Gdy tylko po raz pierwszy podczas obecnej napaści Rosji na Ukrainę skrzyknięto demonstrację pod ambasadą Federacji Rosyjskiej, pisałem na twitterze, ze równolegle zebrać powinny się tak naprawdę cztery takie zgromadzenia. Jedno tam, gdzie faktycznie pojawili się ludzie, pozostałe natomiast równolegle z nimi pod przedstawicielstwami Niemiec, USA i Unii Europejskiej.
Oczywiście nie było to możliwe w sytuacji, gdy wspomnianą manifestację organizował Szymon Hołownia, który na krytykę naszego zachodniego sąsiada nie pozwoliłby nigdy ani sobie, ani komukolwiek ze swojej partii politycznej. Wyjaśnię jeszcze, że działo się to 24 lutego, a więc w chwili wybuchu działań wojennych i w sytuacji, gdy nie było jeszcze jasne, czy Amerykanie zdecydują się na bardziej realną pomoc dla Ukrainy, a ich dotychczasowa polityka kazała być w tej materii raczej ostrożnym. Co więcej, wcześniejsza ugodowość Joe Bidena wobec Niemiec, a więc de facto Rosji czy brak amerykańskich sankcji na NS2 (przypominam, rozmawiamy o sytuacji w chwili napaści na Ukrainę) pozwalał na brak optymizmu. Stanowisko Stanów bardzo szybko się na szczęście zmieniło, co do pozostałych wymienionych graczy jest jednak trochę gorzej. Unia,. Jak to Unia, jest sumą opinii i interesów, tylko tak się dziwnie składa, że z reguły najważniejsze są te niemieckie. A Niemcy? Cóż, z jednej strony zaliczyły olbrzymią zmianę sentymentów opinii społecznej i potężne antywojenne protesty, a z drugiej wcale nie zmieniły się przy tym tak bardzo, jak chcieliby przedstawić to światu.
Najbardziej spektakularnym przykładem tej dwoistości polityki Niemiec było wystąpienie Wołodymyra Zełenskiego w Bundestagu. Owszem, niemiecki parlament pozwolił prezydentowi Ukrainy się wypowiedzieć, ba!, nawet dość mocno się zbesztać (jest za co!), tyle, że nic z tego nie wynikło. Zełenski skończył mówić, deputowani zajęli się innymi sprawami, bez dyskusji i, jak się zdaje, bez refleksji. Interesy trwają, gaz płynie, ropa również i choć nagle okazuje się, że odwlecze się chyba wyrok na niektóre niemieckie elektrownie, równocześnie Niemcy nie palą się już na przykład do wyrzucenia Rosji z grupy najbogatszych państw świata. Zapewne i dlatego, że zastąpić ją w tym gronie miałaby Polska, co im się na pewno niezbyt uśmiecha, ale przecież to nie jedyny powód. Łatwo się zakochać, a odkochać trudno.
Dlatego bardzo doceniłem fakt, że środowisko „Gazety Polskiej” wybrało się w środę pod niemiecką ambasadę. I to, jak można było zobaczyć na miejscu, całkiem tłumnie i z dużym wsparciem związkowców „Solidarności”. I, co w pewnym sensie też świadczy o randze wydarzenia, nieskutecznie zakłócane było ono przez kilku kontrmanifestantów rekrutujących się z sierot po KOD.