Ani Paweł Graś, ani Tomasz Arabski przez dwa tygodnie nie odpowiedzieli na pytanie „Gazety Polskiej” dotyczące SMS-ów, wysyłanych jakoby przez czołowych polityków PO po katastrofie smoleńskiej i sugerujących winę pilotów. Milczenie w tej sprawie najbliższych współpracowników Donalda Tuska i samego premiera jest niezwykle wymowne.
Sprawę skandalicznych SMS-ów ujawnił 9 kwietnia w wywiadzie dla strony internetowej tygodnika „Wprost” gen. Sławomir Petelicki, współtwórca słynnej jednostki GROM. Według oficera, niedługo po tragedii smoleńskiej rozesłana została do czołowych polityków PO wiadomość o treści: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 m. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”. Autorem SMS-a miał być ktoś z trójki: Donald Tusk–Paweł Graś–Tomasz Arabski.
Poproszony o komentarz do rewelacji gen. Petelickiego poseł PO Andrzej Halicki nazwał je w Radiu Zet „kłamstwem”, stracił jednak rezon, gdy zaproszony z nim do studia Marek Jurek zaproponował mu wytoczenie generałowi procesu. Z trójki Tusk–Graś–Arabski jako jedyny wypowiedział się w tej sprawie Graś (w rozmowie z „Super Expressem”), ale bardzo ogólnie: „To są kompletne brednie. Nie będę tego komentował. Mogę powiedzieć tylko tyle, że oczywiście nie było żadnego rządowego SMS-a. Ministrowie nie otrzymują SMS-em żadnych instrukcji dotyczących tego, jak mają się wypowiadać”.
Na sformułowane bardzo dokładnie pytanie „GP”: „Czy 10 kwietnia 2010 r. lub w następnych dniach wysyłał Pan lub otrzymał telefoniczną wiadomość tekstową o treści »Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 m. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił« bądź zbliżonej?”, rzecznik rządu jednak nie odpowiedział. Podobnie jak szef Kancelarii Premiera Tuska – Tomasz Arabski.
> Zaczął Kuźniar, skończył Komorowski
Wypowiedzi czołowych polityków PO i osób powiązanych z obozem Platformy także świadczą na korzyść gen. Petelickiego.
Już 10 kwietnia 2010 r. Roman Kuźniar, ówczesny doradca ministra Bogdana Klicha (obecnie doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego), napisał w specjalnym wydaniu pisma „Kultura liberalna”: „Pilot nie mógł podjąć sam decyzji o czterokrotnym podchodzeniu do lądowania w tak trudnych warunkach z takimi osobami na pokładzie”.
Według Jarosława Kaczyńskiego, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, powiadamiając go o katastrofie, powiedział, że była ona wynikiem błędu pilotów. W maju 2010 r. Sikorski mówił z kolei w Radiu TOK FM, że gen. Błasik mógł rozpraszać załogę swoją obecnością w kabinie, a w lutym 2011 r. – gdy już było oczywiste, że Polacy nie lądowali – twierdził w TVN: „Piloci ewidentnie popełnili błąd, nie powinni lądować we mgle, choćbyśmy nie wiem ile zaprzeczali”.
Sam Paweł Graś w maju 2010 r. komentował w Radiu Zet: „Trzeba i mamy nadzieję, że albo zapisy czarnych skrzynek, albo właśnie śledztwo prokuratorskie wyjaśni, dlaczego w takim razie, skoro sytuacja wydawała się oczywista, do tego lądowania doszło, jak mówił również pan prokurator generalny, no elementem badania są zarówno ewentualne błędy pilotów, jako jeden z wątków, jak i ewentualny wpływ osób trzecich, tak to chyba się określa, jako potencjalne przyczyny katastrofy”.
Na tej samej antenie, tyle że kilka miesięcy później, jeden z najbardziej wpływowych polityków PO – Konstanty Miodowicz (były szef kontrwywiadu) – powiedział: „Fakty są najzupełniej oczywiste, nie ulega najmniejszej wątpliwości, że piloci odpowiadają w sposób bezpośredni za przebieg tragicznych wydarzeń”.
O tym, że piloci lądowali w Smoleńsku pod wpływem nacisków gen. Błasika i prezydenta Kaczyńskiego, wielokrotnie mówił także Janusz Palikot, który po ogłoszeniu końcowego raportu MAK napisał na swoim blogu: „Kaczyński kazał Błasikowi wydać rozkaz pilotom do startu i do lądowania. A pilot nie miał odwagi odmówić. Cały świat też tak myśli, tylko nasi zawodowcy od narodowego cierpienia opowiadają bajki, że mogło być inaczej. Na pokładzie wszyscy pili, więc atmosfera była bojowa. Wstyd! Po raz kolejny wygłupiliśmy się i ośmieszyliśmy nasz kraj, a ci, którzy tego dokonali, zostali pochowani na Wawelu, a nie w rynsztoku, gdzie ich miejsce”.
Nie można także zapomnieć o wypowiedzi prezydenta Komorowskiego, który w noworocznym wywiadzie dla TVP Info – kilka dni przed publikacją przez Rosjan kłamliwego raportu MAK – wspomógł „ekspertów” z Kremla, mówiąc: „W katastrofie smoleńskiej najważniejsze było to, że podjęto próbę lądowania w warunkach klimatycznych braku widoczności, w których absolutnie ta próba lądowania nie powinna mieć miejsca. Niestety, w moim przekonaniu sprawa jest w sposób arcybolesny prosta”.
> Instrukcja obsługi Platformy
Informacja przekazana przez gen. Petelickiego jest wiarygodna z jeszcze jednego powodu. W 2008 r. „Dziennik” dotarł do pisemnych instrukcji propagandowych dostarczanych politykom Platformy właśnie przez ludzi Donalda Tuska. „Ściągawki, co i jak mówić, powstają w Kancelarii Premiera i są rozsyłane codziennie do ministrów i posłów PO (...) Wynika z nich, że w wystąpieniach w radiu i telewizji politycy Platformy mają zajmować się głównie krytykowaniem prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wychwalaniem Donalda Tuska” – pisała gazeta.
W jednej z opublikowanych przez „Dziennik” instrukcji, zatytułowanej „L. Kaczyński – agitator PiS”, czytamy: „Prezydent zachowuje się jak agitator PiS! L. Kaczyński po raz kolejny odwiedził Podkarpacie tuż przed wyborami uzupełniającymi do Senatu (...). Wizyta prezydenta to kolejne zadanie, jakie powierzył L. Kaczyńskiemu jego brat (...) Bracia Kaczyńscy traktują urząd głowy państwa instrumentalnie”. Wytyczne ludzi z najbliższego otoczenia premiera dotyczyły też takich tematów jak książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka o Wałęsie, przesłuchania przed sejmową Komisją ds. Nacisków czy stan przygotowań do Euro 2012.
Politycy PO traktowali instrukcje z Kancelarii Premiera jak świętość. „Dziennik” cytował fragment ściągawki brzmiącej: „Zakończyła się era lodowcowa pomiędzy naszymi narodami” (to o spotkaniu Donalda Tuska z kanclerz Niemiec Angelą Merkel) – i zestawiał ją z wypowiedzią posła Sebastiana Karpiniuka, który już następnego dnia po otrzymaniu instrukcji mówił: „Skończyła się polityka lodowcowa w relacjach pomiędzy Polską a Niemcami”.
Tzw. przekazy dnia dostawali (i zapewne nadal dostają) także ministrowie, m.in. Julia Pitera. SMS wysłany po katastrofie smoleńskiej nie byłby więc dla polityków PO niczym nadzwyczajnym, choć oczywiście sprawa tajnego rozpowszechniania przez otoczenie premiera rosyjskiej wersji wydarzeń (już od 10 kwietnia 2010 r.!) – jeśli okaże się prawdą – powinna znaleźć finał przed Trybunałem Stanu.
Źródło:
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Grzegorz Wierzchołowski