
Koniec z pozorami
Ileż to razy władze w Berlinie w ciągu ostatnich dwóch i pół roku rosyjskiej inwazji na Ukrainę swoimi decyzjami dawały do zrozumienia, że prędzej czy później Rosję trzeba dopuścić do głosu i stopniowo wznowić z nią współpracę?
Ileż to razy władze w Berlinie w ciągu ostatnich dwóch i pół roku rosyjskiej inwazji na Ukrainę swoimi decyzjami dawały do zrozumienia, że prędzej czy później Rosję trzeba dopuścić do głosu i stopniowo wznowić z nią współpracę?
Zmasowany rosyjski ostrzał Ukrainy, którego jesteśmy świadkami od wielu dni, to nic innego jak zemsta Kremla. Po pierwsze, za działania ukraińskiej armii w rosyjskim obwodzie kurskim i coraz częściej pojawiające się sugestie, że to nie ostatnie słowo Kijowa w tym temacie.
Nagły, ale na szczęście krótkotrwały pobyt w szpitalu, przypomniał mi, jak ważne jest nielekceważenie sygnałów wysyłanych przez własny organizm. Zwłaszcza gdy od lat człowiek mierzy się z różnymi dolegliwościami, a kolejne z nich zrzuca na karb przemęczenia, stresu czy panującego upału.
Wtargnięcie w polską przestrzeń powietrzną rosyjskiego obiektu wojskowego potwierdza, że Kreml systematycznie testuje zdolności obronne sąsiednich krajów i reakcję na pojawiające się zagrożenia.
Ukraina poinformowała o znaczącym zwiększeniu obecności militarnej białoruskiej armii przy wspólnej granicy. Chowając się pod pozorem manewrów, Alaksandr Łuka-szenka skoncentrował w obwodzie homelskim m.in. siły specjalne i całą gamę uzbrojenia, począwszy od czołgów, a kończąc na wyrzutniach rakietowych. Obecni są tam też najemnicy z byłej tzw. Grupy Wagnera.
Nie ulega wątpliwości, że trwająca już od ponad dwóch tygodni operacja na terenie rosyjskiego obwodu kurskiego to duże osiągnięcie Ukrainy. A jak sukces Kijowa, to równocześnie sromotna porażka Moskwy.
Stosowanie na szeroką skalę sztucznej inteligencji (AI) pokazuje nam, w jak kosmicznym tempie rozwija się otaczająca nas technologia. Techniki AI są wykorzystywane m.in. przy tworzeniu tzw. deepfake’ów, czyli łączenia obrazu, najczęściej ludzkiej twarzy, z dźwiękiem.
Od dawna monitoruję rosyjskojęzyczną część internetu i przyznam szczerze, że coraz mniej informacji tam zawartych jest mnie w stanie zaskoczyć. Przeczytałem jednak wypowiedź jednego z przedstawicieli rosyjskiej Cerkwi prawosławnej dla agencji RIA Novosti i ponownie muszę stwierdzić, że skala absurdu nie ma górnej granicy.
Litwa i pozostałe kraje bałtyckie stały się naturalnym wrogiem Rosji w nieogłoszonej oficjalnie wojnie z Zachodem już w 2008 r., gdy wraz ze śp. prezydentem RP Lechem Kaczyńskim do Tbilisi udali się litewski przywódca Valdas Adamkus oraz liderzy Łotwy i Estonii, by zademonstrować światu, że należy zatrzymać rosyjski imperializm. Kilka lat później prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė jako jedna z pierwszych osób na tak wysokim stanowisku nazwała Rosję państwem terrorystycznym, co ściągnęło na nią falę krytyki i oburzenia, że mogła w taki sposób przedstawić swojego sąsiada. Od wielu już lat Litwa systematycznie i konsekwentnie powtarza światu o zagrożeniach wynikających z rosyjskiego imperializmu – mówi w rozmowie z portalem Niezależna.pl dr Andžej Pukšto, litewski historyk i politolog z Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie.
Rosja przygotowuje się do zaatakowania państwa członkowskiego NATO. Na pierwszej linii są nie tylko kraje bałtyckie, ale także Polska. Niewykluczone, że do ataku może dojść jeszcze w tym roku - ostrzega w rozmowie z portalem Niezalezna.pl dr Jan Matkowski, wykładowca akademicki z Ukrainy. Zdaniem eksperta, rosyjskich prowokacji, takich jak dzisiejsza, będzie przybywać.