Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Saturnalia 2014. Od Walezego do „Ciechana”

„Tęczowe armie” i wspomagający je „prawdziwi Europejczycy”, wychowani na politycznej poprawności, zaczęli nawoływać w internecie do bojkotu piwa marki Ciechan i wylewania go przed kamerami.

GP
GP
„Tęczowe armie” i wspomagający je „prawdziwi Europejczycy”, wychowani na politycznej poprawności, zaczęli nawoływać w internecie do bojkotu piwa marki Ciechan i wylewania go przed kamerami. Samego producenta niemalże zlinczowano słownie. To nic innego jak zawoalowana agresja, rodzaj ataku wirtualnego, który ma podeptać i zniszczyć tego, kto się ze zboczeńcami nie zgadza - pisze Tomasz Łysiak w „Gazecie Polskiej”.

Henryk Walezy, nasz niezbyt udany „malowany król”, uciekł z Polski do bardziej dla niego zrozumiałej, „europejskiej” Francji, zakrywając przy tym uszy, by nie słyszeć ciągnącego się za nim okrzyku starosty oświęcimskiego: „Najjaśniejszy Panie, czemu uciekasz?”. Nad Sekwaną oddał się swoim ulubionym homoseksualnym ekscesom. Kobiecy sposób noszenia się i ubierania króla, dbałość o wygląd, kolczyki w uszach i zniewieściałość obejścia szły razem z upodobaniami względem chłopców.

Tłum jego bliskich zauszników, zwanych mignons, składał się z dwóch grup. Jedną tworzyli faktyczni specjaliści od spraw politycznych, drugą – grupa kochanków otaczających władcę lubieżnym wianuszkiem. Żona monarchy Luiza Lotaryńska nie mogła liczyć na sypialniane dowody męskości męża, gdyż ten wolał ubierać się w sukienki z dużymi dekoltami i kręcić biodrami przed stadem upudrowanych faworytów o fryzurach pełnych loczków i długich, trzepoczących, farbowanych rzęsach. Odkąd zresztą zmarła jego prawdziwa miłość w wydaniu kobiecym, Maria de Clèves, płeć piękna w ogóle przestała go interesować.

Oswajanie zboczenia

Jednak nawet wtedy, gdy królowie pokroju Henryka Walezego oddawali się homoseksualnym praktykom, w całym świecie obowiązywał prosty, czytelny system moralny, a sodomia była grzechem nie tylko w oczach Kościoła, też także zwykłych, prostych ludzi. Nikomu by na myśl nawet nie przyszło, żeby publicznie stawiać ją na równi z Bożym, naturalnym porządkiem rzeczy, w którym akt seksualny między kobietą i mężczyzną prowadzi do prokreacji.

Zresztą nawet „homoseksualizm” – jako termin stanowiący „miękką” formę opisu zboczenia – nie był jeszcze wymyślony. Dopiero w 1869 r. wprowadził go do dyskursu pisarz austriacko-węgierskiego pochodzenia, Karl Maria Kertbeny, i to także w ramach walki o „prawa człowieka”. Ówcześnie używane określenie „sodomia” ma obecnie w słownikach przypisane jedynie znaczenie odwołujące się do współżycia człowieka ze zwierzętami. Do lamusa odchodzi powoli równie „przestarzała” pederastia. Tak wywalczona przez zdeprawowane lobby światowe zmiana językowej świadomości każe obecnie nazywać sodomitów gejami!

Osiągnięcia współczesności

Homoseksualne praktyki niezwykle rzadko (potwierdzają to badania) są wynikiem genetycznych zaburzeń. W przeważającej części to sprawa środowiska, wychowania czy wreszcie sposobu życia. Jak koszmarny bywa wpływ homoseksualnych rodziców na dziecko, pokazała ostatnio historia pewnej Kanadyjki, lesbijki, która stwierdziła, że jej synek (wychowywany w homozwiązku) przestał uważać się za chłopca. Matka nakazała szkole, by od tej chwili zacząć zwracać się do niego jak do dziewczynki, a także pozwolić mu korzystać z damskiej toalety itp. Sam fakt, że dochodzi do takich sytuacji, że środowisko szkolne nie za bardzo wie, jak sobie z tym poradzić, że w ogóle o tym mówimy, piszemy i dyskutujemy, jest jednym z wielu symptomów cywilizacyjnej choroby, która toczy współczesny świat. 

I tak polski bokser, od lat mieszkający w Niemczech i nasiąkający tam atmosferą „wolności”, która jest niczym innym jak samowolą, publicznie zaatakował polskie społeczeństwo za brak tolerancji. Uczynił to oczywiście w studiu telewizyjnym redaktora Lisa, z uporem godnym czerwonego bojownika drążącego, gdzie się tylko da, podstawy polskiego bytu duchowego. 

Kolejnym szczytem stała się zmasowana akcja wymierzona w polskiego piwowara Marka Jakubiaka. „Tęczowe armie” i wspomagający je „prawdziwi Europejczycy”, wychowani na politycznej poprawności, zaczęli nawoływać w internecie do bojkotu piwa marki Ciechan i wylewania go przed kamerami. Samego producenta niemalże zlinczowano słownie. To nic innego, jak zawoalowana agresja, rodzaj ataku wirtualnego, który ma podeptać i zniszczyć tego, kto się ze zboczeńcami nie zgadza.

Terror politycznej poprawności

Podobnie rzeczy wyglądają na portalach społecznościowych, np. na Facebooku, w którym cenzuruje się treści, a tych, którzy mają poglądy konserwatywne, po prostu knebluje się, odbierając im prawo głosu, zamykając strony, blokując możliwości wpisu. To faktycznie  czysty terror, niczym za rewolucji francuskiej, tyle że nie fizyczny, lecz działający w sferze świadomości.

Co jest tak naprawdę osią tego ataku? Nie chodzi nawet o poszczególnych, szykanowanych ludzi, którym zdawało się, że żyją w wolnym kraju, więc mogą w wolny sposób wyrażać swoje poglądy. Jesteśmy świadkami zmasowanego, brutalnego ataku na system chrześcijańskich wartości, tych wartości, które budują naszą tożsamość, kulturę i nasz duchowy kręgosłup. Lobby homoseksualne nie musi biec z kamieniami w rękach i rzucać nimi w okna, by wybić szyby. Można przeciwnika niszczyć innymi sposobami…

Działanie zła

Henryk Walezy podjął decyzję o byciu homoseksualistą po tym, gdy dowiedział się, że jego ukochana nie żyje – płakał przez osiem dni, a następnie postanowił, że od tej pory będzie się oddawał praktykom sodomskim. Zaczął także nosić przerażające amulety zła – rodzaj różańca z czaszek, o których jedni pisali, że są zrobione z porcelany, inni, że to prawdziwe trupie główki. Otoczył się Walezy całą bandą owych wspomnianych wyżej mignons, którzy konkurowali między sobą o jego względy, często tocząc pojedynki na śmierć i życie.

Natomiast swoich przeciwników politycznych król likwidował najchętniej po cichu. Kardynała lotaryńskiego Karola Gwizjusza pozbył się w sposób dość wyrafinowany. Otóż w grudniu 1574 r. rozpoczęły się w Awinionie tradycyjne obrzędy penitentów-biczowników, którzy szli w trzech procesjach (odrębnie biali, czarni i błękitni). W jednej z nich postanowił wziąć udział król. Odradził trudną drogę swojej matce, ale zmusił do marszu kardynała. Razem z królem szli w pobożnym pochodzie jego dworzanie, dźwigając pokutne krzyże.

Grudzień był już bardzo zimny – zacinał deszcz ze śniegiem, ulice były mokre i śliskie. Karol Gwizjusz szedł także ze swoim krzyżem na plecach i nie było to dla niego łatwe. Ślizgał się, upadał, przemókł do cna i zakończył procesję zupełnie wycieńczony. Młodzież tymczasem traktowała to jako okazję do niezłej zabawy, wiedząc zresztą, że wieczorem zaczną się tańce i hulanki z królem. Co jednak dla nich stanowiło jedynie ubarwienie dnia, dla starego kardynała okazało się śmiertelną pułapką, prawdziwą drogą krzyżową. Wycieńczony i zziębnięty, rozchorował się, a kilka dni później zmarł, trawiony gorączką. Nad Francją zerwał się wtedy straszliwy huragan. Wielu mówiło, że to zły znak. Ale hugenoci i królowa Katarzyna Medycejska byli zadowoleni. Władczyni przy wieczerzy uniosła kielich, mówiąc z radością: „Będziemy mieli pokój od tej chwili, skoro kardynał lotaryński nie żyje”. Nagle szklanica wypadła jej z rąk i podobno od tego czasu widywała staruszka w koszmarnych snach.

A mignons o kręconych loczkach i upudrowanych noskach? Razem z Walezym bawili się przez całą noc. W końcu był powód. Trwały Saturnalia. Trwają i teraz… Ciągłe medialne Saturnalia… A w ich trakcie gejowskie lobby niszczy przeciwników równie skutecznie, jak czynił to przed wiekami Henryk Walezy.

 



Źródło: Gazeta Polska

Tomasz Łysiak