GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Rektor SUM: Chcemy pomagać skuteczniej! "Najtrudniej wraz z chorymi dziećmi przejść na drugi brzeg"

W leczeniu onkologicznym dzieci i niemowląt, z których na szczęście blisko 80 proc. wraca do zdrowia, najtrudniej wraz z nimi przejść na drugi brzeg. A tego czasami wymaga bycie pediatrą i onkologiem - mówi portalowi niezalezna.pl prof. Tomasz Szczepański, rektor elekt Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, który bierze udział w tworzeniu Narodowej Strategii Onkologii, zwracając też uwagę na to jak wysokie standardy leczenia stosuje się w Polsce w tej kwestii. 

Prof. Tomasz Szczepański, rektor elekt SUM.
Prof. Tomasz Szczepański, rektor elekt SUM.
mat. pras.

Rozmowa z prof. dr. hab. n. med. onkologiem i hematologiem dziecięcym Tomaszem Szczepańskim, przewodniczącym zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Onkologii i Hematologii Dziecięcej, rektorem elektem SUM.


Minister Szumowski powołał pana panie profesorze do współpracy przy stworzeniu Narodowej Strategii Onkologii. Co należy zrobić w tej dziedzinie, żeby było lepiej niż jest?

Będę mówił o tym, czym się zajmuję czyli o onkologii i hematologii dziecięcej. Onkologię dorosłych zostawiam innym specjalistom. Moja dziedzina stanowi zaledwie ok. 1 proc. onkologii ogólnej, ale jest niezmiernie ważna. Po pierwsze, bo dotyczy dzieci, a po drugie, bo po wypadkach i urazach choroby nowotworowe są najczęstszą przyczyną śmierci najmłodszych. Jest to więc ważne z punktu widzenia pediatry, którym jestem. Miałem przyjemność pracować najpierw w zespole ds. sieci onkologicznej, a teraz przy tworzeniu strategii. W naszym zespole reprezentuję Polskie Towarzystwo Onkologii i Hematologii Dziecięcej (PTOHD) i opiniuję zagadnienia dotyczące tej kwestii. Myślę, że pewne rozwiązania dot. dzieci, które już istnieją trzeba by (i można byłoby to zrobić) zastosować wśród osób dorosłych. Mamy już dojrzałą strukturę ośrodków onkologii i hematologii dziecięcej. Jest ich ok. 20 w całej Polsce. Placówki od wielu lat bardzo ściśle ze sobą współpracują w ramach PTOHD, którego działania odbywają się w  kilku grupach roboczych. Poszczególne Grupy Robocze PTOHD zajmują się leczeniem białaczek i chłoniaków, guzów litych; neuroonkologią; późnymi powikłaniami; transplantologią; powikłaniami infekcyjnymi, a także późnymi następstwami leczenia chorób nowotworowych i hematologią nieonkologiczną. (Co bardzo ważne, mamy w całej Europie jednolite standardy leczenia. W Polsce staramy się stosować takie terapie jak w Europie Zachodniej). Cały czas wymieniamy się doświadczeniami. Każdy z polskich ośrodków ma swoje zadania, które składają się na całość strategii, to demokratyczna współpraca.

Ile dzieci w skali roku zapada na nowotwory w Polsce?

Odnotowujemy ok. 1200 nowych zachorowań. Stosunkowo jest to niewielka grupa pacjentów, dlatego tak ważne jest, by pewne protokoły leczenia prowadzić wraz z europejskimi specjalistami. Np. niedawno zakończył się protokół leczenia ostrej białaczki limfoblastycznej u niemowląt. W Polsce mamy od 3 do 8 pacjentów rocznie w tym wieku. W opracowaniu międzynarodowych standardów leczenia brała udział większość krajów europejskich, część placówek z Ameryki Południowej, Australii i Nowej Zelandii. Dzięki temu możemy ocenić wyniki na dużej grupie maleńkich pacjentów, leczonych w określony sposób i wyciągnąć wnioski jak pomagać jeszcze skuteczniej.

Co dla lekarza jest najtrudniejsze w leczeniu tak ciężko chorych maluchów? Co stanowi największe wyzwanie?

Ta dziedzina medycyny w ogóle stanowi wielkie wyzwanie, ponieważ zdarzają się powikłania i czasem bardzo się cieszymy, bo jesteśmy w stanie pomóc wyzdrowieć ponad 80 proc. pacjentów, ale też czasami część dzieci prowadzimy do końca i pomagamy im przejść na drugi brzeg. A to jest coś, co może prowadzić nawet do wypalenia się u lekarza. To - co, na pewno, by się przydało to trochę lepsze wynagrodzenia, żeby lekarze, czy pielęgniarki pracujące na naszych oddziałach nie musiały dodatkowo dorabiać w innych miejscach pracy. A obecnie jest to raczej sprawą codzienną. Cały czas pracujemy też nad tym, żeby poprawiła się infrastruktura szpitali. W kilku miejscach w Polsce, trzeba nawet nie wyremontować pawilony szpitalne, ale postawić je po prostu od nowa, żeby można było w nich leczyć dzieci z chorobami nowotworowymi.

A region Śląska i Zagłębia?

Tu staramy się robić, co w naszej mocy. Tak jednak, jak w większości województw poza stolicą - powinien tu działać jeden ośrodek, w którym znajdowaliby się wszyscy pacjenci. Na Śląsku mamy 3 oddziały Kliniki Onkologii i Hematologii Dziecięcej. (Działają w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach; w Zespole Szpitali Miejskich w Chorzowie i w Szpitalu Klinicznym w Zabrzu, w którym pracuję). Taki podział powoduje duże rozproszenie i pacjentów, i personelu. Od kilku lat mamy gotowy projekt Śląskiego Centrum Onkologii i Hematologii Dziecięcej, wcześniej prowadziło go Ministerstwo Zdrowia, ale bez skutku. Ostatnio złożyłem projekt na ręce pana premiera Mateusza Morawieckiego i z dużą nadzieją myślę o współpracy przy jego realizacji. Śląskie jest jednym z tych terenów, gdzie na pewno taka inwestycja byłaby potrzebna. Wyróżnia nas to, że mamy wspaniałą Fundację Iskierka, która bardzo nas wspomaga, ale jeśli chodzi o przestrzeń jest trudno. Ja cały czas mam połowę sal 3 i 4-osobowych, a warunki powinny być trochę lepsze zarówno dla pacjentów jak i przebywających z nimi rodziców. Nie mówię, że wszystkie sale powinny być izolatkami. (Z punktu widzenia psychologicznego nie byłoby to też dobre, gdyby dziecko było samo bez kontaktu z rówieśnikami). Na pewno jednak potrzebowalibyśmy inwestycji, żeby wejść na wyższy poziom leczenia.

Zmieńmy temat. Jak wpłynął na chore onkologicznie dzieci - COVID-19?

Stale monitorujemy sytuację! Koordynatorem tego działania jest pan prof. Jan Styczyński z Collegium Medicum w Bydgoszczy, krajowy konsultant ds. onkologii i hematologii dziecięcej. Na szczęście nie było w Polsce takiej sytuacji, aby COVID spowodował najcięższe powikłanie, jakim jest śmierć dziecka. Wśród małych pacjentów były zakażenia koronawirusem, ale przebiegły w sposób nie zagrażający ich życiu i zdrowiu. Natomiast wiadomo, że reżim sanitarny, który na co dzień jest bardzo wysoki w ośrodkach leczenia nowotworów został jeszcze zwiększony w dobie pandemii. To - nie ukrywam jest szczególnie trudne dla rodziców dzieci, którzy dawniej zawsze mogli wyjść z kliniki, choćby na zakupy. Teraz od momentu wejścia swojego dziecka do szpitala do momentu wypisu muszą cały czas przebywać na terenie placówki.


 

 



Źródło: niezalezna.pl

#onkologia #szpital dziecięcy #Narodowa Strategia Onkologiczna #prof. Tomasz Szczepański

Agnieszka Kołodziejczyk