Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

TYLKO U NAS! Tak działał TW „Mikołaj” – fragment książki „Konfidenci”

Niedawno odbyła się premiera najnowszej książki wydawnictwa Editions – Spotkania zatytułowanej „Konfidenci”.

zbiory autora
zbiory autora
Niedawno odbyła się premiera najnowszej książki wydawnictwa Editions – Spotkania zatytułowanej „Konfidenci”. Nad ponad siedmiuset stronicową pozycją pracowali historycy Sławomir Cenckiewicz, Witold Bagieński oraz ekspert ds. służb Piotr Woyciechowski. Publikacja nawiązuje do wydanej zaraz po obaleniu rządu Jana Olszewskiego, w 1993 roku, niskonakładowej książki „Konfidenci są wśród nas” autorstwa Michała Grodzkiego (pseudonim Tomasza Tywonka, rzecznika ówczesnego ministra spraw wewnętrznych). My prezentujemy fragment autorstwa Piotra Woyciechowskiego, dotyczący Wojciecha Świdnickiego, TW o pseudonimie „Mikołaj”.
 
Ukadrowienie przez UOP agentury organów bezpieczeństwa państwa PRL na przykładzie działalności opozycyjnej i przebiegu współpracy z SB Wojciecha Świdnickiego

Wojciech Świdnicki to znany działacz podziemnego NZS w Warszawie i członek Tajnego Zarządu NZS UW im. Józefa Piłsudskiego w latach 1983–1988. Członek NZS Wydziału Prawa i Administracji UW od 1981 roku. Ikona warszawskiego środowiska NZS. Uczestnik i organizator różnych ulicznych akcji tzw. kadrówek: manifek, happeningów, sitingów. Organizator znanej akcji wejścia na wiatę przystanku tramwajowego w trakcie wizyty przywódcy ZSRS Michaiła Gorbaczowa w Warszawie (11 lipca 1988) i rozwieszenia transparentów o wciąż aktualnej treści: „Żądamy prawdy o Katyniu” i „Żądamy odszkodowań za deportacje 1939–1941”. Pracownik podziemnego wydawnictwa „Pokolenie”, korespondent podziemnego pisma „Tygodnik Mazowsze”. Uczestnik strajków studenckich i strajku w Stoczni Gdańskiej w maju 1988 roku oraz w kopalniach śląskich w sierpniu 1988 roku. W okresie kampanii do sejmu kontraktowego krótko pracował w „Gazecie Wyborczej” jako dziennikarz.

Po powołaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego i rozwiązaniu Służby Bezpieczeństwa, za namową Piotra Niemczyka wstąpił do organizowanego Urzędu Ochrony Państwa. Z UOP odszedł w grudniu 1994 roku. Służył jako funkcjonariusz w Biurze Analiz i Informacji – jednostce flagowej na pokładzie UOP, zorganizowanej przede wszystkim dla ludzi z nowego naboru. Wstąpił do UOP z całą grupą działaczy warszawskiego podziemia studenckiego, m.in. z Olgą Iwaniak, Andrzejem Papierzem, braćmi Winkami – Tomaszem i Jackiem (po zmianie nazwiska na nazwisko żony Gawryszewski, obecnie zastępca szefa ABW) i Markiem Wiewiorowskim. Powodem rezygnacji z pracy w UOP miało być ogólne rozczarowanie bezowocną działalnością urzędu. Po odejściu ze służby związał się zawodowo z Piotrem Niemczykiem. Przez kolejne prawie 10 lat pracowali we wspólnie prowadzonej wywiadowni gospodarczej.


W kolejności od prawej  b. funkcjonariusze UOP: Wojciech Świdnicki i Andrzej Papierz (obecnie dyplomata, b. Ambasador RP w Bułgarii). Zdjęcie wykonano w pomieszczeniach służbowych UOP w Warszawie w 1991 roku. Fot. w zbiorach autora.

Wojciech Świdnicki urodził się w 1961 roku w Żaganiu, jednak całe swoje dzieciństwo i młodość spędził w Pułtusku. Tu skończył Szkołę Podstawową oraz Liceum Ogólnokształcące. Był wychowywany przez matkę i babkę. Rodzice rozeszli się po tragedii, do jakiej doszło w rodzinie tuż przed jego urodzeniem. Ta szczególna więź jedynaka z matką została później bezwzględnie wykorzystana przez SB. Matka Wojciecha Marianna Świdnicka była bezpartyjną sędzią Sądu Rejowego w Pułtusku. W roku 1987 w akcie odwetu za działalność podziemną swego syna została pozbawiona pełnionej funkcji Prezesa Sądu Rejonowego. Nie odeszła z zawodu. Sądziła praktycznie do końca, aż do momentu zagadkowej śmierci samobójczej. 24 lipca 1989 roku zwłoki Marii Świdnickiej wyłowiono z rzeki Narew w basenie portowym w pobliżu Domu Polonii w Pułtusku. Do dzisiaj wspominana jest jako bardzo dobry prawnik i życzliwa ludziom osoba.

W dniu 9 maja 1980 roku, przed obchodzonymi w Pułtusku oficjalnymi uroczystościami święta Dnia Zwycięstwa, odkryto na murach budynku Komitetu Miejskiego PZPR i Miejskiej Rady Narodowej napisy namalowane farbą: „Katyń”. Podobny napis o treści „Katyń pomścimy” namalowano na obelisku zlokalizowanym na Cmentarzu Żołnierzy Armii Sowieckiej. W następnych dniach rozrzucono na rynku sporządzone własnoręcznym pismem ulotki (klepsydry) nawiązujące do 40. rocznicy zbrodni katyńskiej. Autorzy ulotek przypominali mieszkańcom o dokonanym mordzie oraz nawoływali do modlitwy za dusze poległych. Sprawcą tego czynu, wymierzonego – jak napisano w dokumentach SB – przeciwko podstawom sojuszu polsko-radzieckiego – był Wojciech Świdnicki wraz z dwójką uczniów z IV LO w Pułtusku. Akcja ta rozwścieczyła wojewódzkie władze partyjne. SB rozpoczęło poszukiwanie sprawców na skalę dotąd niespotykaną. O rozmiarach zakrojonych przez SB działań niech świadczy fakt, iż dla zidentyfikowania poszukiwanych osób pobrano próbki pisma od 1793 osób, głównie młodzieży szkół zawodowych oraz licealnych i przekazano je do Zakładu Kryminalistyki KG MO w celu wykonania ekspertyz grafologicznych. Wykorzystano łącznie 93 osobowe źródła informacji pozostające wówczas na kontakcie Służby Bezpieczeństwa. Zwerbowano do współpracy także jednego z nauczycieli języka niemieckiego w IV LO (okazał się nim być Andrzej Kołakowski, zarejestrowany pod nr ew. 1768 jako TW „Krzysztof”) w celu uzyskiwania potrzebnych charakterystyk uczniów podejrzewanych o wyrób i kolportaż ulotek. Objęto kontrolą operacyjną wszystkie znane SB rodziny z terenu Pułtuska, których członkowie zostali w 1939 roku wywiezieni przez Sowietów na wschód i straceni. Zaangażowano nawet do akcji poszukiwawczej organy kontrwywiadu wojskowego, ze względu na zlokalizowaną wówczas w tym mieście 1. Dywizję Zmechanizowaną LWP.

Już wtedy Wojciech Świdnicki jako uczeń III klasy stał się głównym figurantem sprawy operacyjnego rozpracowania o krypt. „Bakan”, wszczętej w celu ujawnienia sprawców napisów. Jego sprawstwo zostało przez SB ustalone i udowodnione. Jednakże ze względu na klimat polityczny kraju po powstaniu „Solidarności” oraz zapewne na fakt, iż podejrzewanym o sprawstwo okazał się być także Andrzej Chmielewski – syn sekretarza KW PZPR w Ciechanowie, odstąpiono od pociągnięcia ich do odpowiedzialności karnej. Sprawa zakończyła się tylko rozmową ostrzegawczą przeprowadzoną przez oficerów SB z Wojciechem Świdnickim. W wydanej przez IPN pozycji książkowej pt. Pokolenie 82–90. Niezależne Zrzeszenie Studentów na UW we wspomnieniach (1982–1990) Wojciech Świdnicki, jeden z najważniejszych bohaterów tej publikacji, tak wspomina tę sytuację: „(…) w 1981 r. bezpieka jeszcze do mnie przychodziła, mimo że trwał karnawał «Solidarności». Teraz sobie przypominam rozmowę, kiedy oficer, który u mnie był [w domu – przyp. autora], przestrzegał mnie, żebym się pilnie uczył, bo jak obleję maturę – a w tamtym roku zdawałem maturę – to będę mówił potem, że to wina Służby Bezpieczeństwa. A ja bym powiedział, że było zupełnie odwrotnie: wspomniane doświadczenie ze Służbą Bezpieczeństwa – oni przecież przesłuchiwali nauczycieli, zabierali nas z domów – spowodowało, że nauczyciele zaczęli mieć do mnie stosunek bardzo opiekuńczy. Ja nie byłem dobrym uczniem, raczej dość kłopotliwym, z wieloma przedmiotami sobie nie raziłem, szczególnie ze ścisłymi, być może więc, gdyby nie SB, miałbym kłopoty. A tak, po prostu zaczęto mnie traktować z wielką wyrozumiałością, pomagać mi”.

W wieku maturalnym Wojciech Świdnicki marzył o pozostaniu zawodowym żołnierzem. Zafascynowany był postacią marszałka Piłsudskiego oraz wojną polsko-bolszewicką. Po ukończeniu nauki w szkole średniej aplikował nawet do jednej z wyższych wojskowych szkół oficerskich (Wojsk Pancernych w Poznaniu). Bezskutecznie. Ostatecznie, podczas karnawału „Solidarności” w 1981 roku dostał się na Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Wstąpił do Niezależnego Zrzeszenia Studentów i brał udział w organizowanych strajkach na uniwersytecie. 13 grudnia 1981 roku gen. Wojciech Jaruzelski wprowadził w kraju na bazie przygotowanych przez towarzyszy sowieckich planów operacyjnych stan wojenny.

W początkach stycznia 1982 roku władze rozwiązały NZS. Wojciech Świdnicki bezgranicznie zaangażował się w działalność konspiracyjną. Wtedy poznał swojego przyszłego przełożonego w UOP, Piotra Niemczyka – wówczas redaktora wydawanego przez Region Mazowsze NSZZ „Solidarność” serwisu informacyjnego SIS. Wszystko kosztem nauki. Niestety, nie będzie mu dane ukończyć studiów prawniczych. Lata 1986–1987 zwiastowały już w Polsce nadchodzący przełom polityczny. W lipcu 1986 roku Sejm PRL uchwalił ustawę o szczególnym postępowaniu wobec sprawców niektórych przestępstw. Na mocy tej ustawy zostali zwolnieni m.in. Bogdan Lis, Adam Michnik, Władysław Frasyniuk, Zbigniew Bujak i Czesław Bielecki. 11 września 1986 roku minister SW gen. Czesław Kiszczak zwrócił się z wnioskiem do Prokuratora Generalnego PRL o uwolnienie więźniów politycznych (za wyjątkiem skazanych za szpiegostwo, ujawnienie tajemnicy państwowej i czyny o charakterze terrorystycznym). W ciągu kilku następnych dni więzienia opuściło ponad dwustu działaczy m.in. „Solidarności” i KPN-u. Na jesieni tegoż roku Zbigniew Bujak wezwał pub licznie do ujawniania wobec władz PRL struktur podziemnych „Solidarności”.

Wojciech Świdnicki został pozyskany do współpracy 7 września 1986 roku przez mjr. Juliana Lewandowskiego – Naczelnika Wydziału III WUSW w Ciechanowie, w wyniku zakrojonej na szeroką skalę akcji aresztowania pułtuskich działaczy NZS oraz NSZZ „Solidarność” (tzw. wpadka Pułtuska). W ramach tejże akcji zatrzymano i aresztowano między innymi: Adama Ambroziaka, jego starszego brata Andrzeja, Krzysztofa Milewskiego, Sławomira Latka, Wojciecha Mieszkowskiego oraz Marka Zielińskiego. Z punktu widzenia ciechanowskiej bezpieki akcja zakończyła się pełnym sukcesem. Nie dość, że sparaliżowano działalność struktur podziemia w Pułtusku i w okolicznych miejscowościach, zwerbowano do współpracy jednego z najbardziej aktywnych i wpływowych członków kierownictwa NZS UW im. Józefa Piłsudskiego, to jeszcze wskutek operacji udało się pozyskać do współpracy kilka innych prominentnych osób ze środowiska miasta Pułtuska. Przykładowo oprócz Świdnickiego w tym samym czasie pozyskano innego zatrzymanego Andrzeja Ambroziaka (TW „Klucz”, nr ew. 5469), a niedługo później jego ojca Kazimierza (TW „Szczygieł”, nr ew. 5502). Wojciech Świdnicki został zarejestrowany w ewidencji operacyjnej SB w dniu 24 września 1986 roku pod numerem 5467 jako tajny współpracownik o ps. „Mikołaj”. Wykorzystywano go w ramach prowadzonych przez SB spraw operacyjnych o kryptonimach „Biblioteka” nr ew. 4734 oraz „Narew” nr ew. 5483. Zachowała się Teczka Personalna i Pracy Tajnego Współpracownika. 


Własnoręcznie sporządzone i podpisane przez Wojciecha Świdnickiego zobowiązanie do współpracy z SB (AIPN BU 001161/1214 mf).
 
W teczce personalnej znajdują się oryginały jego zobowiązania do współpracy z SB, pokwitowanie odbioru 5000 zł oraz własnoręcznie sporządzone i podpisane oświadczenia o działalności opozycyjnej. W teczce pracy TW „Mikołaj” zachowały się własnoręcznie sporządzone donosy oraz stenogramy ze spotkań i rozmów z oficerem prowadzącym w lokalach konspiracyjnych SB. W pierwszym swoim własnoręcznie sporządzonym donosie dla SB z dnia 7 września 1986 roku TW „Mikołaj” wsypał prawie cały skład tajnego zarządu NZS UW im. Józefa Piłsudskiego z lat 1982–1986: Radosława Świtkiewicza, Barbarę Chadaj, Zbigniewa Rutkowskiego, Marka Kowalczyka, Cezarego Orłowicza, Pawła Porucznika, Tomasza Ziemińskiego, Jana Szczerbę, Witolda Przytockiego oraz Wojciecha [Nachiło – przyp. autora]. Prawie wszystkich precyzyjnie scharakteryzował. Na 8 stronach pierwszej Informacji operacyjnej dla SB wymienił z imienia i nazwiska 19 osób działających w różnych strukturach podziemia. W kwestionariuszu osobowym pozyskanego Tajnego Współpracownika mjr Julian Lewandowski charakteryzował motywy wyrażenia zgody na niejawną współpracę z SB w sposób na stępujący: „kandydat zdaje sobie sprawę ze swej działalności w strukturach konspiracyjnych. Emocjonalnie silnie związany z matką (wychowany przez nią bez ojca). Obawia się o pozycję zawodową matki, która pełni funkcję prezesa Sądu Rejonowego w Pułtusku. Propozycja [dla kandydata – przyp. autora]: 1. Niewyciąganie konsekwencji służbowych wobec matki – zmniejszenie wrogiej działalności, 2. Konspiracja przez otoczeniem – członkami grupy”.

W swoim własnoręcznie sporządzonym w dniu 7 września 1986 roku zobowiązaniu do współpracy z SB, TW „Mikołaj” zobowiązał się do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa w zakresie zwalczania wrogiej i przestępczej działalności politycznej, oraz do realizowania stawianych mu zadań, a uzyskiwane informacje miał przekazywać w formie pisemnej, używając dla zachowania konspiracji wybranego przez siebie pseudonimu „Mikołaj”. Ponad tą standardową formułą, TW w swoim zobowiązaniu od siebie dodał: „Jednocześnie świadom jestem, że dotrzymanie wzajemnej umowy zależne jest od zachowania lojalności oficera ze mną współpracującego”. Tego samego dnia TW „Mikołaj” pobrał od oficera prowadzącego za pokwitowaniem kwotę 5000 zł tytułem zwrotu kosztów związanych z odbywaniem przyszłych spotkań. Ze względu na uplasowanie matki TW w struktur ze wymiaru sprawiedliwości PRL, zgodę na werbunek musiał wyrazić szef wojewódzkiej SB. W teczce personalnej TW odnotowano imienną zgodę – płk. Bazylego Białokozowicza – ówczesnego Zastępcy ds. SB Szefa WSUW w Ciechanowie. W raporcie z pozyskania TW do współpracy mjr Lewandowski z satysfakcją stwierdził, iż podczas rozmowy werbunkowej uzyskał informacje dotyczące działalności TKW NSZZ „Solidarność” w Pułtusku, składu personalnego kierownic twa NZS im. Józefa Piłsudskiego Uniwersytetu Warszawskiego, wydawnictwa „Pokolenie” oraz informacje o akcjach kolportażu ulotek przy użyciu wyrzutników na terenie Warszawy i Pułtuska.

Na marginesie zauważyć należy, że po ujawnieniu w środowisku faktu współpracy Wojciecha Świdnickiego z SB, głębokie zakłopotanie jego kolegów z podziemia wywołał wybrany przez niego pseudonim tajnego współpracownika. Pseudonimem konspiracyjnym „Mikołaj” posługiwał się bowiem w tym samym czasie w działalności podziemnej NZS Tomasz Ziemiński.

Z oficerem prowadzącym TW „Mikołaj” spotykał się łącznie sześć razy, w tym czterokrotnie w specjalnie do tego przygotowanych pokojach Hotelu „Grand” i „Novotel” w Warszawie. Rozmowy były nagrywane (prawdopodobnie spotkania rejestrowano również na video). Z taśm spisywano stenogramy. TW „Mikołaj” miał także co najmniej dwa spotkania kontrolne z płk. Romualdem Szczerbińskim – Naczelnikiem Wydziału III Departamentu III SB MSW (wrócił właśnie z Moskwy, gdzie służył w Grupie Operacyjnej „Wisła”). Ostatnie udokumentowane spotkanie konspiracyjne odbyło się w dniu 4 listopada 1986 roku w Hotelu „Novotel”. Poza teczką personalną i pracy zachowały się także pełne zapisy w ewidencji operacyjnej SB, w tym także w systemie komputerowym ZSKO. TW „Mikołaj” został formalnie wyeliminowany z sieci agenturalnej SB dopiero 27 września 1989 roku ze względu na – jak podano – odmowę współpracy. Nie wiadomo dokładnie, co działo się pomiędzy końcem roku 1986 a wrześniem 1989 roku, czy w ogóle dochodziło do kontaktów Wojciecha Świdnickiego ze Służbą Bezpieczeństwa. Prawdopodobnie Świdnicki zrewidował swoją decyzję i zaprzestał dobrowolnej współpracy z SB ze względu na niedotrzymanie ze strony bezpieki obietnicy pozostawienia w spokoju jego matki pełniącej wówczas funkcję Prezesa Sądu Rejonowego w Pułtusku.

W marcu 1987 roku Marianna Świdnicka została pozbawiona tej funkcji. Była to retorsja władz partyjnych i Sądu Wojewódzkiego w Warszawie za działalność opozycyjną syna. Nie pozbawiono jej jednak prawa do wykonywania zawodu sędziego i jako przewodnicząca Wydziału Cywilnego nadal sądziła w sprawach cywilnych. Wojciech Świdnicki był zbyt cennym nabytkiem, by tak po prostu ciechanowska SB mogła z niego zrezygnować. Ppłk Julian Lewandowski, oficer prowadzący TW „Mikołaj”, tak oto uzasadnił we wrześniu 1989 roku powód wyeliminowania TW z sieci operacyjnej SB:  „TW pozyskany do współpracy w toku realizacji sprawy operacyjnego rozpracowania krypt. «Biblioteka». Warunkiem wyrażenia zgody na współpracę było nie wyciąganie konsekwencji w stosunku do jego matki pełniącej wówczas obowiązki prezesa Sądu Rejonowego w Pułtusku. W wyniku podjętych przez Prokuraturę Wojewódzką działań wobec matki TW odwołana została z zajmowanego stanowiska oraz z funkcji sędziego [co nie było prawdą – przyp. autora]. Po tym fakcie [który miał miejsce w marcu 1987 r. – przyp. autora] TW kategorycznie odmówił dalszej współpracy. Bezskuteczne okazały się działania mające na celu zmuszenie go do współpracy. W bieżącym roku matka TW popełniła samobójstwo [jej ciało wyłowiono z rzeki Narwi w dniu 24 lipca 1989 r. – przyp. autora]. W tej sytuacji podjęcie i zmuszenie TW do współpracy jest niemożliwe”.

Po pierwsze, kwestia okoliczności śmierci Marii Świdnickiej budzi wiele uzasadnionych wątpliwości i kontrowersji. Oficjalna wersja śledztwa jako przyczynę śmierci kobiety podaje utonięcie w wyniku samobójstwa z powodów osobistych. Jednak przeczą temu proste, zauważalne w tym czasie fakty: uznanie i sympatia otoczenia, stabilna i dobrze płatna praca, bardzo dobre relacje z synową, pojawienie się w tym samym roku w jej życiu jedynej wnuczki, obserwowane i odczuwalne pozytywne zmiany polityczne w Polsce po wyborach czerwcowych 1989 roku. Marianna Świdnicka była głęboko wierzącą i praktykującą katoliczką, bezkonfliktową, typem samotnika. Ponadto wykluczono ponad wszelką wątpliwość oznaki choroby psychicznej czy symptomy śmiertelnej choroby. Wątpliwości co do wiarygodności oficjalnej wersji śledztwa pogłębia także panująca w judykaturze pułtuskiej atmosfera wokół okoliczności śmierci Świdnickiej. Po upływie 25 lat praktycznie wszyscy prokuratorzy i funkcjonariusze MO biorący udział w bezpośrednich czynnościach po wyłowieniu z rzeki ciała denatki zasłaniają się niepamięcią bądź wprost kłamią, zaprzeczając (wbrew zachowanym dokumentom) swemu osobistemu udziałowi w śledztwie. A śledztwo to zamknięto już po upływie trzech miesięcy, bo 25 października 1989 roku. Po drugie wiadomo już, że aby zmusić Wojciecha Świdnickiego do przerwanej współpracy, funkcjonariusze ciechanowskiej SB nachodzili jego matkę w miejscu pracy oraz podejmowali próby wywierania presji na władzach Sądu Wojewódzkiego w Warszawie w celu faktycznego pozbawienia jej prawa do wykonywania zawodu sędziego (co ostatecznie się nie udało).

W dokumentacji pozostającej w dyspozycji Instytutu Pamięci Narodowej zachowały się także ślady zainteresowania osobą Wojciecha Świdnickiego ze strony Wojskowej Służby Wewnętrznej. Kontrwywiad Wojskowy PRL zlokalizował w kręgu swoich osobowych źródeł informacji tajnego współpracownika, który znał się z Wojciechem Świdnickim. Był nim informator o ps. „Radek”, oficer LWP, mieszkaniec Pułtuska i kolega licealny Świdnickiego. Na jesieni 1986 bądź późną wiosną 1987 roku TW „Radek” otrzymał od ppłk. Ryszarda Piwońskiego z WSW (występował wówczas pod nazwiskiem operacyjnym „Malinowski”) polecenie skontaktowania się z Wojciechem Świdnickim. Do spotkania doszło. Wówczas TW „Radek” przekazał Świdnickiemu wiadomość i uprzedził go, że kontrwywiad wojskowy ma jego osobę na widelcu i że się nim aktywnie interesuje. W odpowiedzi miał usłyszeć od Świdnickiego, że chętnie podejmie grę i podrzuci „wojskówce” fałszywe wiadomości. Umówili się na zwrotny kontakt, do czego już później nie doszło. Na tym ślad zainteresowania Świdnickim przez komunistyczny kontrwywiad wojskowy się urywa. Wedle zachowanych zapisów w ewidencji operacyjnej WSW, tajnym współpracownikiem o ps. „Radek” miał być ppor. Jarosław Dzieszuk, ur. 1961 w Pułtusku, zarejestrowany w sierpniu 1987 roku i wyeliminowany z sieci operacyjnej WSW w sierpniu 1990 roku. Z kolei ppłk. Ryszard Piwoński vel Malinowski to wieloletni oficer WSW i WSI, szkolony w Moskwie, delegowany w 1999 roku służbowo do pracy w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów RP. Został odnotowany w Raporcie Przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI z lutego 2007 roku jako oficer WSI, który przed odejściem ze służby podjął nieudaną próbę zatarcia w swoich aktach personalnych faktu odbycia 10-miesięcznego szkolenia na kursie KGB w Moskwie.

Poważne podejrzenia części warszawskiego środowiska NZS wobec Wojciecha Świdnickiego o jego współpracę z SB pojawiły się wiosną 2010 roku (choć pierwsze, wśród niektórych działaczy, zrodziły się już na początku lat 90.). Miało to związek z incydentem polegającym na pominięciu jego osoby w przyznaniu odznaczenia za działalność podziemną. Tuż przed swoją tragiczną śmiercią w Smoleńsku Prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył za zasługi i opozycyjną działalność ponad 100 działaczy Niezależnego Zrzeszenia Studentów uczelni z terenu całego kraju. W grupie tej znaleźli się oczywiście wszyscy członkowie Zarządu Tajnego NZS UW im. Józefa Piłsudskiego – z wyjątkiem Wojciecha Świdnickiego. Pominięcie ikony warszawskiego NZS było wielkim zaskoczeniem dla środowiska oraz wywołało konsternację i liczne komentarze. Spowodowało także oburzenie niektórych jego kolegów z podziemia. Niektórzy z nich w akcie solidarności ze Świdnickim nie przybyli na uroczystość wręczenia odznaczeń w Belwederze (m.in. Jan Szczerba i Marek Kowalczyk). Skierowali oni także list do Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego z żądaniem ostatecznego wyjaśnienia statusu i przy czyn nieprzyznania Świdnickiemu odznaczenia. Podczas prezydentury Lecha Kaczyńskiego w ramach prowadzonej polityki odznaczeń praktyką było dokonywanie w archiwach IPN kwerend wobec osób, którym odznaczenia miano przyznać. Tomasz Ziemiński był wówczas urzędnikiem Kancelarii Prezydenta RP, gdzie został zatrudniony zaraz po odwołaniu go z funkcji dyrektora gabinetu Szefa Służby Wywiadu Wojskowego po wyborach parlamentarnych w 2007 roku. Jego milczenie w sprawie okoliczności pominięcia osoby Wojciecha Świdnickiego oraz przyczyn nieprzyznania mu odznaczenia dla części kolegów było widomym i wymownym znakiem potwierdzającym wątpliwości co do osoby Świdnickiego.

Wojciech Świdnicki podczas służby w UOP oprócz wykonywania zadań o charakterze białego wywiadu prowadził także działalność operacyjną. Miał do czynienia z dokumentacją operacyjną dotyczącą osobowych źródeł informacji, w tym także z aktami operacyjnymi wytworzonymi przez Służbę Bezpieczeństwa. Zajmował się kierunkiem wschodnim, przede wszystkim Ukrainą. Jak twierdzi, w swojej pracy nie natrafił na przypadek preparowania dokumentacji operacyjnej tajnego współpracownika. Uważa jednak, że do akt wytworzonych przez służby specjalne należy podchodzić z dużą rezerwą, ze względu na możliwość konfabulacji oficerów. Jak sam przyznaje sam także to robił jako funkcjonariusz.

Urząd Ochrony Państwa został zbudowany na fundamentach pozostawionych po Służbie Bezpieczeństwa PRL. Zachowano ciągłość kadrową i operacyjną z SB. Archiwa i ewidencja operacyjna SB automatycznie stała się częścią organizmu UOP. Przeprowadzona weryfikacja funkcjonariuszy miała w rzeczywistości charakter pozorowany. Praktycznie nienaruszony wywiad i kontrwywiad SB odnalazł swoje miejsce w nowych strukturach UOP. Wielu dawnych i aktywnych funkcjonariuszy Departamentu III SB – jednostki odpowiedzialnej za represje wobec działaczy podziemia oraz prześladowania – znalazło swoje miejsce w strukturach UOP, choćby w jednostce Piotra Niemczyka. Ten zaprosił do współpracy w kierowanym przez siebie biurze takich znanych i aktywnych w zwalczaniu niepodległościowych organizacji funkcjonariuszy SB jak: ppłk. Wojciech Garstka, ppłk Janusz Stradowski czy ppłk Jan Lesiak. Niemniej istniał wprowadzony i generalnie przestrzegany zakaz przyjmowania do służby w UOP osób, które zostały zarejestrowane w ewidencji operacyjnej SB jako tajni współpracownicy bądź jako inne kategorie świadomej współpracy.

Twórca UOP i wieloletni szef tej służby – Andrzej Milczanowski twierdzi, że od początku na spotkaniach służbowych z szefami Delegatur a także szefami Zarządów i Biur UOP oświadczał kategorycznie, że nie wolno przyjmować do służby w Urzędzie osób, które były tajnymi współpracownikami służb peerelowskich. Była to sprawa, jak twierdzi, oczywista dla wszystkich funkcjonariuszy zatrudnionych na kierowniczych stanowiskach w UOP – zarówno w centrali, jak też w terenie. Po latach Andrzej Milczanowski zapytany o casus Wojciecha Świdnickiego odpowiada, że nie jest mu znany ten konkretny przypadek, ale przypomina sobie dwa inne, kiedy to do  służby w UOP przyjęto osoby, co do których już po zakończonej rekrutacji okazało się, iż były tajnymi współpracownikami służb peerelowskich (w jednym przypadku była to osoba współpracująca z SB, w drugim – z WSW). Niezwłocznie po ustaleniu faktów współpracy osoby te zostały zwolnione z UOP. Opinii publicznej znany jest fakt nieudanej próby podjęcia służby w UOP przez Janusza Molkę. Ten były tajny współpracownik SB o ps. „Romkowski” uplasowany głęboko w gdańskich strukturach NZS-u, następnie ukadrowiony przez SB – twierdzi publicznie, że została wobec niego podjęta, nieudana zresztą, próba zwerbowania go przez UOP na tajnego współpracownika, z kolei według przedstawicieli UOP został on błyskawicznie zidentyfikowany i skompromitowany przez ludzi Andrzeja Milczanowskiego. Mniej znana jest historia jednego z Szefów Delegatur UOP z początku lat 90. ubiegłego wieku, który okazał się być byłym współpracownikiem Wojskowej Służby Wewnętrznej. Został on zdymisjonowany przez Szefa UOP – Andrzeja Milczanowskiego na krótko przed objęciem resortu spraw wewnętrznych przez Antoniego Macierewicza w 1992 roku. Najbardziej jednak znany jest przypadek ujawnienia współpracy ze służbami specjalnymi PRL płk. Mieczysława Tarnowskiego. Ten wieloletni funkcjonariusz Delegatury UOP w Krakowie, następnie były Zastępca Szefa ABW, został skompromitowany faktem współpracy z organami WSW w latach 1978–1990 jako tajny współpracownik o ps. „Alfa”. Tarnowski zataił w swoim oświadczeniu lustracyjnym swoje związki z WSW. Po ich ujawnieniu odszedł ze służby i stracił szanse na stopień generalski.
 

Wydruk z systemu informatycznego SB ZSKO dotyczący Wojciecha Świdnickiego. Na wydruku kolorem czerwonym podkreślono zapisz odnoszący się do współpracy ww. z SB w charakterze tajnego współpracownika oraz o zachowaniu dokumentów źródłowych w archiwum. System ZSKO został przejęty przez UOP po rozwiązaniu Służby Bezpieczeństwa (1990), którym aktywnie przez wiele lat posługiwano się przy weryfikacji kandydatów do nowej służby. Dlatego niemożliwym jest, by służby kadrowe UOP przeoczyły zapisy dotyczące przyszłego funkcjonariusza UOP – Wojciecha Świdnickiego.

Tylko pozornie pozostaje zagadką, jako mogło dojść do sytuacji ukadrowienia do służby w UOP dawnego tajnego współpracownika SB. Według zachowanej w 1990 roku w UOP dokumentacji operacyjnej po Służbie Bezpieczeństwa oraz obowiązujących wówczas procedur sprawdzających kandydatów do pracy w służbie – nie było możliwe przeoczenie zapisów dotyczących Wojciecha Świdnickiego jako Tajnego Współpracownika SB o ps. „Mikołaj” oraz pozostających w dyspozycji archiwum materiałów źródłowych powstałych w wyniku działalności TW. Trudno uwierzyć, aby ścisłe kierownictwo UOP oraz ówcześni oficerowie z naboru solidarnościowego (Konstanty Miodowicz, Wojciech Raduchowski-Brochwicz, Bartłomiej Sienkiewicz lub Piotr Niemczyk) nie uzyskali wglądu w wyniki dokonywanych przez służby kadrowe UOP standardowych sprawdzeń kandydatów do służby bądź nie zostali powiadomieni o poczynionych ustaleniach.


W kolejności od lewej: Wojciech Świdnicki, w środku - nieznany z nazwiska i imienia bezpośredni przełożony W. Świdnickiego naczelnik wydziału w Biurze Analiz i Informacji UOP (były oficer WSW)  oraz Jan Bryłowski. Zdjęcie wykonano w 1991 roku. Fot. w zbiorach autora.
 
Wielce prawdopodobnym jest, iż w wypadku Wojciecha Świdnickiego zadziałała zwykła kumpelska lojalność. Mógł zostać w najzwyklejszy sposób przepuszczony przez swoich kolegów wbrew stanowisku Milczanowskiego. Wychwalana dzisiaj przez Raduchowskiego-Brochwicza na łamach książki Grzegorza Chlasty Czterech: Brochwicz, Miodowicz, Niemczyk, Sienkiewicz skuteczność w wyłapywaniu podobnych przypadków okazuje się po latach być zwykłą lipą. Chyba że powody przyjęcia do służby w UOP byłego tajnego współpracownika SB mają inną naturę i mamy do czynienia z tajemnicą, którą będziemy mogli rozwiązać poznając w niej rolę komunistycznego kontrwywiadu wojskowego, a później WSI.

 



Źródło: Fragment książki „Konfidenci”

Piotr Woyciechowski