Magdalena Ch. była z Rubcowem w rosyjskiej bazie wojskowej Czytaj więcej w GP!

„Wujsko i skarb” – czyli o trzeciomajowym dziele odbudowy Rzeczypospolitej

Na niewielkim Cmentarzu Kamionkowskim na warszawskiej Pradze znajduje się podwójny nagrobek, położony na miejscu pochówku generała Jakuba Jasińskiego oraz generała Tadeusza Korsaka.

Walery Eljasz „Król Stanisław August zaprzysięga Konstytucję 3 maja”
Walery Eljasz „Król Stanisław August zaprzysięga Konstytucję 3 maja”
Na niewielkim Cmentarzu Kamionkowskim na warszawskiej Pradze znajduje się podwójny nagrobek, położony na miejscu pochówku generała Jakuba Jasińskiego oraz generała Tadeusza Korsaka. O tym pierwszym uczą w szkołach, bo Jasiński stał się niejako symbolem obrony Warszawy 1794 r., a jego śmierć na szańcach praskich wpisać można w poczet najświetniejszych termopilskich zgonów bohaterów Rzeczypospolitej. Ten drugi jest znany nieco mniej
 
Korsak był członkiem Zgromadzenia Przyjaciół Konstytucji Rządowej, które powstało kilka dni po uchwaleniu Ustawy Rządowej z dnia 3 Maja 1791 i miało za zadanie utrzymanie i wdrożenie jej postanowień. Poza tym zapisał się w historii, jako jeden z dowódców pospolitego ruszenia na Litwie podczas insurekcji kościuszkowskiej. Stanął z bronią w ręku, gdy okazało się, że próba naprawy polskiego państwa tak rozwścieczyła Rosję, iż ta przy pomocy polskich zdrajców weszła z wojskiem do naszego kraju, doprowadzając do kolejnego rozbioru. Postać Korsaka wzrusza szczególnie, gdy sięgnie się po wspominki z czasów prac Sejmu Czteroletniego i uchwalania naszej pierwszej konstytucji. Takie, jak pamiętnik Juliana Ursyna Niemcewicza: „Wśród tłumu rozmaite czyniących wnioski jak głos przepowiadający Kasandry jakiej był głos cnotliwego posła wileńskiego Korsaka; codziennie prawie słyszeć się dawał w te słowa: »Wszystkie ustawy wasze niczym będą, jeśli nie opatrzycie wojska i skarbu«. Jak Kato wszystkie mowy swoje w senacie rzymskim kończył tymi słowy: »Delenda est Carthago«, tak i Korsak nasz po każdym głosie powtarzał akcentem litewskim: »Wujsko i skarb«. Dzieliliśmy i my z nim tę gorliwość z tą różnicą, iż przekonani, że nie dosyć na wojsku i skarbie, jeżeli anarchia zniszczoną i rząd wolny, stały i tęgi wprowadzonymi nie będą […] ”. W jednym akapicie obie troski o Rzeczpospolitą aż skrzą się temperamentnym blaskiem: i ta Korsaka, i ta Niemcewicza, przy czym wileński akcent owego „wujsko i skarb” za serce chwytają tych, co w pamięci mają zarówno Filaretów, jak i Piłsudskiego, który z tą samą „korsakowską” troską o przyszłe, odbudowywane Państwo Polskie mówił na temat żołnierza polskiego w dobie późniejszych walk o Niepodległość. „Wujsko i skarb” mogło dźwięczeć smutno i ponuro w uszach tych, którzy przez lat ponad sto cierpliwie czekali na spełnienie marzeń. To droga od jednego naczelnika do drugiego. Od Kościuszki do Piłsudskiego. Nowe ustawy rządowe, marcowa i kwietniowa z okresu wolnej ojczyzny, stały w blasku tej dawnej, pierwszej nie tylko w Polsce, lecz także na kontynencie europejskim.

Fundament państwa
Kiedy Jerzy Łojek, nieodżałowany, świetny historyk, pisał swoje prace dotyczące Konstytucji 3 maja, sięgnął także pamięcią do wieków wcześniejszych, w nich widząc źródła myślenia o państwie i prawie, które staje się onego państwa fundamentem. Refleksja odnosząca się do I Rzeczypospolitej była istotna – dotyczyła początków kształtowania się systemu prawno-państwowego, czyniącego z naszego kraju ewenement na skalę europejską, gdyż w dobie umacniania się absolutyzmu, nad Wisłą wyrastała potęga, w której suwerenem stawał się naród, powołujący na tron monarchów i wraz z przyznawaną koroną żądający dla siebie praw i wolności. I chociaż „obywatelskość” należało tu wiązać z pozostającą w mniejszości grupą szlachetnie urodzonych, to i tak ów wpływ narodu na władcę stanowił o wyjątkowości naszej ojczyzny. Rzecz jasna, że ten polski system niósł ze sobą nie tylko zupełnie nowatorskie pierwiastki, torując drogę współczesnym demokracjom, lecz także degenerował się i zmieniając wolność w samowolę, umożliwił sąsiadom wykorzystanie słabości, a w efekcie zniszczenie całego kraju. W opowieści o kształtowaniu się państwa polskiego trzeba jeszcze podnieść kwestię federacyjności oraz pewnego napięcia, jakie wytwarzało się między dwoma skrajnymi ideami: z jednej strony tą federacyjną, w której ogół szlachty winien podejmować decyzje dotyczące całego państwa, a z drugiej tą przyznającą więcej praw reprezentacji poszczególnych ziem. O tym napięciu można by mówić, sięgając do początków państwa Jagiellonów. „W dziejach Polski historyczny okres przemian i prób reformy ustrojowej, którego symbolem i najmocniejszym wyrazem stała się Konstytucja 3 maja – pisał Łojek w »Ku naprawie Rzeczypospolitej. Konstytucja 3 maja« – jest zjawiskiem o znaczeniu dla kształtowania świadomości społecznej narodu porównywalnym tylko z procesem tworzenia się wielkiej, a nigdy w pełni nie zrealizowanej, federacji ziem Polski, Litwy i Ukrainy. Trwał on prawie dwieście lat, od Unii w Krewie (1385) do Unii Lubelskiej 1569 roku, której skutki pozostawiły trwałe ślady nawet po rozbiorach, w wieku XIX i w początku XX wieku, a na postawę społeczeństwa polskiego wywierają wpływ po dzień dzisiejszy”.

A czy podobnie nie można by odnieść sporów, kłótni i wojen między oboma obozami, reformatorskim i zachowawczym z okresu uchwalania Konstytucji 3 maja do współczesnych problemów Polski? Czy paralela odnosząca się do obozu usiłującego wyciągać ojczyznę ze złego stanu za pomocą zdecydowanych reform oraz tego kontestującego, krzyczącego o „obronie praw i wolności”, a zarazem szukającego wsparcia za granicą nie wydaje się uprawnioną? To, co wtedy dzieliło, dzieli także obecnie: to diagnoza stanu rzeczy oraz uznawanie działań poprawiających kondycję państwa albo za świetne (reformatorzy), albo za uderzające w podstawowe, dawne wolności (targowiczanie, którzy występowali przecież w obronie liberum veto). Przy tym wszystkim dodać trzeba olbrzymią skalę manipulacji, zakulisowych gierek, grania na najmocniejszych nutach, krzyków, łez, propagandy i wpływów zagranicznych – przy których dzisiejsze kłótnie w sejmie, wrzaski opozycji czy rzucanie najgorszymi słowami w stronę rządu w trakcie obrad, stają się bardziej wytłumaczalne, pokazują, że w istocie po raz kolejny oglądamy podobny spektakl. Zmurszały system broni się przed naprawą, plując jadem.

Cyrk Suchorzewskiego
Weźmy takiego posła Suchorzewskiego: to ów mężczyzna z dzieckiem, którego widzimy na obrazie Matejki, jak pada w teatralnym geście przed grupą ludzi idących z królem Poniatowskim i marszałkiem Małachowskim do katedry świętojańskiej zaprzysięgać Konstytucję. Nie przypadkiem namalowana przez mistrza poza kojarzyć się może z Rejtanem ratującym kraj przed upadkiem i rozdzierającym szaty. W pojęciu Suchorzewskiego jego akt oporu wobec Konstytucji był dziełem czysto patriotycznym. A także wypowiadane na sali obrad sejmu groźby, dotyczące tego, że jeśli Uchwała Rządowa zostanie uchwalona, to on zabije swojego kilkuletniego synka (obecnego przy tym w Zamku i słyszącego, co wykrzykuje ojciec). Jak do tego doszło? Jak to się stało, że ktoś, kto najpierw wznosił okrzyki: „Bijmy Moskali”, stał się narzędziem w rękach późniejszych targowiczan? Otóż według relacji Niemcewicza był on wcześniej zapraszany na obiadki, na których spotykał się z hetmanem Franciszkiem Branieckim i posłem rosyjskim Jakowem Bułhakowem. A po jedzeniu grano w karty i traf chciał, że Jan Suchorzewski co rusz wygrywał. Takie miał „szczęście”! Wychodził z wygranymi rzędu 200 lub 300 czerwonych złotych! Zasypywano go też pochlebstwami, wynosząc pod niebiosa jego obywatelską postawę, mówiąc o patriotyzmie i innych cnotach, a na koniec przedstawiono sprawę tego, że sejmowa większość chce dokonać zamachu stanu i uchwalić konstytucję uderzającą w dawne szlacheckie wolności. „W tobie jednym, najgorliwszy z Polaków – mówił mu Braniecki – w tobie jednym nadzieja, że cios tak okropny nad Rzeczpospolitą odwrócisz; znajdziesz nas wszystkich dobrze myślących w pomocy; znajdziesz potężne ramię imperatorowej wesprzeć nas gotowe; bądź pewien, że monarchini ta, zazdrosna wpływu króla pruskiego do spraw polskich, ważnymi usługami pozyskać go nazad pragnie”. I tak zmącili w głowie posła, że ten wypalił: „Prędzej mnie umarłego wyniosą z izby – zawołał Suchorzewski – niżbym wolnych elekcji i uszczerbku w wolnościach naszych dopuścił”.

A potem odstawiał istny cyrk w Sejmie. Do końca wierzył w swoją słuszną postawę, i później nic złego nie widział w byciu na garnuszku Katarzyny. Zapewne, gdyby teraz odnaleziono w IPN jego, nieistniejącą oczywiście naprawdę, teczkę „tajnego współpracownika”, to krzyknąłby, że wszystko sfałszowano, a te czerwone złote, co setkami przynosił do domu, to… wygrana w karty.

A Bóg wtedy rękę poda…
W swojej genialnej „Zemście” mistrz Fredro taki napisał finał – obaj przeciwnicy, Cześnik i Rejent, stoją naprzeciwko siebie. W końcu podają sobie ręce. Wszyscy krzyczą: „Zgoda! Zgoda!”. Uścisk dłoni obu zwaśnionych sąsiadów komentuje Wacław: „Tak jest, zgoda / A Bóg wtedy rękę poda”. Musieli podobnie myśleć uczestnicy obrad sejmowych dnia 3 maja roku 1791, że gdy uda im się tę zgodę uzyskać, wtedy i „Bóg rękę poda”. Marszałek sejmowy upraszał o milczenie tych, którzy są za projektem. Poseł inflancki Zabiełło, mimo że przeciwnik silnej władzy królewskiej, błagał króla, by ten zaprzysiągł konstytucję. A na sali, najpierw cicho, a potem coraz głośniej, słychać było powszechne: „Zgoda! Zgoda! Zgoda!”.

Suchorzewski rzucił się, protestując do stóp tronu, błagał, skomlał i krzyczał o końcu wolności. Lecz w końcu ucichł, bo nastąpił moment najpiękniejszy… Biskup Turski zbliżył się do tronu z Ewangelią. „Co za wspaniały rozrzewniający widok – zanotował Niemcewicz – król stojący z wyciągniętą ręką na Ewangelii, przed nim szanowny kapłan, wokoło otaczający jak ojca swego naród, tysiące i tysiące rąk podniesione do góry, drżenie radości w okrzykach, rzewne łzy na wszystkich twarzach. […] Król skończywszy rzekł: »Juravi Deo non poenitebit me (Przysiągłem Bogu i żałować tego nie będę), kto kocha ojczyznę, niech idzie za mną do Świątyni Pańskiej i przysięgę tę powtórzy”.

Świadek wydarzeń, autor „Powrotu Posła”, zapisał jeszcze niezwykłe chwile w samej katedrze św. Jana – napięcie malujące się na twarzach przedstawicieli cechów i radość zebranego tłumu. Tylko wyobrażać sobie można, co czuli, słuchając tej pięknej przysięgi na nowe prawo, które miało wydźwignąć Polskę z upadku i pchnąć na dobrą drogę. Wojsko, skarb, sprawa miast czy brak liberum veto i rezygnacja z wolnej elekcji – to była istna rewolucja, wywrócenie systemu do góry nogami. Pierwsza europejska konstytucja stawała się faktem. Ale też niektóre z zapisanych w niej praw mogłyby budzić zdumienie ludzi nieobeznanych z faktycznym stanem Rzeczypospolitej – czy w istocie nie są to ruchy wsteczne? Tak próbowała to przedstawić Targowica, rzucając chwytliwe hasła o zabieraniu wolności. Jednak zarówno sprawa liberum veto, jak i rezygnacji z wolnej elekcji brała się po prostu z trafnej diagnozy przyczyn choroby. Konstytucja była więc pragmatyczna i zamiast wierności dawnej, ułomnej literze prawa na plan pierwszy wysuwała wolę narodu, który chciał ratować i naprawiać upadające państwo. I to – instynktownie – czuli uczestnicy uroczystego zaprzysiężenia w katedrze. Tymczasem w izbie, w której niedawno obradowano, „tak przed chwilą napełnionej, nie zostało, jak kilkunastu moskiewskich stronników, błąkających się w odurzeniu, w ciemności, jak umysłów, tak miejsca”.

To stało się wyzwaniem, rodzajem pytania, na jakie musieli sobie odpowiadać także Polacy z przyszłych pokoleń – z kim chcesz być? Czy z tymi, co w katedrze, przed świętym ołtarzem roniąc łzy, dziękują Bogu za natchnienie służące ratowaniu ojczyzny? Czy w ciemnej izbie, gdzie po kątach siedzą zgorzkniali ludzie, przeżuwając gorycz porażek i szukający okazji do zemsty, nawet jeśli by się to wiązało z poświęceniem tej, której usta mają fałszywie pełne – Ojczyzny – na ołtarzu nie Bożym, lecz własnych ambicji?

A wielka sprawa trwała...
Jakaż radość była, gdy uchwalono konstytucję! Tak dalej pisał przyszły adiutant Kościuszki: „Jak mało w dziejach narodów jest dni takich, gdzieby tysiące i tysiące ludzi, stolica, co mówię, naród cały, poddawały się uniesieniom najwyższej radości! Takim był dzień trzeciego maja; każdy widział w nim niknące do ostatka chmury nawałnic, które nami tak długo miotały, i na czystym niebie powstającą zorzę przyszłych pomyślności naszych”.

Niestety, krótka to była radość. Nadciągnęły chmury. Kolejny rozbiór. I znowu wojna. A potem… Rzeź Pragi. Tysiące ciał bezimiennych nigdy nie pogrzebano. Niemcewicza wraz z Kościuszką wywieziono do Petersburga. A wiele lat później położono na cmentarzyku płytę nagrobną generała Jasińskiego i posła Korsaka. Można by, zamiast długich słów, zapisać Korsakowi tylko lakońskie – „Wujsko i skarb”. Dwa słowa wdzięczności. Wdzięczności, bo sprawa konstytucji nie była przegrana. Tylko na chwilę poległa pod moskiewskim bagnetem. Trwała jednak, pamiętana w kolejnych rocznicach. Aż wybuchła z wielką mocą, niepodległa, w dniu 11 listopada 1918 r.
 
Tekst pochodzi z dodatek specjalnego do „Gazety Polskiej” z okazji 225. rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja.

 



Źródło: Gazeta Polska

Tomasz Łysiak