Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Smoleńsk: Tusk przestraszył się ekspertów

Premier Tusk i jego rząd od dnia tragedii w Smoleńsku uniemożliwiają udział polskich specjalistów w badaniu ciał ofiar, miejsca katastrofy i wraku samolotu, wysyłają za to naszych ekspertów do

Premier Tusk i jego rząd od dnia tragedii w Smoleńsku uniemożliwiają udział polskich specjalistów w badaniu ciał ofiar, miejsca katastrofy i wraku samolotu, wysyłają za to naszych ekspertów do pomocy innym. W styczniu 2010 r. premier zdecydował o wysłaniu grup ratowniczych i specjalistów medycznych na Haiti po trzęsieniu ziemi, w sierpniu 2010 r. wysłał do gaszenia pożarów w Rosji najlepszych polskich ratowników i zadeklarował pomoc medyczną. W marcu 2011 r., po trzęsieniu ziemi w Japonii, Tusk również nie zwlekał z zaoferowaniem pomocy polskich specjalistów.

Tylko polskiemu prezydentowi i towarzyszącej mu elicie narodu odmówiono i nadal odmawia się nawet tej ostatniej, pośmiertnej, pomocy ekspertów. Premier Tusk, prokurator generalny Andrzej Seremet, naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski i Rządowe Centrum Bezpieczeństwa podlegające Kancelarii Premiera uniemożliwili 10 kwietnia 2010 r. wyjazd polskich medyków sądowych do Smoleńska, którzy chcieli na miejscu katastrofy zidentyfikować ciała i pomóc zbadać przyczyny śmierci ofiar.

Do dziś, mimo braku protokołów sekcji zwłok i mimo wniosków o ekshumacje pełnomocników rodzin poległych, prokuratura nie wyraziła na nie zgody, wiedząc, że szanse na uzyskanie miarodajnych badań zmniejszają się z każdym dniem ze względu na postępujący rozkład zwłok.

Na miejsce katastrofy rząd nie wysłał też po tragedii polskich ratowników, którzy należą do czołówki światowej w ratowaniu ofiar katastrof, tak ofiarnie wysyłanych przez premiera do innych, nawet bardzo odległych krajów. Polscy ratownicy mogliby wspomóc Rosjan. Do dziś rząd Tuska nie wysłał do Smoleńska ekspertów, by zbadali wrak samolotu na miejscu (skoro Rosjanie nie chcą nam go wydać), pobrali próbki gruntu etc.

Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych ministra Jerzego Millera jest chyba jedyną taką komisją na świecie, która bada przyczyny katastrofy, nie odchodząc od swoich biurek resortowym gmachu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

– Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym badać wypadek lotniczy, siedząc w biurze. Komisja ministra Jerzego Millera tak właśnie analizuje tę katastrofę – przy biurkach. A powinni od samego początku być przy samolocie – powiedział w wywiadzie dla „Nowego Państwa” Ignacy Goliński, członek Komisji Badania Wypadków Lotniczych w latach 2002–2007 r., pilot z 42-letnim stażem, specjalista międzynarodowego prawa lotniczego, sekretarz powołanej przez prokuraturę wojskowej komisji odwoławczej rodzin ofiar katastrofy samolotu CASA, który rozbił się pod Mirosławcem.

> Prokuratura odrzuciła pomoc polskich specjalistów
Dowodem zablokowania przez rząd i prokuraturę wyjazdu wybitnych polskich medyków sądowych do Smoleńska są ujawnione niedawno przez „Nowe Państwo” dokumenty – pisma Zakładu Genetyki Molekularnej i Sądowej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy, skierowane 10 kwietnia 2010 r. do: Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta i naczelnego prokuratora wojskowego gen. Krzysztofa Parulskiego. Medycy sądowi napisali w nich m.in.: „W związku z katastrofą samolotu prezydenckiego, która miała miejsce w dniu dzisiejszym, Zakład nasz oferuje swoją pomoc w badaniach medyczno-sądowych koniecznych dla identyfikacji szczątków ofiar. Badania takie wymagałyby udziału specjalistów medycyny sądowej, antropologów i genetyków sądowych. Ze względu na rozmiary tragedii i związaną z tym konieczność przeprowadzenia szeroko zakrojonych badań identyfikacyjnych, w naszym przekonaniu badania takie powinny być podjęte przez 2–3 najlepiej do nich przygotowane ośrodki w naszym kraju. Zakład nasz dysponuje wszechstronnym doświadczeniem w identyfikacji ofiar katastrof i konfliktów zbrojnych, zdobytym m.in. dzięki udziałowi w największym na świecie projekcie identyfikacji szczątków ludzkich z grobów masowych Bośni i Hercegowiny. Do realizacji tego projektu został zaproszony przez Międzynarodową Komisję Osób Zaginionych (ICMP) powołaną w 1996 r. na szczycie państw G-7 w Lyonie (Francja) jako jedno z dwóch laboratoriów z krajów spoza byłej Jugosławii. Dzięki doświadczeniu zdobytemu w projektach międzynarodowych zespół bydgoskich genetyków przeprowadzał badania w najtrudniejszych sprawach w kraju – w ostatnim czasie w ciągu kilku dni dokonał identyfikacji genetycznej ciał dwudziestu trzech górników, ofiar katastrofy w kopalni „Halemba”. Jesteśmy do dyspozycji Prokuratury. Najlepszym rozwiązaniem byłaby skoordynowana współpraca wiodących polskich laboratoriów genetyczno-sądowych, tak aby zakończenie bardzo dużej liczby analiz identyfikacyjnych było możliwe w jak najkrótszym czasie. Oferujemy naszą pomoc w zakresie koordynacji takich działań”.

Prokuratura Generalna przekazała propozycję medyków sądowych do Naczelnej Prokuratury Wojskowej, która w ogóle nie odpowiedziała na pismo specjalistów. – Rano w dniu katastrofy zorganizowaliśmy grupę najlepszych specjalistów medycyny sądowej oraz innych specjalności, w tym antropologów, genetyków sądowych, z całej Polski, z prof. Barbarą Świątek, krajowym konsultantem w dziedzinie medycyny sądowej na czele. Zadzwoniłem do kolegów i wszyscy zadeklarowali chęć pomocy. Ci ludzie cały czas „siedzieli na walizkach” gotowi w każdej chwili jechać na miejsce. Na drugi dzień w południe dowiedziałem się po wielu moich telefonach, jakie wykonałem do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa [podlegającego Kancelarii Premiera – przyp. red.], że nie jesteśmy potrzebni – powiedział nam prof. dr hab. Karol Śliwka, kierownik Katedry Medycyny Sądowej Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy.

> „Nieporozumienia” w wysyłaniu ekspertów
Najdziwniejsze jednak, że rząd ogłosił zaraz po katastrofie, że poszukuje biegłych patologów, którzy mogliby udać się do Smoleńska, choć nie ma takiej specjalności. Są patomorfolodzy, ale zajmują się badaniem zmarłych pod kątem chorób, więc w Smoleńsku nie byli potrzebni. Badaniem ofiar zmarłych śmiercią gwałtowną zajmują się specjaliści medycyny sądowej, których rząd szukać nie musiał, bo sami się zgłosili, ale ich pomoc odrzucił. Minister zdrowia Ewa Kopacz w wywiadzie dla „Dużego Formatu” (dodatek do „Gazety Wyborczej”) powiedziała, że sama była medykiem sądowym. Jak więc możliwe, że poszukiwała „patologów”, dlaczego ona – fachowiec – używała takiej nazwy, odmawiając jednocześnie wyjazdu medykom sadowym? Nie mogła nie wiedzieć, że właśnie tacy specjaliści byli w Smoleńsku potrzebni.

Takie samo „nieporozumienie” dotyczy wysłania do Smoleńska polskich ekspertów od katastrof lotniczych. Nie wysłano płk. Zbigniewa Drozdowskiego, szefa Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (czyli wypadków samolotów wojskowych, policyjnych, służby celnej itp.), i członków tej komisji, choć rozbita maszyna była statkiem powietrznym wojskowym
36. Specjalnego Pułku Lotniczego, lot był wojskowy – 101 M, czyli Military, plan lotu był założony na samolot wojskowy oraz piloci mieli licencje pilotów wojskowych. Polski rząd wysłał natomiast na miejsce katastrofy Edmunda Klicha, który jest przewodniczącym komisji badania cywilnych wypadków lotniczych, choć nie był to wypadek samolotu cywilnego. Przypadek?
Rząd PO niezwykle ofiarny w wysyłaniu ekspertów i udzielaniu pomocy po katastrofach obcym nie wysłał ich, by zbadali wypadek prezydenta RP. Jak to się ma do niedawnego apelu prezydenta Komorowskiego o szanowanie autorytetu władz państwa?

> Obcym pomagano chętnie
W sierpniu 2010 r. premier Rosji Władimir Putin podziękował premierowi Tuskowi za skierowanie grupy polskich ratowników i strażaków do pomocy w gaszeniu pożarów lasów i torfowisk na terytorium Federacji Rosyjskiej. Szef polskiego rządu wyraził wówczas „gotowość udzielania pomocy w zorganizowaniu leczenia, a następnie rehabilitacji rosyjskich strażaków we właściwych placówkach medycznych w Polsce”. Do Rosji pojechało 159 polskich strażaków oraz 45 samochodów ratowniczo-gaśniczych z Mazowsza, Śląska, Opolszczyzny, Lubelszczyzny, Podlasia oraz województw kujawsko-pomorskiego i lubuskiego.

Premier Tusk natychmiast zareagował też po trzęsieniu ziemi i tsunami w Japonii w marcu br. Zadeklarował, że Polska jest gotowa do udzielenia pomocy ratowniczej Japonii. – Jesteśmy przygotowani na udzielenie przede wszystkim pomocy ratowniczej, bo każdy powinien dawać to, co potrafi najlepiej. Jeśli więc będzie tylko sygnał tych, którzy koordynują na miejscu akcję ratunkową, że jest potrzebne to, co mamy do zaoferowania, natychmiast tam się znajdziemy. Japończycy wiedzą, co deklarujemy i że jesteśmy gotowi – powiedział szef rządu.

Podobną deklarację pomocy polskich specjalistów w ratowaniu ofiar trzęsienia ziemi, jakie nawiedziło w kwietniu 2009 r. Włochy, złożył wówczas wicepremier Grzegorz Schetyna.
W styczniu 2010 r. rząd Polski wysłał specjalistów na Haiti, by pomogli w ratowaniu ofiar trzęsienia ziemi. Poleciała tam grupa 54 strażaków z Nowego Sącza, Warszawy, Gdańska, Łodzi i Poznania, wyposażona w specjalistyczny sprzęt ratowniczy do poszukiwań. Lot trwał ponad 14 godzin. Miał tam również wybrać się zespół lekarsko-pielęgniarski. Nie poleciał tylko dlatego, że nie można było zagwarantować mu bezpieczeństwa w trakcie pracy. Ratownicy byli chronieni przez funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu.

Do transportu użyto rządowego Tu-154 M 101, który potem rozbił się pod Smoleńskiem. Za sterami siedziała ta sama załoga: Arkadiusz Protasiuk, Robert Grzywna, Artur Ziętek i Andrzej Michalak.
W czasie misji na Haiti prezydent Lech Kaczyński rozpoczął dwudniową wizytę w Pradze. Do przewiezienia głowy państwa wykorzystano samolot Jak-40 nr 045.
Na Haiti przestał działać układ sterowania Tu-154. Polska załoga zmuszona była odbyć kilkunastogodzinny transatlantycki lot nocą do Polski z czterema międzylądowaniami bez autopilota. Za ten wyczyn 4 lutego 2010 r. gen. Andrzej Błasik wręczył załodze wyróżnienia.


 



Źródło:

Leszek Misiak