GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Świat dez-informacji

Wygląda na to, że znaleźliśmy się – niemal wszyscy, ale o tym później – w położeniu żaby z anegdoty.

Wygląda na to, że znaleźliśmy się – niemal wszyscy, ale o tym później – w położeniu żaby z anegdoty. Ponoć nie sposób jej ugotować, wrzucając do wrzącej wody – natychmiast wyskoczy. Nie zareaguje jednak, gdy wodę w garnku będziemy powoli podgrzewać. Czujność żaby przez stopniowo pojawiające się miłe ciepełko zostanie skutecznie wyłączona i nawet nie zorientuje się ona, gdy zostanie kompletnie u-g-o-t-o-w-a-n-a.

Kim są wszyscy? Pod pewnymi względami cała ludzkość, ale bardziej interesuje mnie obóz reform w Polsce – rządzący naszym państwem, a także szeroko rozumiane środowisko, które kierunek zmian rozpoczętych w 2015 r. popiera, czyli pewnie większość czytelników „Gazety Polskiej”.

Niewidoczna łagodność

Anegdota ta powinna uczulić nas na pewien mechanizm o znaczeniu podstawowym, bo dotyczący warunków naszego przetrwania. Gdy organizm żaby wyczuwa niebezpieczeństwo, reaguje ona natychmiast. Gdy jednak jej umysł nie odbiera impulsów sygnalizujących, że dzieje się coś niedobrego – wtedy reakcji brak.

Ludzkie zdolności poznawcze również są zawodne. I dotyczy to też ogniw państwa, czyli instytucji zbierających informacje o otoczeniu, w którym państwo działa: administracji, tajnych służb, policji, pionów analitycznych. Zawodność ludzkiego poznania wiąże się z tym, że nasze umysły są przede wszystkim uczulone na rozpoznawanie nagłych zmian warunków otoczenia. Wyraźne zmiany budzą naszą czujność. Jednak gdy otoczenie przekształca się powoli, wtedy zmiany lekceważymy lub w ogóle ich nie dostrzegamy. Żaba ginie, gdy nie dostrzega, że istotny warunek otoczenia – poziom temperatury – znacząco się zmienił. Ginie, gdyż straciła kontakt z rzeczywistością.

Utrata kontaktu z rzeczywistością

Taka utrata to istne przekleństwo wielu władców. Sukcesy polityków (i to niezależnie, czy działają w ramach ładu autorytarnego czy demokratycznego) w ogromnej, chyba decydującej mierze zależą od tego, jak dobrze rozpoznają oni społeczne nastroje. Nastroje te zaś składają się z ludzkich wyobrażeń, przesądzeń – na przykład mówiących, co wolno, a czego nie wolno robić. Z ludzkich nadziei i oczekiwań – czego spodziewam się od innych, w tym właśnie od rządzących; czy oczekuję, że będę więcej zarabiała, czy nie. Z ludzkich lęków – co ze mną i z bliskimi będzie, jeśli stracę pracę; czy należy obawiać się wojny!

To od nastrojów zależy przyzwolenie na dalsze sprawowanie władzy. To od nastrojów zależy spokój społeczny. Ten spokój, bez którego pewnych reform instytucjonalnych nie sposób przeprowadzić. Kto ma władzę nad nastrojami, zyskuje władzę nad… władzą.

Nasza woda: przestrzeń informacyjna

Z ludzką przestrzenią informacyjną ostatnio stało się coś takiego, co żabie przydarzyło się z temperaturą wody. Jest na ten temat mnóstwo opracowań, analiz, ba, filmów, ale w sumie mało kto przyjmuje do wiadomości dalekosiężne konsekwencje nowej sytuacji.

Kiedyś przestrzeń informacyjną wyznaczało żywe ludzkie słowo. Wiadomości przepływały niemal wyłącznie dzięki kontaktom twarzą w twarz. Od wynalazku druku przez Jana Gutenberga (1398–1468) ludzka przestrzeń informacyjna istotnie się zmieniła. Twórcy idei mogli sobie smacznie spać, a tysiące czytelników książek i gazet na całym świecie pod wpływem ich pomysłów korygowało swój sposób myślenia. Kolejny przełom nastąpił wraz pojawieniem się telewizji. Zaczęto mówić o erze kultury wizualnej – zdolność przyciągania i przesterowywania ludzkiej wyobraźni przez ruchome obrazki – które w dodatku szybko nabrały kolorów – okazała się być ogromna. 

Zmiany przebiegały jednak powoli – najpierw przez tysiąclecia (od słowa do tekstu), potem przez stulecia (od słowa do druku), następnie przez dziesięciolecia (od gazety do telewizora). Mieliśmy czas dostosowywać się do nowych warunków. Ale taki powolny rytm zmian to już przeszłość. Era tworzenia nowej wiedzy i coraz szerszego dostępu do niej skończyła się. Wraz z Internetem, a zwłaszcza smartfonem (końcówką sieci, która trzyma cię na uwięzi 24 godziny na dobę), przyszła era zupełnie nowa.

Era dezinformacji

Do chwili Brexitu na Zachodzie głębokość zmian w sferze komunikacji dostrzegana była tylko przez niedużą grupę fanów i badaczy nowych mediów (w Polsce plusy na tym polu trzeba dopisać przy nazwisku „Eryk Mistewicz”). Od sukcesu Donalda Trumpa przebudzonych przybyło skokowo.

Co takiego się wydarzyło? Dostrzeżono, że nastąpiło przekształcenie natury obiegu informacji (z punktu widzenia wartości tradycyjnych powiemy: odkształcenie). Zaburzone zostały relacje między prawdą a fałszem. Między tym, co istotne a co nieistotne. Między tym, co duże a co małe. Między tym, co szybkie a co powolne. Między faktem i fikcją.

Dawniej kluczowy wpływ na społeczną przestrzeń informacyjną mieli dysponenci dużych pudeł rezonansowych – właściciele lub kontrolerzy stacji telewizyjnych lub całych konglomeratów medialnych. Wystarczyło, żeby któryś z gigantów tego środowiska wysłał sygnał, a szefowie mediów z różnych, zdawałoby się, klimatów politycznych uzgadniali, co nagłośnić, a co zamieść pod dywan. Nawet samo upowszechnienie się Internetu niewiele zmieniło, gdyż informacja niewygodna dla bogatych i potężnych często lądowała na małym, nikomu nie znanym portalu, bez większych szans na przedostanie się do głównego nurtu obiegu informacji. Trzeba było dużo zainwestować, by wpływać na nastroje mas.

W ostatnich kilku latach sprzężenie mediów społecznościowych ze smartfonami wywróciło sprawy niemal do góry nogami. Pomysłowy mem, skandalizujący filmik trafiające w ludzkie odruchy poznawcze są w stanie niemal z dnia na dzień przesterować ludzkie nastroje, sympatie polityczne na wielką skalę. Nie tylko pewne fakty trudniej ukryć, ale też pewne informacje – na przykład ważne dla państwa i biznesu – trudniej skutecznie nagłośnić, trudniej jest im przebić się w histerycznym infozgiełku.

Dziś w zalewie informacji coraz trudniej jest rozpoznać potencjalne efekty kaskadowe: sytuacje charakteryzujące się tym, że początkowo drobny impuls (niewinny, zdawałoby się, skandalik, ot taki tyci, tyci) nagle ogniskuje uwagę milionów internautów i wymusza poważne polityczne reakcje. Że na bardzo malutkim ogniu – jeśli tylko będzie płonął cały czas – można ugotować spory garnek z wodą pełen wesoło kumkających żab.

Przewagi autorytaryzmu

Nasze umysły stały się polem walki informacyjnej, której często w ogóle nie dostrzegamy. To może poważnie niepokoić. Wskażmy tylko na dwie powiązane ze sobą sprawy.

Po pierwsze, wiele wskazuje na to, że naturę nowej przestrzeni (dez)informacji o wiele wcześniej zrozumiały elity polityczne takich państw jak Rosja i Chiny. Właśnie w tych krajach powstały już jakiś czas temu nowoczesne maszyny do prowadzenia walki informacyjnej. Zachód jest na tym polu zacofany, a wnioski wyciąga z opóźnieniem. Druga sprawa jest ściśle związana z powyższą. Wygląda na to, że systemy autorytarne z samej swej natury są znacznie lepiej wyposażone, aby radzić sobie z oceanem dezinformacji niż systemy demokracji liberalnej.

Zatem o tym, kto i jak podgrzewa wodę w naszym garnku, będzie mój tekst kolejny.

 



Źródło: Gazeta Polska

#społeczeństwo informacyjne #Brexit

Andrzej Zybertowicz