Internet obiegło zdjęcie kartki przyklejonej do szyby jednego ze sklepów: „Szanowny Kliencie! Wchodź śmiało! U nas nie ma Petru”. Lider Nowoczesnej jest za to w kółko w telewizji, prasie, a ostatnio bywał obecny także na ulicy jako czołowy obrońca demokracji przed PiS. – Nie tylko PO, lecz także zaplecze biznesowe tej partii, rozmaici przedsiębiorcy i osoby związane ze światem bankowości zrozumieli, że szybko potrzebny jest ktoś, kto zapełni medialną próżnię po liderach Platformy – tłumaczy tę „Petrumanię” dr hab. Rafał Chwedoruk.
Rok temu nazwisko Ryszarda Petru przeciętnemu Polakowi nie mówiło nic. A kiedy w mediach zaczęła padać nazwa „Nowoczesna”, łączono tę inicjatywę przede wszystkim z Leszkiem Balcerowiczem.
Petru był kojarzony jedynie jako uczeń Balcerowicza, przez media lansowanego na wybitnego speca od gospodarki. Warto przypomnieć, że kariera polityczna Balcerowicza zaczęła się jeszcze w PRL. Od 1969 r. należał do PZPR, z której wystąpił w 1981 r. Ponadto między 1978 r. a 1980 r. kierował zespołem doradców-ekonomistów przy premierze. W 1989 r. w rządzie Tadeusza Mazowieckiego został ministrem finansów.
CZYTAJ WIĘCEJ: Służby zakładają nową Platformę Obywatelską? Olechowski, Balcerowicz, Frasyniuk, Petru
Warto zaznaczyć, że
Petru należał od Unii Wolności, bez powodzenia startował z niej do sejmu w roku 2001. A jak wyglądały relacje między nim a Balcerowiczem? –
To był rok 1997 albo 1998, Leszek Balcerowicz przychodził do ministerialnej stołówki, a za nim trzech, czterech młodych facetów, w tym Petru. I to był taki widok, że my wszyscy zrywaliśmy boki ze śmiechu. Bo Balcerowicz siedział, nic nie mówił, tylko jadł obiad, szczęki mu się jak terminatorowi ruszały, a oni zamiast jeść, coś mu tam klarowali zaaferowani, prawie wchodząc mu do talerza – opowiada wieloletni pracownik Ministerstwa Finansów, proszący o zachowanie anonimowości. –
A Balcerowicz tylko refleksyjnie żuł. Chyba nie muszę mówić, jakie nam to wówczas nasuwało wnioski o hierarchii w tej grupie – dodaje.
Obecnie mało kto pamięta, że Balcerowicz miał jakieś związki z Nowoczesną, a Petru jest kreowany na główną gwiazdę opozycji. W mediach pojawia się bardzo często, ostatnio głównie jako dyżurny obrońca demokracji. Jednak najlepszym przykładem topornego lansowania lidera Nowoczesnej był artykuł w „Metrze” wydawanym przez Agorę, wydawcę „Gazety Wyborczej”. Tytuł publikacji przez wiele osób uważany był za żart:
„»Polski JFK« Dlaczego tak lubimy Ryszarda Petru?”. Wśród zalet bohatera artykułu wymienia się jego odważne przemówienia w sejmie, prosty i zwięzły język oraz
„dobry zespół”. Zarazem autor tekstu nie pomija faktu, że nieustająca obecność Petru w mediach bywa obiektem kpin:
„W sieci krążą zresztą żarty, że Petru non stop jest w mediach. AszDziennik podsumował to żartem: »PILNE. Ryszard Petru zaginął. Martwimy się. Od godziny nikt go nie widział w telewizji«”.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.
Źródło: Gazeta Polska
Magdalena Złotnicka