Sens i przekaz słów wypowiadanych przez szefa rządu jednego z największych krajów Europy w chwili, gdy stoimy wszyscy wobec wydarzeń żywo przypominających atmosferę lat 30. ubiegłego wieku, każe poważnie zastanowić się nad fatalnymi rządami PO. Nie ulega wątpliwości, że Ewa Kopacz, namaszczona przez „króla Tuska” na namiestnika w Prywislinskim Kraju, stanowi kolejne, jeszcze słabsze, jeszcze mniej sprawne oblicze tej samej władzy.
Alegoria Polski jako kobiety często pojawiała się w naszej kulturze, szczególnie wtedy, gdy byliśmy uciemiężeni, pobici, rozdarci przez zaborców. Dość wspomnieć malowane pędzlem wypowiedzi sygnowane przez Matejkę i Grottgera czy pomniejszych artystów, autorów pocztówek, rycin, ilustracji patriotycznych. Rzeczpospolita ujarzmiona miała wizerunek skrzywdzonej kobiety, panny, dziewicy. Polska klęcząca, Polska płacząca, Polska słaba, Polska mająca na rękach kajdany. Owszem – piękna, owszem – niewinna, czysta i szlachetna, lecz jednocześnie bezsilna, smutna i skrępowana ofiara, nad którą unoszą się cienie bandziorów.
Zdumienie i zażenowanie
Na pytanie jednego z dziennikarzy dotyczące naszego zaangażowania w sprawy ukraińskie, nowa pani premier odpowiedziała w trakcie prezentacji swojego rządu w tak infantylny sposób, że wielu komentatorom ręce dosłownie opadły, uderzając z hukiem w klawiatury komputerów. W świat poszedł przekaz, który ma wymiar smutny i wstydliwy. Media całego globu, od rosyjskich (oczywiście zachwyconych takim obrotem sprawy) po amerykańskie („The New York Times”), cytowały słowa Ewy Kopacz ze zdumieniem i zażenowaniem. Warto tych parę zdań przytoczyć dosłownie, gdyż wszelkie opisy mogłyby się zdawać złośliwie krzywdzące czy naginające rzeczywistość. Oto te złote myśli (powtarzam je w całości za Łukaszem Warzechą, sam niestety nie nagrałem wiekopomnej chwili, by móc ją potem wnukom puszczać ku rozbawieniu i przestrodze): „Wie pan, ja jestem kobietą. Ja sobie wyobrażam, co ja bym zrobiła, gdyby na ulicy nagle pokazał się człowiek, który nagle wymachuje jakimś ostrym narzędziem albo trzymał w ręku pistolet. Pierwsza moja myśl: tam za moimi plecami jest mój dom i tam są moje dzieci. Więc wpadam do domu i zamykam drzwi, i opiekuję się własnymi dziećmi. Co w takiej sytuacji zrobiłby mężczyzna? Pewnie pomyślałby: »Nie mam nawet porządnego kija w ręku, ale jak to, ja nie stanę, nie będę się tu z nim tłukł tylko dlatego, że on tu się odważył przyjść i grozić mojej rodzinie?«. Więc odpowiem jedno: Polska powinna zachowywać się jak polska rozsądna kobieta. Nasze bezpieczeństwo, nasz kraj, nasz dom, nasze dzieci są najważniejsze. Co nie znaczy wcale, że powinniśmy dzisiaj mówić głosem odrębnym od Unii, wręcz przeciwnie, i ja uważam, że nie powinniśmy dzisiaj na wyścigi być czynnym uczestnikiem tego konfliktu zbrojnego. Ale powinniśmy, jeśli tylko zdecyduje ta duża rodzina europejska, że chcemy pomagać Ukrainie, bezwzględnie powinniśmy w tej pomocy, ale razem z innymi krajami europejskimi, uczestniczyć”.
Pal sześć niezgrabność językową, drżący jak u pensjonarki głos i rażący brak pewności siebie, który z pani Ewy Kopacz zrobi zapewne w Europie „Miedzianą Damę”, która jest jak „miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący”. Chociaż i ta nawet, czysto formalna sprawa ukazuje słabość nowej premier. Ale sens i przekaz słów wypowiadanych przez szefa rządu jednego z największych krajów Europy w chwili, gdy stoimy wszyscy wobec wydarzeń żywo przypominających atmosferę lat trzydziestych ubiegłego wieku, każe poważnie się zastanowić nad fatalnymi rządami Platformy Obywatelskiej. Nie ulega wątpliwości, że Ewa Kopacz, namaszczona przez „króla Tuska” na namiestnika w Prywislinskim Kraju, stanowi kolejne, jeszcze słabsze, jeszcze mniej sprawne oblicze tej samej władzy. Pieczętuje i kontynuuje sposób myślenia o Polsce swego oświeconego jaśnie poprzednika.
Smoleńsk jako sprawdzian
Bo trzeba zdać sobie sprawę, że „Polska – słaba kobieta” to była już Rzeczpospolita zarządzana tuskową ręką. Ona się nie zmienia, nie nabiera nowych znaczeń i wymiarów. Już taka była. A najbardziej widomym, tragicznym tego znakiem jest sprawa Smoleńska. Smoleńsk był przecież sprawdzianem siły, sprawności, wyobraźni politycznej i historycznej, był sprawdzianem tego, jak rozumie się układ sił w Europie i na świecie, jak widzi się naszą pozycję w stosunku do Rosji, był wreszcie sprawdzianem na to, jak rząd i struktury państwowe będą potrafiły zachować się w sytuacji kryzysowej i de facto wojennej. Wobec katastrofy, która na pierwszy rzut oka powinna kazać postawić pytania o możliwość zamachu terrorystycznego, wobec śmierci polskiego prezydenta i najważniejszych elit na terytorium Rosji, na obszarze zarządzanym i dowodzonym przez rosyjskie wojsko, Polska Donalda Tuska zachowała się właśnie jak słaba, wiarołomna kobieta.
Tchórzostwo, wycofanie i paniczne reakcje
W historii naszego kraju mieliśmy i mamy wiele kobiet wspaniałych, dzielnych, niezłomnych, silnych duchem i sercem. Przez dziesięciolecia niewoli były one ostoją polskości, uczyły Polaków patriotyzmu i kształtowały te cechy charakteru, które potem pozwoliły młodzieży chwycić za broń i rzucić swoje życie na stos – w Legionach, na szańcach powstańczej Warszawy czy barykadach wznoszonych przez Solidarność na ulicach. Na nieszczęście, w obecnej sytuacji nie o kobiety pokroju Emilii Plater czy Inki Siedzikówny chodzi. Polska – słaba, zalękniona kobieta, skłonna do ucieczki – ma twarz Ewy Kopacz właśnie. Właśnie jak taka kobieta zachował się polski rząd po katastrofie smoleńskiej. Jak kobieta, która wobec sytuacji kryzysowej płacze, boi się, nie potrafi przejąć inicjatywy, myśleć i działać szybko.
Oddanie śledztwa Rosjanom, godzenie się na wszystkie najgorsze dla Polski rozwiązania, spuszczanie głowy, brak inicjatyw w kluczowych sprawach (takich choćby jak wybór przedstawiciela pełnomocnego przy MAK, którego po prostu wskazał Putin, nie pytając nas o zdanie), niedbanie o kluczowe dowody rzeczowe, brak opieki nad rodzinami ofiar, niezadbanie o odpowiednie zabezpieczenie ciał (zarówno jeśli chodzi o sprawy dotyczące śledztwa, stosownych procedur sekcyjnych, jak i te z poszanowaniem czci i godności) czy wreszcie oddanie na pastwę Rosjan zwłok śp. Prezydenta Rzeczypospolitej, co doprowadziło do publicznego ich znieważenia poprzez publikację zdjęć na internetowych portalach. Ta właśnie tchórzliwa, wycofana, paniczna reakcja – to była „Polska jako kobieta” w wydaniu dobrze rozumiejącego się duetu Donald Tusk–Ewa Kopacz. Trzeba oczywiście pamiętać o osobistym „zaangażowaniu” pani premier w smoleńskie wydarzenia, gdy zjawiła się tam tuż po katastrofie, zachowując dokładnie tak jak owa wspomniana kobieta na ostatniej prezentacji rządu. Taka właśnie, która w chwili próby ucieka do własnego mieszkania, chowa głowę pod poduszkę i przygarnia do siebie płaczące dzieci. Co gorsza, identycznie w sprawie smoleńskiej zachowywał się Donald Tusk. Ten jednak posiada niezwykły talent aktorski i własne słabości potrafi przykrywać rewelacyjnie odgrywanym spektaklem, w którym uśmiechy i dobrze wystudiowane spojrzenia mieszają się z doskonale ułożonymi frazesami i zgrabną retoryką. Iście papkinowskie zdolności. Drżący głos Ewy Kopacz tłumaczącej światu, że Polska powinna być jak kobieta, nie jest tylko wyrazem jej słabości. Oto spomiędzy zasłon, muślinów, okotarowań, kulis i całej pięknej dekoracji usilnie stawianej przez Donalda Tuska przez ostatnie lata wychodzi na jaw prawda. Z aktorów opadają maski. Spływa makijaż.
Czy teraz Polska powinna być jak taka kobieta? Wręcz przeciwnie, szanowna pani premier, Polska powinna być jak mężczyzna. Mężczyzna, który dba o swój dom i jest jego głową. Mężczyzna, który nie boi się stawać przeciwko niebezpieczeństwom, jest rozsądny i odważny. Mężczyzna taki, jakich Polska miała tysiące. Niezłomnych, twardych, trwających ciągle przy tym, co dla nas najważniejsze. Polska powinna być mężna.
Tekst ukazał się w najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska"
Źródło: Gazeta Polska
Tomasz Łysiak