Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

5. Przedwiośnie 1920: przygotowania do decydującego starcia

Trudno było utrzymać długi, ponad tysiąckilometrowy front przez kolejne miesiące. Rosja Sowiecka przejęła w końcu grudnia inicjatywę, która miała rozwiązać ten problem na sposób – rewolucyjny.

Trudno było utrzymać długi, ponad tysiąckilometrowy front przez kolejne miesiące. Rosja Sowiecka przejęła w końcu grudnia inicjatywę, która miała rozwiązać ten problem na sposób – rewolucyjny. Narzędziem przygotowującym rewolucję miała być dyplomacja. 22 grudnia Ludowy Komisarz Spraw Zagranicznych, Gieorgij Cziczerin, zwrócił się do polskiego MSZ z propozycją niezwłocznego rozpoczęcia rokowań pokojowych. W tym samym dniu, gdy Cziczerin słał notę do polskiego rządu, przewodniczący Rady Wojskowo-Rewolucyjnej Republiki, Lew Trocki, zalecał wzmocnienie stojącej naprzeciw południowego skrzydła Polaków 12. Armii „wszystkimi środkami”. Dwa dni później Trocki – w liście do Lenina oraz Cziczerina – wracał do tej kwestii, proponując wzmożenie „pracy w dziedzinie agitacji i rozkładania od środka polskiej armii”. Dopełnieniem tej akcji były apele propagandowe polskich komunistów z Moskwy do „robotników, włościan i żołnierzy” w Polsce, by wywarli nacisk na „burżuazyjny rząd” w celu położenia kresu wojnie z Rosją sowiecką i przyjęcia ręki wyciągniętej do zgody i „korzystnego pokoju”.

Tym razem apele takie trafić mogły na podatny grunt. To była szósta już „wojenna” zima na polskich ziemiach. Wydatki obronne pochłaniały ogromną, sięgającą 50%, część budżetu nowego państwa. Niechęć do kontynuowania wojny, a nawet przedłużającego się „pogotowia wojennego” – naturalnie rosła. Z punktu widzenia władz wojskowych konkretnym sygnałem tych nastrojów była rosnąca również skala zjawiska uchylania się od służby wojskowej (głównie przez ludność chłopską z Polski centralnej i wschodniej), a także dezercji. Wobec wykorzystującej tę sytuację propagandy komunistów, także główny nurt polskiej lewicy – socjaliści (PPS) – zdecydowali się opowiedzieć za jak najszybszym ustanowieniem pokoju na wschodzie: pokoju z bolszewikami.
Naczelnik Państwa dostrzegał, jak kurczy się baza politycznego poparcia w kraju dla dalszej, zdolnej do ofensywy strategii polskiej na wschodzie. Widział również, że wciąż brakowało mu dla owej strategii sojuszników – tak wśród wielkich mocarstw Ententy, jak też wśród wschodnich sąsiadów, bezpośrednich uczestników każdej rozgrywki o przyszłość bałtycko-czarnomorskiego międzymorza. Nastroje społeczne, dezorientacja polityczna przebijająca z prasowych debat, wzrost aktywności dyplomatyczno-propagandowej rządu sowieckiego i doniesienia o zwiększającej się podatności na jej pokusy – tak w kraju, jak też, w jeszcze większym stopniu, wśród zachodnich i wschodnich partnerów polityki polskiej – wszystko to oznaczało po prostu, że czas na realizację jakiejś jeszcze próby stworzenia nowego, bezpiecznego dla Polski porządku w Europie Wschodniej jest już krótki. Do wiosny przyjść musiało jakieś rozstrzygnięcie. Czy militarne, czy pokojowe?

Piłsudski rozpoczął nowy rok od wizytacji frontów Wołyńskiego i Podolskiego. W siedzibie sztabu tego pierwszego, w Równem, Naczelny Wódz przedstawił 5 stycznia swój pogląd na sytuację dowódcy Frontu, gen. Antoniemu Listowskiemu. Powiedział wówczas, że „najlepszem dla nas wyjściem dać możność koncentracji bolszewikom na naszym froncie – wtedy będziemy mogli coś przedsięwziąć stanowczego! Przypuszcza możliwość uderzenia na naszym południowym odcinku.” 23 stycznia Naczelnik Państwa przeprowadził długą, zasadniczą rozmowę z przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu – Stanisławem Grabskim, jednym z liderów Narodowej Demokracji, starając się uzgodnić z nim stanowisko wobec kluczowych wyborów strategicznych, czekających Polskę tej wiosny. Obaj rozmówcy zgodzili się co do tego, że wojna z bolszewikami wydaje się nieunikniona. Obaj zgadzali się również, iż „los Polski zależy od wyniku walki”, jak ją czeka. Analizując stan przygotowań do niej, Piłsudski stwierdził, iż nie martwi się specjalnie perspektywą zawarcia przez państwa bałtyckie (w tym przede wszystkim Łotwę) rozejmu z Rosją, „gdyż bardziej obawia się ich pobicia, jak korzyści z ich pomocy”. Podobnie oceniać miał Piłsudski sytuację na południowej, rumuńskiej flance. „Te nasze małe państwa sąsiednie – podsumowywał Piłsudski ten wątek rozmowy – to ‘chłopczyki w krótkich majtkach.’ Jesteśmy zdani na siebie.” Jako najbardziej fundamentalny problem w starciu z Rosją (także sowiecką), Piłsudski wskazał na fakt, iż walcząc z nią „nie ma sposobu opanować ośrodka rządu przeciwnika. Nie mamy sił do opanowania [całego] kraju”. Z tego faktu Piłsudski wyciągał najpierw wniosek natury strategicznej: można niszczyć tylko „żywą siłę” przeciwnika, czekając na jej koncentrację i za żadną cenę nie dopuszczając do przerwania własnego frontu – to bowiem groziłoby demoralizacją armii. Polska nie mogła dać się zaskoczyć. Na froncie militarnym musiała działać szybko i stanowczo.

Ta diagnoza sytuacji była w istocie trafana. Błędne okazało się tylko założenie, że Armia Czerwona uderzy na południu, a nie przez Białoruś. Z punktu widzenia rewolucyjnej strategii Polska nie przestawała być „przepierzeniem” między komunizmem zwycięskim w Rosji i ruchem komunistycznym w Niemczech. Dopiero po obaleniu owego „przepierzenia”, po przetworzeniu go w „pomost” nowa ideologia mogłaby zapewnić sobie triumf na skalę ogólnoeuropejską i światową. Nikt z przywódców państwa sowieckiego, którzy rok wcześniej, niejako z marszu próbowali osiągnąć ten cel, nie wyrzekał się go w roku 1920. Nie musieli jednak koniecznie nastawać na jego realizację poprzez wojnę. I Lenin, i Trocki zachowywali nadzieję na sowietyzację Polski „od wewnątrz”. Jak to w przemawiającej do wyobraźni przenośni przedstawił sam Lenin na VIII Zjeździe Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików) – RKP(b): w Polsce, „według naszego kalendarza rewolucji niedaleki jest już Październik”. W roku 1919 polskiego rewolucyjnego „Października”, wzorowanego na rosyjskim, nie było. Mógł jednak nadejść w każdej chwili. Im wcześniej, oczywiście, tym lepiej. Pokój zawarty formalnie z „burżuazyjnym” rządem mógł ten moment przybliżyć nie mniej skutecznie niż wojna. Pokojowa oferta ze strony Rady Komisarzy Ludowych wzmocnić mogła – i miała – „rozwój rewolucyjnego nacisku polskich robotników przeciwko rządowi Piłsudskiego”, jak to ujął referat Biura Polskiego przy KC– RKP(b) ze stycznia 1920 r. Aby nacisk ten okazał się skuteczny, potrzebne było, jak zwracano uwagę w referacie, z jednej strony takie umocnienie sowieckiego Frontu Zachodniego, by Polacy nie mogli w konfrontacji z jego siłą liczyć na żaden sukces; z drugiej – praca nad rozkładem polskiej armii oraz zasadnicze wsparcie (finansowe i kadrowe) utworzonej w końcu 1918 roku Komunistycznej Partii Robotniczej Polski, by ta była zdolna wykorzystać w pełni sytuację stworzoną przez „pokojową ofensywę” Moskwy i przygotować polityczny przewrót w Warszawie.

W pierwszych tygodniach 1920 roku, a więc w okresie szczytowego nasilenia pokojowej propagandy i dyplomatycznej ofensywy Cziczerina, sowieccy stratedzy rozważali także inne, bardziej ofensywne rozwiązania polskiego problemu – nawiązujące już to do rewolucyjnej ideologii tylko, już to do imperialnej tradycji Rosji. Ich głównym problemem było nie to, czy uderzyć na Polskę, tylko gdzie to zrobić najmocniej: na kierunku galicyjskim, a dalej w stronę Europy Południowo-Wschodniej, czy też na kierunku smoleńsko-warszawskim, a ostatecznie ku Berlinowi? Już od grudnia 1919 roku możliwości rozwinięcia skutecznej ofensywy na tym kierunku – przez Mińsk, Brześć, Lublin, Warszawę – badał intensywnie wywiad na rozkaz Sztabu Polowego Riewwojensowietu Republiki. Jeden z najwybitniejszych sztabowców sowieckich tego okresu (w końcu 1920 roku zastępca dowódcy Frontu Zachodniego) i najlepszy także z sowieckich historyków wojny z Polakami, Nikołaj Kakurin, bez ogródek wskazywał polityczne korzyści wyboru „białoruskiego teatru działań wojennych”: „Warszawa była jakgdyby węzłem, który łączył w jedno rozdzielone długo rozbiorami różne części Polski. W przypadku silnego uderzenia na Warszawę, owe części mogłyby się ponownie rozłączyć. Była rosyjska Polska znów [sic] przyłączyłaby się do RSFSR, była ‘austriacka’ Polska zaciążyłaby znów ku swojemu politycznemu centrum – Krakowowi; wreszcie, to samo stałoby się z długo pozostającą w obrębie Niemiec polską dzielnicą – Poznańskim”.

Z całą pewnością można dziś stwierdzić, że strona sowiecka od początku prowadzonej przez siebie dyplomatyczno-propagandowej gry z Warszawą gotowa była zrealizować także agresywny, nie pokojowy bynajmniej scenariusz rozwiązania „polskiego problemu”. Najważniejszym świadectwem tej gotowości jest ośmiostronicowy referat szefa wydziału operacyjnego Sztabu Polowego Riewwojensowietu Republiki, Borisa Szaposznikowa, zawierający ogólne założenia generalnej ofensywy przeciwko Polsce. Dokument ten został dołączony do informacji Naczelnego Dowódcy Armii Czerwonej Siergieja Kamieniewa dla przewodniczącego Riewwojensowietu Republiki Trockiego, który z kolei przekazywał go „najwyższej instancji”: przewodniczącemu Rady Robotniczej i Chłopskiej Obrony RSFSR, to jest właśnie Leninowi. Data owej informacji – 27 stycznia 1920 roku – o jeden dzień wyprzedza deklarację Rady Komisarzy Ludowych skierowaną do rządu polskiego w sprawie warunków pokoju.

Szaposznikow, absolwent rosyjskiej Akademii Sztabu Generalnego, fanatyczny wyznawca nauk strategicznych Clausewitza, znał dobrze swój fach, którym od maja 1918 roku służył Armii Czerwonej. W swym referacie jasno wyłożył pogląd wojskowego specjalisty na nieuchronność konfliktu z Polską. Wychodził od stwierdzenia, że na progu 1920 roku Republika Rad ma na swej granicy zachodniej i południowo-zachodniej – od Morza Bałtyckiego do Kaukazu – do czynienia ze „zwarta barierą małych państw”, ustawioną przez Ententę przeciw bolszewizmowi, gotową do kontynuowania walki. Charakterystyka Polski jako centralnego ogniwa w owym łańcuchu nie pozostawiała wątpliwości, że tu rozwiązanie może być tylko jedno: militarne: „Największą terytorialnie i najsilniejszą duchem odradzającego się narodu, dążącą poprzez stworzenie poważnej swą liczebnością armii do zabezpieczenia swego istnienia – jest Polska. Pobudzana przez Ententę, z przyrodzonym ‘honorem’ i rozwijającym się szowinizmem, dzięki swym łatwym zwycięstwom nad naszymi słabymi siłami liczebnie oddziałami [w 1919 r. – AN], Polska najwidoczniej z wielką ochotą weźmie na siebie rolę ‘mesjasza’ na Wschodzie [...] Sytuacja wojskowo-polityczna zdecydowanie stawia w szeregu naszych otwartych wrogów Polskę, najwierniejszego i najusłużniejszego agenta Ententy, w upojeniu od własnych sukcesów dążącego zarazem do tego, by stanąć na czele ‘wschodniej polityki’ nosicieli europejskiej kultury”.

Szaposznikow postulował skupienie wysiłku na głównym przeciwniku – czyli Polsce, wyrwanie jej strategicznej inicjatywy i zmuszenie do przejścia do obrony. To był plan m i n i m u m. Szaposznikow proponował skupienie do ataku na Polskę nie mniej niż 171 tysięcy „bagnetów” i 16.300-17.800 „szabel”, co w wojskowej nomenklaturze oznaczało łącznie blisko 200 tysięcy żołnierzy pierwszej linii: 19 dywizji piechoty i 5 kawalerii. Autor planu ofensywy zakładał, że siły te zetrą się z ok. 134 tysiącami „bagnetów” i 15.700 „szabel” przeciwnika.

Cel militarny natarcia naszkicowany przez Szaposznikowa wskazywał odcinek Wilno – Lida, co pozwoliłoby na odcięcie Wojska Polskiego od Łotwy; odrzucenie Polaków od linii Połock – Mołodeczno – Lida, co przesądziłoby z kolei o losie Mińska i całej Białorusi. Plan szefa wydziału operacyjnego Sztabu Polowego urywał się wyraźnie w tym momencie, gdzie jego kontynuacja wymagała politycznych decyzji. Dokąd doprowadzić miało natarcie Armii Czerwonej na polskim froncie – o tym oczywiście mieli rozstrzygać nie „wojskowi specjaliści”, ale ścisłe kierownictwo polityczne.

Przywódcy sowieckiego państwa czekali na rezultaty dyplomatyczno-propagandowej ofensywy Cziczerina. W oparciu o nasłuch francuskiego radia z Warszawy Cziczerin prędko określił prawdopodobne warunki polskiej odpowiedzi na propozycję Rady Komisarzy Ludowych: uznanie niepodległości (petlurowskiej) Ukrainy, Białorusi, Litwy i Łotwy. Z końcem lutego na Kreml docierały coraz pewniejsze informacje z Londynu, że Polska na poparcie Ententy liczyć nie może. 27 lutego Lenin pisał do Trockiego: „Wszelkie oznaki świadczą, że Polska postawi nam warunki absolutnie niewykonalne, nawet bezczelne. [...] Należy rzucić hasło: przygotować się do wojny z Polską”. Trocki zgodził się w pełni z tą opinią i zaproponował następnego dnia rozpocząć otwarte, „agitacyjno-organizacyjne” przygotowania do tej wojny. Hasła opublikowane w „Prawdzie” następnego dnia były już wojennym apelem: „Polscy imperialiści bezwstydnie sięgają po ogromną część sowieckich republik. Towarzysze, będziemy zwarci jak zaciśnięta pięść. Proletariusze, będziemy twardo trzymać młot i karabin.”
Za słowami szły czyny. 1 marca Rada Wojskowo-Rewolucyjna Republiki podjęła decyzję o ogłoszeniu odroczonego jeszcze sześć tygodni wcześniej poboru rocznika 1901; przyspieszał także przerzut całych dywizji i brygad z Syberii i Rosji centralnej na polski front. Przygotowania te były od 10 marca wpisane w zatwierdzony już przez najwyższe czynniki wojskowe plan ofensywy. W tym dniu odbyła się w Smoleńsku, gdzie mieścił się sztab Frontu Zachodniego, narada jego dowództwa z Gławkomem – Naczelnym Dowódcą Armii Czerwonej, Siergiejem Kamieniewem. Główne uderzenie miało zostać zadane w kierunku Mińska. 18 marca z kolei w rozmowie z Aleksandrem Jegorowem, dowódcą Frontu Południowo-Zachodniego, Kamieniew wytyczył jego zadania: wzmocnione siłami przerzuconej z kaukaskiego frontu 1. Armii Konnej uderzenie wspomagające na Berydczów, Równe, Kowel, Brześć. 23 marca Jegorow przedstawił szczegółowy już projekt wykonania powierzonego mu zadania, bezzwłocznie zaakceptowany przez Gławkoma. Nie były to już wyłącznie sztabowe dywagacje, ale decyzje wcielane od razu w życie. Z końcem marca wszystkie przegrupowania wojsk na Froncie Zachodnim i przeciwpolskim odcinku Frontu Południowo-Zachodniego odbywały się już ściśle według tych właśnie decyzji, wypełniających projekt decydującej ofensywy przeciw Polsce.

Nie pozostawiał w tym względzie żadnych wątpliwości telegram Gławkoma Kamieniewa do dowódców Frontu Zachodniego i Południowo-Zachodniego: „Ostatnia odpowiedź Polski daje pełne podstawy oczekiwać zdecydowanej akcji zaczepnej Polaków w najbliższych dniach. Musimy być w pełnej gotowości do wyjścia naprzeciw tej ofensywie. [...] Jeżeli zdecydowane działania zaczepne ze strony Polaków nie nastąpią w najbliższych dniach, to front powinien realizować koncentrację i przygotowanie do wskazanych przez nas operacji”.

Owa ostatnia odpowiedź Polaków, wspomniana w telegramie dowódcy Armii Czerwonej, była to konkretna propozycja rozpoczęcia rokowań pokojowych, złożona 27 marca Cziczerinowi przez polskiego ministra spraw zagranicznych, Stanisława Patka. Propozycja, która ze względu na przedstawione w niej warunki miejsca (Borysów) i czasu negocjacji mogła zatrzymać jeszcze – w przypadku jej przyjęcia – sowieckie plany uderzenia na Mińsk. Jej zdecydowane, jednoznaczne odrzucenie przez Moskwę jest w kontekście ujawnionych do dnia dzisiejszego źródeł jednym jeszcze świadectwem tego, że w kręgu sowieckiego kierownictwa politycznego decyzja o rozcięciu polskiego węzła zbrojna ręką zapadła już wcześniej.

Wciąż jednak trwała propagandowa ofensywa związana z akcją dyplomatyczną Cziczerina: cała wina za wznowienie działań militarnych na wielką skalę miała spaść na polski rząd. Tymczasem odpowiedź ministra Patka z 27 marca nie wymieniała żadnych warunków terytorialnych czy politycznych, a w dodatku wzywała do jak najszybszego wszczęcia rokowań. To posunięcie wywołało w Moskwie przejściową konsternację. Już jednak 29 marca i partyjna „Prawda”, i rządowe „Izwiestia” zmieniły interpretację polskiej noty o 180 stopni. Pouczone być może o fatalnym dla przygotowywanej ofensywy Armii Czerwonej znaczeniu Borysowa jako proponowanego miejsca negocjacji, obie redakcje uznały notę polskiego ministra za nie do przyjęcia i przedstawiły ją jako absolutnie sprzeczną z „linią pokojową” rządu sowieckiego.

Cziczerin nie miał już wątpliwości, że cała dalsza gra dyplomatyczna z Warszawą będzie już tylko kwestią propagandy. Swą ofensywę propagandową Cziczerin prowadził dalej – pod adresem opinii publicznej mocarstw zachodnich, wobec których kontynuowana była linia odprężenia. Rosja mogła liczyć – co najmniej w Londynie – na zrozumienie oskarżeń pod adresem Warszawy jako właściwego źródła „niestabilności” i „imperializmu” w Europie Wschodniej. Narastająca już widocznie w drugiej połowie kwietnia gorączka przygotowań wojennych na sowiecko-polskim froncie nie przeszkodziła bynajmniej dyplomacji Cziczerina w osiągnięciu dwóch widocznych sukcesów na Zachodzie. 21 kwietnia zawarty został układ francusko-sowiecki w sprawie wymiany jeńców, w którym znalazło się zastrzeżenie, iż Francja „nie będzie uczestniczyć w żadnych agresywnych posunięciach przeciwko Sowieckim Republikom Rosji i Ukrainy.” Trzy dni później konferencja przywódców mocarstw (premierów Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch), obradująca w San Remo, uzgodniła zaproszenie do rokowań w sprawie układu handlowego oficjalnej „rosyjskiej [czyli: sowieckiej] delegacji handlowej”.

Pojedynek na noty z Warszawą Ludowy Komisariat Spraw Zagranicznych zakończył 23 kwietnia, starając się odeprzeć oskarżenie wysunięte przez Patka w trzy dni wcześniejszej depeszy, iż to strona sowiecka wszczęła spór o miejsce rokowań, wykorzystując go do ich odraczania i koncentracji własnych wojsk na froncie. Swój prawdziwy pogląd na rozegranie już nie propagandowej tylko, ale strategicznej rozgrywki z Polakami, Cziczerin wyraził poprzedniego dnia w liście do Lenina i Trockiego. Sugerował w nim poprowadzenie ofensywy sowieckiej do granic kadłubowego „Kraju Przywiślańskiego”, jaki wytyczyły carskie władze, a usankcjonowanych faktycznie przez decyzję Rady Najwyższej Ententy z grudnia 1919 roku jako wschodnie granice niepodważalnie polskiego terytorium. Patrząc z punktu międzynarodowych konsekwencji ofensywy Armii Czerwonej przeciw Polsce, podpowiadał poprowadzenie uderzenia do tych granic właśnie. To nie zaszkodziłoby rozmowom z mocarstwami Ententy. Cziczerin uznawał jednocześnie, że taka „ograniczona ofensywa” wystarczy dla dokonania wewnętrznego rozkładu w polskiej armii (i otworzy tym samym pole do popisu rewolucji komunistycznej na zapleczu frontu, w „Polsce właściwej”). Lenin i Trocki poparli ten wniosek, nadając taką właśnie interpretację przygotowanej już i zdecydowanej od marca akcji militarnej przeciwko Polsce.

W kwietniu systematycznie kontynuowane były, niezależnie od propagandowej akcji Cziczerina, przygotowania do tego natarcia. Plany określone były w tym czasie, wciąż tak samo jak na decydującej odprawie 10 marca w Smoleńsku, właśnie do granic „Kongresówki” mniej więcej. Nazwy miejscowości położonych już na zachód od Bugu w owych planach się nie pojawiały jeszcze. Gławkom Kamieniew potwierdzał niezmienność operacyjnych założeń wielokrotnie, doprecyzowywał ze swoimi podwładnymi – dowódcami Frontu Zachodniego i Południowo-Zachodniego – jedynie taktyczne szczegóły. W zadaniach Frontu Południowo-Zachodniego miejscowością najdalej wysuniętą na zachód pozostawał Brześć. Na pytanie jego dowódcy, A. Jegorowa o zadania jego północnego sąsiada – Frontu Zachodniego, Gławkom Kamieniew odpowiadał enigmatycznie: „Pierwszy etap: Mińsk. Drugi: działania uzgodnione z wami. Jasne?” To, jakie działania zostaną ostatecznie uzgodnione w „drugim etapie” i dokąd zaprowadzą zależało bowiem już nie od Gławkoma, ale od decyzji władz politycznych. Zgodnie z wytyczonym jeszcze w marcu planem Front Zachodni miał być do 5 maja gotowy do ataku. Mógł on się zatrzymać na linii Bugu, mógł jednak – m.in. dzięki tego rodzaju „politycznemu” przygotowaniu – rozwinąć się dalej, aż do pełnej sowietyzacji Polski. Ostatecznie tylko Polska sowiecka była spełnieniem strategii Moskwy, czy to „rewolucyjnego pokoju”, czy to „rewolucyjnej wojny”, czy wreszcie kombinacji obu tych metod.

Piłsudski wiedział, że Armia Czerwona szykuje uderzenie na Polskę. Potwierdzały to precyzyjne informacje od polskiego radiowywiadu, który przechwytywał tysiące sowieckich szyfrogramów świadczących o gromadzeniu sowieckich wojsk do ofensywy na polskim kierunku. Piłsudski chciał, by Polska zachowała w inicjatywę strategiczną, uprzedzając spodziewane uderzenie sowieckie. Do marca trwała jeszcze wymiana dających cień szansy na kompromis not dyplomatycznych. Jednak Piłsudski nie wierzył w możliwość kompromisowego rozstrzygnięcia sporu o przyszłośc Europy Wschodniej i niepodległość Polski przynajmniej od czasu sondażowych, tajnych rozmów z wysłannikami w Mikaszewiczach. Za jedyną pewną gwarancję zmiany stosunków geopolitycznych w Europie Wschodniej i jedyne ostatecznie pewne zabezpieczenie Polski przed nawrotem rosyjskiego imperializmu uznawał „postawienie” niepodległej Ukrainy. Temu założeniu podporządkował swój zamysł strategiczny, przygotowując się do uderzenia na tym właśnie kierunku, a nie na odcinku białoruskim, gdzie bolszewicy faktycznie koncentrowali swoje siły do ofensywy. Przeforsował ostatecznie przygotowujący akcję militarną układ polityczny z Ukrainą, reprezentowaną przez uchodźczy ośrodek Symona Petlury. Czynił to wbrew oporowi dużej części opinii publicznej, zarówno tej związanej z Narodową Demokracją, przeciwną budowaniu niepodległej Ukrainy, jak też tej, którą wyrażała część socjalistów, niechętna przedłużaniu wojny z bolszewikami – nawet za cenę rezygnacji z planów federacyjnych.

Nie znaczy to jednak, że hasło dalszej walki z Rosją sowiecką o zabezpieczenie niepodległego bytu Polski nie trafiało do wyobraźni mas polskiego społeczeństwa. Warto uświadomić sobie, że wiosną 1920 roku, kiedy Wojsko Polskie siegało swym stanem 900 tysięcy ludzi, niemal jedną trzecią część tego stanu tworzyli ochotnicy – ci, których nie dotyczył pobór obowiązkowy: Polacy – przybysze z Francji, Włoch, Stanów Zjednoczonych, ludzie z kraju – zbyt młodzi, albo zbyt już starzy, by ktokolwiek zmuszał ich do stanięcia w polskie szeregi. Choć, jak już wspomnieliśmy, były także wypadki dezercji, lub uchylania się od poboru, to owa ogromna liczba ochotników potwierdzała gotowość niesienia ofiar dla Polski.

Podsumowaniem politycznych przygotowań do nowego etapu wojny stała się po polskiej stronie podpisana w Belwederze, w nocy z 21 na 22 kwietnia umowa z Ukrainą. Ze strony polskiej sygnował ją wiceminister spraw zagranicznych, Jan Dąbski; ze strony ukraińskiej – minister Andrij Liwyćkyj URL uzyskała w umowie uznanie swej niepodległości, a także obietnicę przekazania jej wszystkich terytoriów do granicy z 1772 roku, „które Polska już posiada lub odzyska od Rosji drogą orężną lub dyplomatyczną”. Granica z Polską miała biec wzdłuż Zbrucza na południu i wzdłuż Prypeci na północy, kwestie rozgraniczenia w powiatach rówieńskim, dubieńskim i krzemienieckim nie została definitywnie rozstrzygnięta. Trzy dni później umowę polityczną uzupełniła konwencja wojskowa, wynegocjowana ze strony polskiej przez Walerego Sławka, najbardziej zaufanego współpracownika Naczelnika Państwa. Wojsko Polskie i siły zbrojne URL miały działać w zaplanowanej akcji na terenie prawobrzeżnej Ukrainy jako armie sprzymierzone – pod polskim naczelnym dowództwem. Polacy mieli wyekwipować trzy dywizje URL; Ukraińcy mieli prowiantować Wojsko Polskie na terenie Ukrainy.

Innych formalnych sojuszników Polska przed decydującym starciem z Rosją Sowiecką nie pozyskała. Owszem, Francja nie uchylała się od pomocy sprzętowej dla Wojska Polskiego i z daleka gotowa była „kibicować” jego działaniom. Wielka Brytania, pod rządami Davida Lloyd George’a wybrała drogę do porozumienia z Leninem. Stany Zjednoczone wycofały się całkowicie ze spraw europejskich, potwierdzały tylko swe konsekwentne stanowisko, by nie uszczuplać terytorium państwowego Rosji – czyli (w przypadku Polski) nie wychodzić poza linię Bugu. Mniejsze kraje, bezpośrednio sąsiadujące z Rosją Sowiecką, istotnie, tak jak przewidywał Piłsudski, nie dały się pozyskać do bliższej wspólpracy strategicznej z Polską. Wybierały, choćby tymczasową, zgodę z Moskwą.
Był jednak jeszcze jeden, potencjalny sojusznik, na którego pozyskaniu Piłsudskiemu zależało. Była to tzw. trzecia Rosja. Stanowili ją ci, nieliczni, Rosjanie, którzy chcieli za wszelką cenę walczyć z bolszewickim reżimem jako najgoszym złem dla swojej ojczyzny, ale zarazem gotowi byli oderwać się od sztywnej, imperialnej postawy „białej” Rosji, którzy odmawiali innym niż Rosja narodom niedawnego imperium Romanowów jakiegokolwiek prawa do decydowania o ich losie. Piłsudski szukał takich Rosjan, bo wiedział, że po militarnym pokonaniu Armii Czerwonej, potrzebny będzie – w najbardziej optymistycznym scenariuszu – polityczny partner w Moskwie, który będzie gotów przejąc odpowiedzialność za Rosję i zarazem zaakceptować niepodległość jej „zachodnich kresów” – z Ukrainą na czele. W styczniu 1920 roku nawiązał z tą właśnie myślą bezpośredni kontakt z Borysem Sawinkowem, słynnym niegdyś terrorystą w antycarskim ruchu rewolucyjnym, który od 1917 roku stał się jedną z czołowych postaci antybolszewickiej Rosji. Sawinkow organizował powstania chłopskie w Rosji centralnej, potem zabiegał o propagandowe wsparcie „białej” Rosji w Paryżu, wreszcie – zrezygnowany jej polityczną ślepotą i militarnymi klęskami – zwrócił się ku Piłsudskiemu jako ostatniej aktywnej sile walki z sowiecką władzą w Rosji. Sawinkow podjął od stycznia 19120 roku misję organizatora nowego rosyjskiego ośrodka politycznego, który mógłby patronować ochotniczym formacjom rosyjskim tworzonym u boku Wojska Polskiego. Równolegle, Piłsudski pozyskał do roli organizatora takich formacji, generała Stanisława Bułak-Bałachowicza, znakomitego kawalerzystę z prawdziwie Kmicicową fantazja, który służył w formacjach „białych” na pograniczu Estonii i Łotwy, by przejść na służbę Wojska Polskiego wraz z grupą oddanych sobie rosyjskich i białoruskich „kompanionów”.
Główną rolę w wielkiej grze o przyszłość Europy Wschodniej miało jednak odegrać Wojsko Polskie.

 



Źródło: