Przed wyborami parlamentarnymi Jan Filip Libicki w oficjalnych dokumentach stwierdził, że należy do Platformy Obywatelskiej, choć to nieprawda. Teraz prokuratura sprawdza, czy poświadczył nieprawdę, a tym samym popełnił przestępstwo.
Jan Filip Libicki w jesiennych wyborach parlamentarnych kandydował do Senatu z listy Platformy Obywatelskiej. W dokumentach złożonych w Państwowej Komisji Wyborczej stwierdził, że jest członkiem PO, choć nie zapisał się do partii Donalda Tuska po porzuceniu PJN. Libicki został senatorem, ale po wyborach pojawiła się kwestia fałszywego oświadczenia dotyczącego jego partyjnej przynależności. Zwrócili na to uwagę jego polityczni konkurenci.
Po proteście Sojuszu Lewicy Demokratycznej sprawą zajmował się już Sąd Najwyższy, który pozostawił sprawę bez rozpoznania. SLD popełnił błędy formalne w swoim piśmie. Podpisała je niewłaściwa osoba. Dzięki temu Libicki na pewno zachowa mandat senatora. To jednak nie koniec sprawy, bo zainteresowała się nią również Prokuratura Rejonowa w Pile.
– W powszechnym odczuciu wybory to jedynie akt głosowania przy urnie. Jednak to także przygotowania do jego przeprowadzenia. W kodeksie karnym jest nawet rozdział „przestępstwa przeciwko wyborom i referendum”. W tej konkretnej sprawie może chodzić o poświadczenie nieprawdy, ale jest za wcześnie, aby wydawać ostateczne sądy – mówi „Codziennej” Maria Wierzejewska-Raczyńska, szefowa Prokuratury Rejonowej w Pile, która ostatecznie raczej nie będzie badała sprawy Libickiego
. – Wysłaliśmy do Poznania wniosek o wyłączenie nas z jej rozpoznawania. Nie wiem jeszcze, jaka decyzja zapadła – dodaje prokurator Wierzejewska-Raczyńska.
Libicki tłumaczył dziennikarzom, że nie składał osobiście wszystkich dokumentów do PKW i stąd niedopatrzenie. Gdy zauważył błąd w dokumentacji, było za późno na korektę. Poniekąd można zrozumieć ten bałagan. W ostatnich miesiącach senator Libicki tak często zmieniał polityczne sympatie, że każdy by się pogubił.
Źródło:
Grzegorz Broński