„Serce w plecaku”, „Hej, chłopcy, bagnet na broń”, czy „Warszawskie dzieci” - skomponowane zaledwie miesiąc przed rozpoczęciem Powstania Warszawskiego - to tylko część z pieśni, jakie wybrzmiały dzisiaj na stołecznych Powązkach. Grają i śpiewają Paweł Piekarczyk i Bartosz Kurowski, a z nimi spore grono pamiętających o historii sprzed lat. "Cokolwiek ciekawego działo się w naszej historii, zostawiało po sobie piosenki, pieśni, taki muzyczny ślad. To co zostawili powstańcy jest nieprawdopodobne" - ocenił w rozmowie z Niezależna.pl Piekarczyk.
Można już mówić o tradycji - spotkania z pieśniami powstańczymi 1 sierpnia na Powązkach, przed bramą cmentarza, organizowane są już od ponad dekady. Taką samą tradycją jest powstańczy śpiewnik drukowany jako dodatek do "Gazety Polskiej Codziennie".
I tak, z jego pomocą śpiewamy dziś m.in. pieśni: „Pałacyk Michla”, „Serce w plecaku”, „Zośka”, „Marsz Mokotowa”, „Hymn Plutonu Felek”, „Marsz Żoliborza”, „Hej, chłopcy, bagnet na broń”.
Przed rozpoczęciem koncertu porozmawialiśmy chwilę z Pawłem Piekarczykiem.
Pomysł wydaje się oczywisty - Polakom śpiewanie jest potrzebne jak powietrze do oddychania. Co dostrzegli komuniści, rugując różne piosenki z naszego śpiewnika. Co dostrzegła III Rzeczpospolita, zwalczając to śpiewanie w każdy możliwy sposób. Polak śpiewający jest Polakiem niebezpiecznym, przynajmniej dla nich
Bo oni właśnie tacy byli, oni potrafili sobie robić podśmiechujki z szafy, czyli granatu moździerzowego, który jak uderzał w dach, to rozwalał piwnicę i trzy budynki dalej. Z drugiej strony potrafili zawierać w tym świecie małżeństwa, potrafili po prostu żyć. My mamy być tacy sami, to jest nasze zadanie.