Premier Bawarii Horst Seehofer postanowił wykorzystać poważne kłopoty Angeli Merkel i zaczął otwarcie ją atakować. Najpierw wysłał do kanclerz list – który jest odczytywany jako jawna prowokacja – a teraz wbrew jej woli zamierza pojechać do Moskwy, aby spotkać się tam z Władimirem Putinem. Merkel z kolei – jak nakręcona – ciągle mówi o konieczności przyjmowania islamskich imigrantów, także przez kraje Europy Środkowej i Wschodniej.
Niemieckie media piszą, że działania Seehofer to więcej niż prowokacja.
Twierdzą wręcz, iż trwa już otwarta wojna na szczytach koalicji CDU-CSU. Premier Bawarii i jednocześnie szef CSU Horst Seehofer, wbrew sankcjom unijnym nałożonych na Rosję, ani nie zważając na protesty wewnątrz kraju i na fakt, iż w ostatnich dniach wybuchły ostre napięcia dyplomatyczne na linii Berlin-Moskwa (rosyjskie media cynicznie wykorzystują przypadek 13-letniej Lisy F. do szerzenia antyniemieckiej propagandy) zamierza pojechać do Rosji i spotkać się z Putinem.
Informacja o podróży Seehofera natychmiast wywołała ostre reakcje, zarówno całego obozu rządzącego, siostrzanej CDU, jak i opozycji. Politycy nie przebierają w słowach, nazywając samodzielne decyzje bawarskiego polityka działaniem dywersyjnym. –
Politykę zagraniczną państwa prowadzi się na razie w Berlinie, a nie w Monachium – powiedziała w jednym z wywiadów przewodnicząca partii SPD, dodając, że ma nadzieję, iż po powrocie Seehofer nie napisze do kanclerz jeszcze jednego listy, tym razem żądając zmiany niemieckiej polityki wobec Rosji. Również politycy CDU krytykują decyzję o spotkaniu z Putinem. Specjalista ds. polityki międzynarodowej w tej partii, Roderich Kiesewetter ostrzegł Seehofera, że jego działania są skierowane przeciwko Angeli Merkel i sprzyjają rosyjskiemu prezydentowi. Sekretarz generalna współrządzącej w Niemczech SPD, Kataryna Barley, uznała zachowanie Seehofera za niepokojące. –
W tej chwili jest to kierunek przeciwko siostrzanej partii, przeciwko własnej kanclerz – stwierdziła.
Jednak w Bawarii Horst Seehofer wcale nie jest odosobniony w swoich poglądach, bowiem murem za nim stoi większość Bawarczyków, oraz politycy CSU, czego dowiódł były premier tego landu Edmund Stoiber.
Zarzucił Merkel, że jej polityka imigracyjna jest nie tylko błędna, ale także szkodliwa, bowiem dzieli społeczeństwo. Bawaria wystąpiła przeciwko kanclerz, ponieważ to właśnie ten land jak na razie ponosi największe straty w wyniku niekontrolowanego napływu imigrantów. W dalszym ciągu najwięcej cudzoziemców przedostaje się do Niemiec przez granicę austriacko-niemiecką – czyli wprost do Bawarii. Tamtejsze samorządy borykając się z niedoborem kadr oraz pieniędzy nie dają rady zagospodarować tak wielkiej rzeszy „uchodźców”. Nastąpił bunt i dlatego premier Bawarii wysłał list do Merkel stawiając ultimatum. Teraz albo kanclerz przyjmie bawarskie warunki, albo zostanie pozwana do Trybunału Konstytucyjnego, co w konsekwencji może zerwać koalicję.
I choć koalicja porozumiała się w sprawie zaostrzenia prawa azylowego oraz postanowiono wprowadzić ograniczenia dla uchodźców, jeśli chodzi o możliwości w przyszłości łączenia ich rodzin, Angela Merkel ma nadal kłopoty. Zdaniem ekspertów, z zaprezentowanego przez nią nowego planu w zasadzie niewiele wynika. Według nich, trudno nazwać rozsądnym rozwiązaniem problemu zapowiedź odesłania imigrantów do domów natychmiast po zakończeniu wojny w Syrii i Iraku.
Niemiecka kanclerz ponownie zamierza więc zmuszać inne kraje unijne do przyjmowania „uchodźców”. –
Nie mogę uwierzyć, że 500-milionowa Unia Europejska nie może przyjąć u siebie jednego miliona uchodźców – powiedziała Merkel na partyjnym spotkaniu w Neubrandenburgu.
Jej zdaniem, Europa nie powinna zamykać się przed uchodźcami. Kanclerz ponowne będzie naciskała na kraje Europy Środkowej i Wschodniej, aby przyjęły u siebie imigrantów, o czym mogą świadczyć jej słowa wypowiedziane w Neubrandenburgu. –
Ja mogę zrozumieć, że kraje wschodnioeuropejskie nie chcą być obciążone kryzysem imigranckim w takiej samej mierze jak na przykład Niemcy, ale kiedy kraj unijny odmawia przyjęcia islamskich uchodźców, to wtedy narusza uznawane wspólne wartości – stwierdziła Merkel i dodała już do swoich obywateli: –
Nie można i nie wolno twierdzić, że islamscy uchodźcy nie mają prawa przybywać do Niemiec. Nie można obnosić się ze swoimi wartościami, ale kiedy ktoś potrzebuje pomocy, wtedy nie wolno jej odmawiać.
Czyli nic się nie zmieniło – Merkel pozostaje przy swoim zdaniu i ani myśli o zmianie narzuconej przez siebie zgubnej dla Europy – jak twierdzi większość – polityki imigracyjnej.
Źródło: niezalezna.pl
Waldemar Maszewski