Ekonomia nie jest nauką ścisłą, chociaż narzędzia matematyczne są w niej powszechnie stosowane. Przedmiotem badania ekonomii są zachowania ludzi jako podmiotów gospodarujących. Analiza makroekonomiczna zaś odnosi się głównie do badania zagregowanych danych statystycznych. Te agregaty podlegają interpretacji, same jednak mają charakter pierwotny i obiektywny. Tak jak temperatura.
Możemy zastanawiać się dlaczego dziś jest ciepło a termometr pokazuje, dajmy na to 25 stopni Celsjusza. Jakich wniosków byśmy nie wyciągnęli, temperatura jest taka jaka jest. I gdyby ktoś prognozował, że będzie ona wyraźnie wyższa bądź niższa to uznalibyśmy jego prognozę za nietrafną. Tak samo jest w przypadku predykcji ekonomicznych. Jeśli ktoś notorycznie z nimi nie trafia to warto np. zastanowić się nad jego fachowością i nad tym czy w ogóle warto go słuchać. W ostatnich latach takich zupełnie nietrafionych prognoz było mnóstwo a wygłaszali je często szczycący się swoimi tytułami analitycy. Główny błąd polegał na tym, że przewidywali krach finansów publicznych oraz wyraźnie spowolnienia gospodarcze. Nic z tego nie miało miejsca. Ale to nie przeszkadza wielu z nich dalej głosić swoje mądrości z tą samą nachalnością jak wcześniej. Kolejny cios tym wizjom zadała Komisja Europejska, która podała aktualizację prognoz PKB dla Polski za 2019 rok. Według jej analityków będziemy rozwijać się w tempie 4,4 proc. Wcześniej zakładano wzrost o 0,2 pkt. proc. niższy. To kolejna już aktualizacja prognozy tempa wzrostu naszej gospodarki weryfikująca ją w górę. Będziemy zatem w ścisłej czołówce państw unijnych jeśli chodzi o dynamikę PKB. Co zatem powinni zrobić notorycznie mylący się w swoich przewidywaniach „eksperci”? Najprostsza rzecz to stłuc przysłowiowy termometr i wciąż pisać to co pisali nie oglądając się na dane. Tylko kto to będzie czytał?