To ostatnie dni, by Kamala Harris i Donald Trump przekonali do siebie amerykańskich wyborców. Dlatego w zbliżającej się do finału kampanii oba sztaby coraz bardziej zaostrzają retorykę wobec rywala. Na razie lepiej wychodzi na tym były prezydent USA, który prowadzi w sześciu z siedmiu kluczowych tzw. swing states.
Na ostatniej prostej trwającej ponad rok kampanii wyborczej w USA temperatura polityczna rośnie z każdym dniem. Oba sztaby pracują nad tym, by przekonać nieprzekonanych wyborców. To ostatni moment, zważywszy na fakt, że różnice sondażowe między Kamalą Harris a Donaldem Trumpem są minimalne.
Pokazuje to m.in. średnia sondaży, opublikowana przez portal RealClearPolitics (RCP). W zestawieniu z wczoraj Trump prowadzi w sześciu z siedmiu tzw. swing states, czyli stanów wahających się (Arizona, Nevada, Wisconsin, Michigan, Pensylwania, Karolina Północna i Georgia). Wynik w nich ma kluczowe znaczenie dla ogólnego rezultatu wyborów. I o ile w Georgii przewaga Trumpa nad Kamalą Harris oscyluje wokół 2,3 proc., o tyle w Pensylwanii – stanie, w którym mieszka ok. 800 tys. wyborców polskiego pochodzenia, przewaga byłego prezydenta to zaledwie 0,4 proc. Wychodzi więc, że w tzw. swing states Trump prowadzi 6-1, a i tak to może się rychło zmienić, bowiem przewaga Harris w Michigan to zaledwie 0,3 proc.
Donald Trump zyskał przewagę także w kolejnym stanie - New Hampshire. Jeszcze dwa tygodnie temu prowadziła tu Harris. Tymczasem w badaniu przeprowadzonym przez Praecones Analytica Trump zyskał 50,2 proc. głosów poparcia. Z kolei Kamala Harris otrzymała 49,8 proc.
Kampania prezydencka w USA to także ostre ataki wymierzone w swojego rywala. Podczas wieców Donald Trump wielokrotnie nazwał Kamalę Harris "komunistką" oraz "towarzyszką Kamalą". Oczywiście działa to w obie strony. W ostatnich dniach sztab Kamali jak i ona sama nazwała byłego prezydenta "faszystą". Co ciekawe, podobne zarzuty pod adresem byłego prezydenta padły nie tylko ze sztabu Demokratów, ale także... byłych współpracowników jego administracji. John Kelly, sekretarz bezpieczeństwa krajowego oraz szef sztabu Białego Domu w administracji Trumpa powiedział w wywiadzie dla "The New York Times", że były prezydent "spełnia definicję faszysty”, dodając, że Trump ma "preferować dyktatorskie podejście do rządzenia”. Kelly później stwierdził też, że Trump miał mówić, że Adolf Hitler "dokonał pewnych dobrych rzeczy” a także, że "potrzebuje takich generałów, jakich miał Hitler”. Na ripostę Trumpa nie trzeba było długo czekać. W swoim wpisie na portalu Truth Social nazwał gen. Kelly'ego "totalnie zdegenerowanym".
Sporym echem odbił się też poniedziałkowy wiec Donalda Trumpa w Nowym Jorku w hali Madison Square Garden. Obóz demokratów również tutaj dopatrzył się rzekomych nazistowskich ciągot Trumpa. Kandydat Kamali Harris na wiceprezydenta, Tim Walz, stwierdził, że spotkanie Trumpa w MSG swoją retoryką i atakowaniem przeciwników przypominało nazistowski wiec, który odbył się w tym samym miejscu 20 lutego 1939 r. Podobne zarzuty wysunęła również Hillary Clinton, z którą Trump rywalizował w wyborach prezydenckich w 2016 r.
W trakcie spotkania ze swoimi sympatykami w Nowym Jorku (w którym Trump ma raczej nikłe szanse na zwycięstwo), kandydat Partii Republikańskiej ostrzegł m.in., że Kamala Harris doprowadzi do III wojny światowej. Były prezydent twierdził też, że zarówno Harris, jak i Biden są marionetkami "nikczemnych sił", "bezkształtnej grupy ludzi", którzy są "wrogami wewnętrznymi", bardziej niebezpiecznymi od zagranicznych wrogów Ameryki.
Co ciekawe, nazistowską narrację Walza i jego otoczenia oraz porównywanie wiecu Trumpa do spotkania nazistów sprzed 85 lat zburzyło zaledwie jedno zdjęcie. Widać na nim, że wśród tłumu sympatyków byłego prezydenta w Nowym Jorku pojawił się ocalały z Holokaustu, były więzień Auschwitz 94-letni Jerry Wartski.
Ostatnie dni kampanii z pewnością jeszcze bardziej podkręcą polityczną temperaturę w Stanach Zjednoczonych. Oba sztaby nie mogą zatrzymać się ani na moment, bo żaden z sondaży nie daje zarówno Kamali Harris jak i Donaldowi Trumpowi takiej przewagi, by móc odpuścić na finiszu.