny być w sposób jednoznaczny usunięte, zatrzymane, powinno przedstawić im się zarzuty i sprawa jest oczywista, bo to sprawa z oskarżenia publicznego, to nie prywatnoskargowe
- podkreślił Jacek Wrona.
Podał także przykład innych krajów, w których podobne działania były prowadzone - zarówno w Europie, jak i Ameryce Południowej.
- Trzeba było się tego spodziewać, to naszło. Ten sam scenariusz wiele lat temu był realizowany we Francji, Hiszpanii, niedawno w Meksyku, wcześniej w Chile, Argentynie. Nic nowego. Uderza się zawsze w to, co jest fundamentem cywilizacji, tradycji, rodziny. Oprócz rozmiękczania rodziny poprzez różnego rodzaju LGBT, gender, to też uderzenie w kościół. Jeżeli nie damy odporu, to obudzimy się z ręką w nocniku. Te kobiety i osoby, które protestują, nie zdają sobie sprawy, że pierwsi padną ofiarami tych wszystkich przemian
- zaznaczył Wrona.
Na koniec, komisarz Wrona podał przykład ze swojego prywatnego życia. Według niego, "szczególnie żal młodzieży".
- Moja córka mieszka na Zachodzie, bo tam studiuje. Tam jest totalne rozsadzenie społeczeństwa, brak więzi rodzinnych i społecznych, tyranie od poniedziałku do piątku w firmach, korporacjach, sobota i niedziela to ćpanie, chlanie i nic poza tym! Szczególnie żal tej młodzieży, sytuacja jest katastrofalna. Lewackość nauczycieli, brak mistrzów i autorytetów. Nam się dzieciaki rozjechały. Najbardziej agresywne, oprócz tych zawodowych zadymiarzy, którzy za to biorą pieniądze, to właśnie są te nastolatki
- zakończył.