Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Podwójny pogrzeb zamiast ślubu. Monika nie wiedziała, że umawia się z mordercą [FOTO]

Związek Moniki i Artura nie do końca podobał się bliskim kobiety. Mimo to wiedzieli, że samotna matka jest w mężczyźnie zakochana po uszy. Niemałe zaskoczenie przeżyli, gdy dowiedzieli się, że po zaledwie trzech miesiącach znajomości para postanowiła wziąć ślub. Wyczekiwany przez 35-latkę dzień nigdy jednak dla niej nie nastał. Okazało się, że 41-latek ma na sumieniu więcej, niż mogło się wydawać i był zdolny do przerażających rzeczy.

Artur K. usłyszał wyrok dożywotniego pozbawienia wolności
Artur K. usłyszał wyrok dożywotniego pozbawienia wolności
Jak co sobotę, portal Niezalezna.pl wraca do kolejnej głośnej sprawy kryminalnej, która w przeszłości wstrząsnęła Polską.

Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę

8 września 2018 rok, Warszawa. Popołudniu Piotr miał się spotkać z synem, 3-letnim Oskarem. Mężczyzna jechał na ulicę Nowowiejską do kawalerki byłej żony 35-letniej Moniki. To z nią i jej matką mieszkał chłopak. Sytuacja na miejscu jednak go zaskoczyła. Z Moniką umówił się na konkretną godzinę, jednak mimo pukania i dzwonienia nikt mu nie odpowiadał. W niepewności spędził kilka godzin. Dopiero po tym, jak przyjechała matka jego byłej żony - Mieczysława dwójce udało się dostać do środka. To, co zobaczyli, było przerażające.

Na podłodze znaleźli leżących Monikę i Oskara. Oboje się nie ruszali. W ustach dwójki wciśnięte były szmaty. Piotr wezwał policję. Lekarz, który przyjechał z mundurowymi nie pozostawił złudzeń - zarówno 35-latka, jak i 3-latek nie żyli.

W mieszkaniu brakowało jednej osoby - 41-letniego Artura. Mężczyzna był nowym partnerem Moniki, poznali się w internecie. Choć ich związek trwał dość krótko - zaledwie trzy miesiące, to para planowała ślub. Miał się odbyć 22 września. 

Matka Moniki znała mężczyznę i wiedziała, że jej córka dziś się z nim widziała. Powiedziała jej o tym kilka godzin wcześniej przez telefon. Gdy dzwoniła była roztrzęsiona. - Powiedziała tylko: Dał mi do wiwatu, powyrzucał wszystko z szuflad. Przyjedziesz do domu, to będziesz miała sprzątanie - opowiadała później Mieczysława. Przytoczone słowa były ostatnimi, jakie wypowiedziała do niej córka.

Część bliskich Moniki od początku związku była negatywnie nastawiona do jej narzeczonego, a niektórzy nawet go nie poznali. Rodzinę i znajomych zaskakiwał pośpiech pary w sprawie ślubu. Wiedzieli jednak, że 35-latka była zakochana po uszy i wydawała się szczęśliwa, a zdaniem Mieczysławy nowy partner córki był "dobrym człowiekiem". Kobieta nie miała pojęcia, jak bardzo się myliła.

"Nie wiedziała, że jest mordercą"

41-latek miał mroczną przeszłość. Choć wszystkim opowiadał, że pracuje jako blacharz samochodowy, to nie było to możliwe. W trakcie trwania całego związku mężczyzna odsiadywał wyrok, a z kobietą spotykał się jedynie w trakcie jednodniowych przepustek. Rodzina 35-latki nie miała o tym pojęcia. Według jej koleżanek kobiety - Monika była tego świadoma. Choć miała wiedzieć o trwającej odsiadce narzeczonego, to nie znała jej prawdziwej przyczyny.

"Ona sama chyba od początku wiedziała, że siedzi w więzieniu. On nie ukrywał tego, ale mówił, że siedzi za napady i rozboje. Na pewno nie wiedziała, że jest mordercą"

– opowiadała później w rozmowie z "Uwaga" TVN koleżanka 35-latki.

Po śmierci Moniki prawda o Arturze wyszła na jaw. 41-latek w przeszłości należał do jednej z najbardziej brutalnych zorganizowanych grup przestępczych, którą kierował Janusz G. ps. "Graf" vel "Dziadunio". Gang był odpowiedzialny za wymuszenia rozbójnicze, porwania dla okupu, pobicia. Jednak z gangsterską przeszłością Artura związana była tylko częścią jego wyroku.

Poprzednią partnerką mężczyzny była 20-letnia Renata. W 2004 roku, po dwóch miesiącach związku, Artur zamordował kobietę. Dusił ją, a gdy ta straciła przytomność, utopił w wannie. Sąd skazał go na 15 lat więzienia. W zakładzie karnym miał wzorowo się sprawować, dlatego pozwalano mu na korzystanie z przepustek. W dwa lata dostał ich aż.. 96! Z ostatniej skorzystał 8 września 2018 roku. Wziął wtedy udział w maratonie, a zaraz po biegu poszedł do mieszkania Moniki.

Według prokuratury między narzeczonymi doszło do kłótni. W pewnym momencie 41-latek ścisnął kobietę za gardło, gdy ta straciła przytomność, włożył jej do ust ręcznik. 3-latkowi wcisnął w gardło ścierkę. Po morderstwie wyszedł z kamienicy i jakby nigdy nic poszedł na pizzę. Następnie na moście Poniatowskiego rozłożył telefon, wyjął kartę SIM i wrzucił te rzeczy do Wisły. Tak samo zrobił z kluczami do mieszkania Moniki. Kilka godzin później zgłosił się na komendę policji przy Wilczej i przyznał się do morderstwa. - Szatan kazał mi zabić - oznajmił. Następnego dnia przedstawiono mu zarzuty.

"Słyszę głosy szatana"

Proces mężczyzny ruszył w listopadzie 2019 roku. Na salę rozpraw został wprowadzony w asyście czterech policjantów wyposażonych w broń maszynową. Atmosfera była bardzo napięta. Na sali obecni byli nie tylko bliscy Moniki oraz Oskara, ale i wcześniejszej ofiary mordercy - Renaty. Mężczyzna przyznał się do podwójnego zabójstwa jednak nie chciał brać odpowiedzialności za swoje czyny. 

"To nie byłem ja. Fizycznie tak, ale nie psychicznie, nie umysłowo. Podczas tego czynu sam nie odpowiadałem za to, co robię"

– mówił na sądowej sali.

Mężczyzna przekonywał, że "słyszy głosy", a przed morderstwem miał wizję. - Widziałem to, jak zabijam Monikę. Jakoś pod koniec sierpnia: 15, może 20. To, co powiem, zabrzmi dziwnie. Myśląc o tym psychicznie czułem się lepiej. To dawało mi spokój. To było silniejsze ode mnie. Nie potrafiłem przestać o tym myśleć - opowiadał.

"Nie jestem chory psychicznie, bo to, co mówię jest prawdą. To jest kwestia poczytalności w chwili czynu. Nie zgadzam się z opinią, że byłem poczytalny. Byłbym skończonym idiotą, zabijając dwie osoby, mając do wyjścia kilka dni [...] Psychiatrzy też są ludźmi i mogą się mylić. Głosy szatana słyszę, słyszałem i będę słyszał. To nie jest bajka"

– mówił podczas ostatniej rozprawy.

Biegli nie mieli jednak wątpliwości, że mężczyzna doskonale wiedział, co robił w trakcie zbrodni. Sąd wyrok w sprawie wydał w grudniu. W uzasadnieniu wskazano, że mężczyzna jest "osobą wysoce niebezpieczną", a jego miejsce jest w więzieniu. Został skazany na najwyższy możliwy wymiar kary - dożywocie z możliwością warunkowego zwolnienia po 40 latach. Wyrok utrzymał się w apelacji. 

Więcej kryminalnych historii poniżej:

 



Źródło: niezalezna.pl, PAP, se.pl, TVN, dziennik.pl, YouTube

#morderstwo #Artur K

Mateusz Święcicki